- Harry!
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Ale dlaczego zemdlał?
Harry otworzył oczy.
Pochylało się nad nim siedem głów. Światła już działały, a wibracje
podłogi wskazywały na to, że pociąg już ruszył.
- Coo...? - wyjąkał Harry, siadając na podłodze i poprawiając okulary na
nosie.
- Harry!
- Harry, wszystko w porządku? - spytał profesor Lupin.
- Tak - odpowiedział Harry wspierając się na łokciu. - Co się stało?
- No, Malfoy uciekł, co chyba jeszcze widziałeś... - powiedział Fred.
- ... i przyszła taka zakapturzona postać... - kontynuował George.
- ... i zrobiło się nagle strasznie zimno... - ciągnął Ron.
- ... i poczułem się, jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwy... -
mówił dalej Neville.
- ... i zemdlałeś, Harry... - kontynuowała Hermiona.
- ... i wtedy profesor Lupin kazał temu odejść... - ciągnęła Ginny.
- ... ale 'to' się nie posłuchało, więc je wygoniłem - dokończył
profesor Lupin.
- Ale nikt z was nie zemdlał? - upewnił się Harry.
Pokręcili głową.
- Harry, to nie ma nic ze słabością - powiedział Lupin, jakby czytając
jego myśli. - To był jeden z dementorów z Azkabanu...
- Wiedziałem - mruknął Harry.
- ... a one wysyłają z człowieka całe szczęście - kontynuował Lupin. -
zostawiając tylko najgorsze wspomnienia. A twoje najgorsze wspomnienia mogą sprawić, że
ktokolwiek zemdleje.
Harry poczuł się trochę lepiej.
- Masz, zjedz - Lupin wręczył mu czekoladę, którą następnie podzielił
dla pozostałych. - Na pocieszenie mogę dodać, że gdyby dementor zbliżył się do
młodego pana Malfoy'a, jestem pewien, że on by zobaczył, lub usłyszał, ciebie
rzucającego na niego zaklęcia i to właśnie przed tym uciekał.
Przedział zatrząsł się ze śmiechu.
- A no właśnie - Lupin spojrzał po uczniach. - Mam nadzieję, że
będziecie na tyle mili, by zapomnieć o tym incydencie z Malfoy'em.
- A dlaczego pan nie dał Harry'emu szlabanu? - spytała niepewnie
Hermiona. - Oczywiście to dobrze, że pan tego nie zrobił, ale...
Lupin uśmiechnął się.
- Sam robiłem podobnie z moimi przyjaciółmi, gdy byłem jeszcze w szkole
- wyjaśnił z uśmiechem.
- Sam pan... - George i Fred spojrzeli na niego z podziwem.
- Sam wymyśliłem Zaklęcie Mydlące - przyznał Lupin.
- Łał - powiedzieli bezgłośnie bliźniacy.
- Levicorpus było bardzo popularne w naszych czasach -
wyliczał Lupin, - a Zaklęcie Nietrwałego Przylepca było znane już wcześniej -
przez twarz profesora przeleciał uśmiech. - Jeden z moich przyjaciół pochodził
z rodziny czystej krwi, gdzie wszyscy trafiali do Slytherinu... Ale on był w
Griffindorze - dodał szybko, widząc krzywe miny Weasley'ów, Neville'a i
Hermiony. - Jego rodzinie się to nie podobało, matka wysłała mu Wyjca, gdy się
dowiedziała, więc musiał przyklejać Gryfońskie dekoracje Zaklęciem Trwałego
Przylepca. Gdy kiedyś dowiedział się, że jego mama przykleiła tam herb
Slytherinu tym zaklęciem, wymyślił przeciwzaklęcie i zmienił nazwę Zaklęcia
Trwałego Przylepca na Zaklęcie Nietrwałego Przylepca.
- Ale to musiało być bardzo trudne! - zawołała Hermiona.
