• oczami Kevina •
- Idziesz, czy nie?!
- To niebezpieczne!
- A ty kto, tchórz?!
- Nie jestem tchórzem, po prostu uważam, że to jest niebezpieczne!
Katherine i ja siedzieliśmy na fotelach w Pokoju Wspólnym Ravenclawu i, co tu dużo mówić, kłóciliśmy się.
Dziewczyna wstała i założyła ręce na piersiach.
- Dobrze. Dobrze. Zrobię to sama, skoro ty się boisz. Tylko nie myśl później, że Czarny Pan cię wynagrodzi.
- Ciszej, ktoś usłyszy - syknąłem.
- A co mnie to obchodzi?!
- Kath... erine, usiądź z powrotem i błagam, na Merlina, bądź ciszej.
Dziewczyna wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale zrezygnowała i usiadła z powrotem na fotelu.
- Ja zdobędę ten diadem dzisiaj w nocy. I nie obchodzi mnie, z twoją pomocą, czy bez.
- Nie puszczę cię samej.
Kath prychnęła.
- A co tobie do tego? Nie powstrzymasz mnie.
- To zbyt niebezpieczne. Chcesz zginąć?
Nie odpowiedziała. Dlaczego? Bo na pergamin, który leżał przed nią na stole, pojawił się napis: 'Do Kath... erine. Jakie jest rozwiązanie zagadki: pięć jednorożców pasie się na łące. Nadchodzi wilkołak i zabija jednego. Ile jednorożców zostaje na łące? Odpowiedź to nie cztery.' (Spróbujcie rozwiązać! ~ dop. autorki)
- Co to jest? - spytałem zaskoczony.
Kath. wywróciła oczami i sięgnęła po pióro. 'Do Krisina. Został jeden, ten zabity. Pozostałe uciekły.'
Drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się i wszedł przez nie brat dziewczyny - ten Kristin, co to niby ma nam rozkazywać. Chłopak rozejrzał się po pokoju i podszedł do nas.
- Naprawdę jesteś taki głupi, że nie potrafisz dobrze odpowiedzieć na prostą zagadkę? - przywitała go Kath.
Kristin wzruszył ramionami.
- To nie ja trafiłem do Ravenclawu. Wiecie, gdzie diadem?
Przydatną em.
- Właśnie próbuje przekonać Kath... erine, że mogą ją złapać, jeśli będzie próbowała go ukraść, i że to jest zbyt niebezpieczne.
Chłopak uśmiechnął się.
- Żadne z was nie idzie.
- Co?! - krzyknęła zaskoczona Kath. - Przecież musimy to...
- Cicho - syknął Kristin. - Ktoś usłyszy. Zresztą nie powiedziałem, że nie zdobędziemy diademu. Po prostu wykorzystam kogoś innego.
Kath prychnęła.
- Jesteś pewien, że to osoba godna zaufania? - spytała z niedowierzaniem.
Kristin po prostu pokazał nam czarny okrąg na wewnętrznej stronie jego dłoni.
- Nie mów, że... - zacząłem, ale Kath mi przerwała.
- Kogo związałeś ze sobą Ceremonii Przynależności?
- Znacie Raylïe Jerks? - spytał Kristin.
Pokręciliśmy przecząco głowami.
- Ostatnio było o niej głośno - chłopak próbował nam podpowiedzieć. - Zaginęła...
- Ale ostatnio nikt nie zaginął - przerwała mu Kath.
Ku naszemu zaskoczeniu, Kristin odetchnął z ulgą.
- Rzuciłem Obliviate Maxima - wyjaśnił. - Ona zrobi to za nas, nie będzie mogła się sprzeciwić.
Kath zrobiła obrażoną minę.
- Skoro tobie mama kogoś dała, to ja też chcę - stwierdziła.
- Ej, chwila, jaką 'mama'? - wtrąciłem się.
- Sama ją poproś - Kristin wzruszył ramionami. - A najlepiej sama sobie kogoś złap.
- To ja chcę... - Kath przechyliła głowę w zamyśleniu. - Pottera, Turnera, Malfoy'a, bliźniaków Weasley'ów...
- Rozpieszczona jesteś - przerwał jej Kristin. - Zresztą po co ci oni?
- A po co ci tamta dziewczyna? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Kath.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jest ładna, zabawna...
- Możemy porozmawiać o tym później? - poprosiłem. - Czuję się jak na wyprzedaży niewolników.
- Bo to właśnie jest wyprzedaż niewolników - zgodził się Kristin. - Ale masz rację, porozmawiamy o tym później. Spotkamy się nad jeziorem od strony Zakazanego Lasu, dzisiaj w nocy, jasne?
Kath przytaknęła.
- Jasne.
- To niebezpieczne!
- A ty kto, tchórz?!
- Nie jestem tchórzem, po prostu uważam, że to jest niebezpieczne!