- Nie takie rzeczy wymyślaliśmy - Lupin wzruszył ramionami. - A teraz
wybaczcie, muszę porozmawiać z konduktorem.
Profesor opuścił przedział.
- Fajny jest, nie? - powiedział Ron.
- Fajny? - zdziwił się Fred.
- Trochę szacunku, Ron - powiedział George.
- Gość jest wspaniały! - oznajmił zachwycony Fred.
Hermiona przechyliła w zamyśleniu głowę.
- No ale... Rozrabiał, gdy był w szkole... - powiedziała niepewnie. -
Nie sądzicie, że mimo wszystko powinien wstawić Harry'emu szlaban?
Harry pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Hermiona, naprawdę chcesz, żebym spędził kolejny miesiąc na
szlabanach? - spytał.
Hermiona spojrzała na niego.
- Chodzi mi tylko o to, że to nauczyciel! - wybuchła. - Nie powinien
tolerować złego zachowania! Co, jeśli następnym razem to będzie Malfoy, to jemu
odpuści?! Co, jeśli jakiś uczeń kogoś zrani, a on powie, że... że mu 'się
należało'?!
- No wiesz, Hermiona - usłyszeli głos Lupina. - Nikomu nic się tym razem
nie stało, więc po co się tak złościć? A co do tolerowania złego zachowania...
- Lupin mrugnął do Harry'ego. - Nie wiem, o czym mówisz.
Hermiona zrobiła się cała czerwona.
- A na Snape'a nigdy się tak nie denerwowałaś - zauważył Ron. - On
zawsze odpuszcza Ślizgonom.
- Snape? - zdziwił się Lupin i poruszył się nieznacznie.
- Uczy Eliksirów - wyjaśnił Neville. - I jest okropny.
- Zwłaszcza dla Neville'a i Harry'ego - dodał Ron.
Lupin spojrzał na Longbottoma.
- A dlaczego jest dla ciebie okropny? - spytał zaskoczony.
- Źle się uczę - przyznał Neville.
Lupin pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Łatwiej się nad tobą znęcać - powiedział. - Typowe.
- Znał pan Snape'a? - spytała nieśmiało Ginny.
- Tak... - Lupin przechylił w zamyśleniu głowę. - Znaliśmy się bardzo
dobrze. Zwłaszcza nasze słabe punkty, w końcu to w nie uderzaliśmy...
- To znaczy? - spytał Fred.
- Nienawidziliśmy siebie nawzajem, co zresztą jest powodem, dla którego
Harry teraz cierpi na Eliksirach.
- Jak to? - spytała Ginny.
- Jednym z moich przyjaciół, o których wam wspominałem był James Potter.
Wszyscy, oprócz samego Harry'ego, wytrzeszczyli na niego oczy.
- Jak to...? - wyjąkał Neville, siadając na miejscu.
Pokój wypełnił się gęstą, śmierdzącą, żółtą mgłą.
- Neville! - krzyknęli jednocześnie Fred i George. - Usiadłeś na naszych
Łajnobombach!
- A musieliście je tutaj kłaść?! - krzyknęła Ginny z pretensją.
Nagle mgła zaczęła znikać, a oczom uczniów ukazał się machający różdżką
profesor Lupin.
- Gotowe - oznajmił, gdy smród zniknął.
- Jak pan...? - wyjąkał Fred
- Przecież smrodu Łajnobomb nie da się usunąć! - wykrzyknął George.
- Wynalazek twojego ojca, Harry - odparł Lupin z uśmiechem. - Łajnobomby
wybuchały w naszym dormitorium mniej więcej raz na tydzień, więc nie dziwcie
się, że odczuliśmy potrzebę, by ten smród w jakiś sposób usunąć.
- Łał - powtórzyli bezgłośnie bliźniacy.
Lupin uśmiechnął się do nich.
- Idź, skonfiskuj kilka - powiedział, wskazując na odznakę prefekta na
piersi Freda. - Też tak robiłem, chociaż to bardziej na zlecenie niż z własnej
woli.