Katherine i ja siedzieliśmy na fotelach w Pokoju Wspólnym Ravenclawu i, co tu dużo mówić, kłóciliśmy się.
Dziewczyna wstała i założyła ręce na piersiach.
- Dobrze. Dobrze. Zrobię to sama, skoro ty się boisz. Tylko nie myśl później, że Czarny Pan cię wynagrodzi.
- Ciszej, ktoś usłyszy - syknąłem.
- A co mnie to obchodzi?!
- Kath... erine, usiądź z powrotem i błagam, na Merlina, bądź ciszej.
Dziewczyna wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale zrezygnowała i usiadła z powrotem na fotelu.
- Ja zdobędę ten diadem dzisiaj w nocy. I nie obchodzi mnie, z twoją pomocą, czy bez.
- Nie puszczę cię samej.
Kath prychnęła.
- A co tobie do tego? Nie powstrzymasz mnie.
- To zbyt niebezpieczne. Chcesz zginąć?
Nie odpowiedziała. Dlaczego? Bo na pergamin, który leżał przed nią na stole, pojawił się napis: 'Do Kath... erine. Jakie jest rozwiązanie zagadki: pięć jednorożców pasie się na łące. Nadchodzi wilkołak i zabija jednego. Ile jednorożców zostaje na łące? Odpowiedź to nie cztery.' (Spróbujcie rozwiązać! ~ dop. autorki)
- Co to jest? - spytałem zaskoczony.
Kath. wywróciła oczami i sięgnęła po pióro. 'Do Krisina. Został jeden, ten zabity. Pozostałe uciekły.'
Drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się i wszedł przez nie brat dziewczyny - ten Kristin, co to niby ma nam rozkazywać. Chłopak rozejrzał się po pokoju i podszedł do nas.
- Naprawdę jesteś taki głupi, że nie potrafisz dobrze odpowiedzieć na prostą zagadkę? - przywitała go Kath.
Kristin wzruszył ramionami.
- To nie ja trafiłem do Ravenclawu. Wiecie, gdzie diadem?
Przydatną em.
- Właśnie próbuje przekonać Kath... erine, że mogą ją złapać, jeśli będzie próbowała go ukraść, i że to jest zbyt niebezpieczne.
Chłopak uśmiechnął się.
- Żadne z was nie idzie.
- Co?! - krzyknęła zaskoczona Kath. - Przecież musimy to...
- Cicho - syknął Kristin. - Ktoś usłyszy. Zresztą nie powiedziałem, że nie zdobędziemy diademu. Po prostu wykorzystam kogoś innego.
Kath prychnęła.
- Jesteś pewien, że to osoba godna zaufania? - spytała z niedowierzaniem.
Kristin po prostu pokazał nam czarny okrąg na wewnętrznej stronie jego dłoni.
- Nie mów, że... - zacząłem, ale Kath mi przerwała.
- Kogo związałeś ze sobą Ceremonii Przynależności?
- Znacie Raylïe Jerks? - spytał Kristin.
Pokręciliśmy przecząco głowami.
- Ostatnio było o niej głośno - chłopak próbował nam podpowiedzieć. - Zaginęła...
- Ale ostatnio nikt nie zaginął - przerwała mu Kath.
Ku naszemu zaskoczeniu, Kristin odetchnął z ulgą.
- Rzuciłem Obliviate Maxima - wyjaśnił. - Ona zrobi to za nas, nie będzie mogła się sprzeciwić.
Kath zrobiła obrażoną minę.
- Skoro tobie mama kogoś dała, to ja też chcę - stwierdziła.
- Ej, chwila, jaką 'mama'? - wtrąciłem się.
- Sama ją poproś - Kristin wzruszył ramionami. - A najlepiej sama sobie kogoś złap.
- To ja chcę... - Kath przechyliła głowę w zamyśleniu. - Pottera, Turnera, Malfoy'a, bliźniaków Weasley'ów...
- Rozpieszczona jesteś - przerwał jej Kristin. - Zresztą po co ci oni?
- A po co ci tamta dziewczyna? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Kath.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jest ładna, zabawna...
- Możemy porozmawiać o tym później? - poprosiłem. - Czuję się jak na wyprzedaży niewolników.
- Bo to właśnie jest wyprzedaż niewolników - zgodził się Kristin. - Ale masz rację, porozmawiamy o tym później. Spotkamy się nad jeziorem od strony Zakazanego Lasu, dzisiaj w nocy, jasne?
Kath przytaknęła.
- Jasne.
★•★•★•★•★
• oczami Jamesa •
Wiecie jak to jest, mieć głowę pełną pomysłów, których nie można zrealizować, z dwóch powodów: Lily i bycia martwym? Okropnie. Okropnie nudno.
- Mam taki pomysł... - zaczął Syriusz.