- Jasne! - wykrzyknął Fred. - Chodź, George, ty podłożysz kilka pod
przedział tego Malfoy'a...
Rudowłosi bliźniacy opuścili przedział.
- Więc... - zaczął niepewnie Neville. - Czego pan uczy, panie
profesorze?
- Obrony przed Czarną Magią - odpowiedział Lupin.
- Och... - powiedziała Hermiona. - A... Jak panu na imię?
- Remus, Remus Lupin - odparł nauczyciel.
Ron i Hermiona spojrzeli na Harry'ego.
- Skąd
wiedziałeś? - spytali bezgłośnie.
Harry tylko się uśmiechnął. Na razie jeszcze nie miał zamiaru nikomu
mówić, co wiedział o swoich rodzicach i Syriuszu.
- Jeszcze jakieś pytania? - spytał Lupin z uśmiechem.
- Dlaczego pan... To znaczy... Dlaczego ty tu pracujesz? - wypalił Ron.
- Trudno jest znaleźć pracę - przyznał profesor. - A profesor Dumbledore
był na tyle miły, że zgodził się dać mi posadę... Więc ją przyjąłem. A teraz -
dodał, spoglądając na zegarek - przebierzcie się, za chwilę dojedziemy.
☆★☆
Niedługo potem pociąg zatrzymał
się na stacji i wylał się z niego tłum uczniów. Harry, Hermiona, Ron i Neville
ruszyli w kierunku powozów mających ich zawieść do Hogwartu. Ginny natomiast
zarumieniła się, patrząc na Harry'ego i bąknęła, że musi iść, a następnie
pobiegła do swoich koleżanek.
- Jak tam, wy troje! - wykrzyknął Hagrid,
machając do nich wielką dłonią. - O, hej, Remus! - dodał, widząc nauczyciela.
Harry, Ron i Hermiona odmachali, ale nie
zatrzymali się, by porozmawiać, bo tłum uczniów popchał ich w kierunku powozów.
Czwórka trzecioklasistów usiadła razem.
- Mam nadzieję, że często będziemy mieli
Obronę - powiedział Ron, rozsiadając się na siedzeniu.
- Ja też - odparł Harry. - A teraz przesuń
się, Ron, bo zajmujesz dwa miejsca.
Rudzielec posłusznie się przesunął.
- Mnie bardziej zastanawia, co takiego
profesor Lupin, tata Harry'ego i ich przyjaciele robili Snape'owi, skoro on
teraz tak nienawidzi Harry'ego - powiedziała Hermiona.
Harry wyszczerzył zęby.
- Nie chcesz wiedzieć - powiedział z
uśmiechem.
Ron, Hermiona i Neville przyjrzeli mu się
uważnie.
- Harry, skąd ty to wiesz? - spytał
Neville. - Zachowujesz się, jakbyś... Niedawno rozmawiał ze swoimi rodzicami.
- No właśnie - zgodziła się Hermiona. -
Wcześniej uważnie słuchłeś wszystkiego, co mówiono o twoich rodzicach, a teraz,
gdy dowiedziałeś się, że Lupin przyjaźnił się z twoim ojcem, jako jedyny nie
byłeś zdziwiony, a tym bardziej zaciekawiony!
- I wiedziałeś o Lupinie dużo - dodał Ron,
- zupełnie jakby już ktoś ci o nim mówił.
Harry westchnął. Został poproszony, by
nikomu nie mówił, że jego rodzice żyją, zresztą uznał, że nawet gdyby
powiedział, prędzej uznano by go za wariata, niż mu uwierzono.
- Nieważne - powiedział. - Kiedy indziej
wam wyjaśnię.
- Czyli kiedy? - spytała Hermiona.
Może nigdy, pomyślał, ale powiedział
wymijająco:
- Zobaczę.
Powóz zatrzymał się, a czwórka uczniów
zeskoczyła na ziemię.
- Harry, to 'zobaczę' może długo potrwać -
naciskała Hermiona. - Powiedz teraz, po co odkładać?
- Ej, Potter, naprawdę zemdlałeś? -
krzyknął w ich kierunku Malfoy.
Harry nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy,
widząc Ślizgona. W myślach zanotował sobie, że musi pamiętać, by nie zachowywać
się, jakby więcej wiedział.
- No wiesz, Malfoy, ja przynajmniej nie uciekłem
z krzykiem na widok jednego dementora - powiedział chłodno.
Malfoy, tym razem w asyscie swoich dwóch
goryli, Crabbe'a i Goyle'a, podszedł bliżej.
- Zastanawiałem się właśnie, czy nie
powiedzieć profesorowi Snape'owi o tym 'incydencie' z pociągu - wysyczał.
- To świetnie - oznajmił Harry spokojnie,
chociaż tak naprawdę bał się, że Ślizgon wykona swoją groźbę i pójdzie akurat
do Snape'a. - Szukałem osoby, na której mógłbym wypróbować kilka zaklęć, z
czego około połowa jest niebezpieczna. Chętnie skorzystam z twojej propozycji,
a obawiam się, że w obronie twoi goryle ci nie pomogą, bo choć mają wielkie
ciało, to małe móżdżki.
Oczy Malfoy'a zwęziły się w szparki.
- Więc lepiej nic nie mów, bo dla mnie to
się skończy rocznym szlabanem, a dla ciebie całożyciowym pobytem w Szpitalu Św.
Munga - dokończył spokojnie Harry.
Ślizgoni zacisnęli pięści.
- Niech ci będzie - wysyczał w końcu
Malfoy, a następnie odwrócił się i odszedł.
- I obyło się bez różdżek. Gratulacje,
Harry.
Trzecioklasiści odwrócili się. Za nimi stał
Lupin.
- Myślę, że twój ojciec mógłby się od
ciebie sporo nauczyć - oznajmił w zamyśleniu. - Chociaż nie, na Snape'a takie
groźby by nie podziałały. W przeciwieństwie do pana Malfoy'a, Snape znał
całkiem sporo zaklęć, a towarzystwo, z którym się zadawał, z pewnością nie
miało aż tak małych móżdżków, chociaż muszę przyznać, że śmierciożercy nie
grzeszą bystrością...
- Snape był śmierciożercą?! - wykrzyknęła
Hermiona.
- Nie tak głośno, Hermiona, bo jeszcze cię
usłyszy - uspokoił ją Lupin. - Ale z tego co wiem, to tak. Ale teraz
pospieszcie się, bo uczta nie poczeka - nauczyciel ruszył w kierunku zamku.
- To chyba dla niego typowe - mruknął Ron,
gdy wchodzili po zamkowych schodach. - Zasypywać nas szokującymi informacjami,
a potem odchodzić.
W odpowiedzi przytaknęli.
- Potter, Granger!
Odwrócili się.
- Nie znowu... - zaczął Ron, ale gdy
zobaczył, kto ich wołał, natychmiast zamilkł. - Dzień dobry, profesor McGongall!
- Witaj, Weasley - odparła chłodno
opiekunka Gryffindoru. - Idź z panem Longbottomem na ucztę, was nie wołałam.
Potter, nie rób takiej miny. Z tego, co wiem, to nic jeszcze nie nabroiłeś,
chociaż znając ciebie, do końca rokj szkolnego zdążysz złamać ze sto zasad,
ratując przy okazji Hogwart przed kolejnym wcieleniem Sam-Wiesz-Kogo. A teraz,
Potter, chodź ze mną i ty, Granger, też.
McGongall zaprowadziła ich do swojego
gabinetu.
- Siadać - powiedziała. - Potter,
słyszałam, że zasłabłeś w pociągu.
Harry zarumienił się. Nienawidził, gdy
wszyscy zajmowali się jego osobą.
- Ja nie...
Do gabinetu weszła szkolna pielęgniarka,
pani Pomfrey.
- Och, to znowu ty - oznajmiła, gdy
zobaczyła Harry'ego. - Znowu szukałeś guza?
- To był dementor, Poppy - poinformowała ją
łagodnie McGongall.
Wymieniły spojrzenia.
- W tyn roku jeszcze wiele zasłabnie -
zacmokała pani Pomfrey. - Dementorzy są okropni, a dla osób, które są
delikatne...
- Profesor Lupin powiedział, że to nie ma
nic ze słabością! - wykrzyknął Harry. - Powiedział, że dementory wysysają z
człowieka wszystkie wesołe wspomnienia, i że moje najgorsze wspomnienia mogą
sprawić, że ktokolwiek zemdleje!
Pani Pomfrey i McGongall spojrzały na niego
z zaskoczeniem.
- Skąd...? - zaczęła opiekunka Griffindoru.
- Już mówiłem, profesor Lupin nam
powiedział - odparł Harry.
- Powinieneś przynajmniej zjeść trochę
czekolady - powiedziała niepewnie pani Pomfrey.
- Profesor Lupin mi dał. Dał nam wszystkim.
- No, w końcu jakiś nauczyciel Obrony przed
Czarną Magią, który zna się na rzeczy - ucieszyła się pani Pomfrey. - Cóż,
myślę, że to tyle.
- Dobrze - McGongall skinęła głową, a
pielęgniarka opuściła gabinet. - Potter, mam nadzieję, że sam trafisz do
Wielkiej Sali?
- Jasne, pani profesor - powiedział Harry,
po czym opuścił gabinet.
Gdy upewnił się, że nikogo nie ma na
korytarzu, wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów.
- Uroczyście przysięgam, że nie planuję nic
dobrego - wymamrotał, oddalając się od gabinetu wicedyrektorki.
Harry przeleciał wzrokiem po narysowanej na
Mapie Wielkiej Sali. Pierwszoroczniacy czekali jeszcze w holu, więc Tiara
Przydziału nie została jeszcze najprawdopodobniej zabrana z gabinetu dyrektora.
Harry ruszył w kierunku pokoju
Dumbledore'a. Doszedł do strzegącego wejścia feniksa, za pomocą Mapy upewnił
się, że nikogo nie ma w pobliżu, a dyrektor jest w Wielkiej Sali, po czym
wypowiedział hasło zdobyte dzięki Mapie i wszedł do środka.
Podszedł do leżącej na biurku Tiary
Przydziału. Wyciągnął różdżkę i wymamrotał zaklęcie. Tiarę otoczyła srebrna
poświata, która następnie znikła między szwami Tiary, używanej przez nią jako
usta.
Plan zadziałał.
Co się dzieje?! Harry, co ry robisz, ty tłuczku?! :O Lecę dalej!
OdpowiedzUsuń,,Potter, nie rób takiej miny. Z tego, co wiem, to nic jeszcze nie nabroiłeś, chociaż znając ciebie, do końca rokj szkolnego zdążysz złamać ze sto zasad, ratując przy okazji Hogwart przed kolejnym wcieleniem Sam-Wiesz-Kogo. A teraz, Potter, chodź ze mną i ty, Granger, też.''
OdpowiedzUsuńHahahahha... Uwielbiam to <3
Lecę dalej! ;)
,,Potter, nie rób takiej miny. Z tego, co wiem, to nic jeszcze nie nabroiłeś, chociaż znając ciebie, do końca rokj szkolnego zdążysz złamać ze sto zasad, ratując przy okazji Hogwart przed kolejnym wcieleniem Sam-Wiesz-Kogo. A teraz, Potter, chodź ze mną i ty, Granger, też.''
OdpowiedzUsuńHahahahha... Uwielbiam to <3
Lecę dalej! ;)
O Harry! Co ty wyprawiasz?! Lecę dalej i bardzo fajny rozdział
OdpowiedzUsuń