- Żadnych pomysłów - przerwała mu Lily. - Mam dość słuchania o waszych głupich pomysłach na dokucza Snape'owi i Ślizgonom.
- To nie będzie dowcip - zaprotestował Łapa. - No, może trochę... Ale tylko trochę...
- Więc koniec rozmowy - ucięła Lily. - Skoro to dowcip, nie chcę o tym słyszeć.
- Jaki jest ten twój pomysł? - spytałem.
Syriusz uśmiechnął się.
- Pamiętasz tę Krukonkę, co to ją Lestrange zabiła? Ta jak - jej - tam... Aurelie Watson?
- Pamiętam, a co?
- A pamiętasz Zaklęcie Życia?
Prychnąłem.
- A jak miałbym zapomnieć?
- Więc co powiesz na wypróbowanie go po raz kolejny?
Zacząłem rozumieć pomysł Łapy.
- Kto rzuca zaklęcie? - spytałem.
- Ja.
- A niby dlaczego ty?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Mogłeś się nie pytać.
Racja. Zaklnąłem pod nosem.
- James, słownictwo - oburzyła się Lily.
- Dobrze, dobrze. Syriusz, idziemy?
- Jasne.
- Mam taki pomysł... - zaczął Syriusz.
- Żadnych pomysłów - przerwała mu Lily. - Mam dość słuchania o waszych głupich pomysłach na dokucza Snape'owi i Ślizgonom.
- To nie będzie dowcip - zaprotestował Łapa. - No, może trochę... Ale tylko trochę...
- Więc koniec rozmowy - ucięła Lily. - Skoro to dowcip, nie chcę o tym słyszeć.
- Jaki jest ten twój pomysł? - spytałem.
Syriusz uśmiechnął się.
- Pamiętasz tę Krukonkę, co to ją Lestrange zabiła? Ta jak - jej - tam... Aurelie Watson?
- Pamiętam, a co?
- A pamiętasz Zaklęcie Życia?
Prychnąłem.
- A jak miałbym zapomnieć?
- Więc co powiesz na wypróbowanie go po raz kolejny?
Zacząłem rozumieć pomysł Łapy.
- Kto rzuca zaklęcie? - spytałem.
- Ja.
- A niby dlaczego ty?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Mogłeś się nie pytać.
Racja. Zaklnąłem pod nosem.
- James, słownictwo - oburzyła się Lily.
- Dobrze, dobrze. Syriusz, idziemy?
- Jasne.
Grób znajdował się na błoniach, nad jeziorem. Ja i Syriusz zmieniliśmy się w zwierzęta, bo uznaliśmy, że pies i jeleń nie wydadzą się aż tak dziwne jak mężczyzna, który umarł dwanaście lat temu, i jego rzekomy morderca, ucieknier z Azkabanu. Nadal był to dziwny widok, ale lepszy niż ta druga opcja.
Gdy doszliśmy do grobu Aurelie Watson, z powrotem zmieniliśmy się w ludzi. Niestety, zwierzęta nie mogą korzystać z różdżek.
- Vivere Reparare - wymamrotał Syriusz, celując różdżką w grób Krukonki.
Przez chwilę nic się nie działo. To zaklęcie zawsze działało dopiero po jakimś czasie.
- Zmywamy się - szepnąłem.
Łapa przytaknął. Razem wróciliśmy do Wrzeszczącej Chaty, zostawiając za sobą budzącą się do życia dziewczynę.
Gdy doszliśmy do grobu Aurelie Watson, z powrotem zmieniliśmy się w ludzi. Niestety, zwierzęta nie mogą korzystać z różdżek.
- Vivere Reparare - wymamrotał Syriusz, celując różdżką w grób Krukonki.
Przez chwilę nic się nie działo. To zaklęcie zawsze działało dopiero po jakimś czasie.
- Zmywamy się - szepnąłem.
Łapa przytaknął. Razem wróciliśmy do Wrzeszczącej Chaty, zostawiając za sobą budzącą się do życia dziewczynę.
★•★•★•★•
• oczami Aurelie •
Otworzyłam oczy. Było ciemno, nie byłam pewna, czy w ogóle miałam otwarte oczy, bo i tak nic nie widziałam. Usiadłam i natychmiast tego pożałowałam. Uderzyłam głową o niski sufit. Gdzie ja w jestem?, pomyślałam. Ostatnio... Nie pamiętam.
Powoli, z wahaniem, popchnęłam sufit w górę. Był ciężki, ale jakoś mi się udało.
Oślepiło mnie światło słoneczne. Zasłoniłam oczy dłonią. Po około minucie, gdy już w miarę przyzwyczaiłam się do intensywnego światła, rozejrzałam się wokoło. Dookoła rozciągała się łąka, w pobliżu błyszczała tafla jeziora, a nieco dalej widać było zamek. Leżałam w jakimś... czyżby to był grób?
Wstałam i wyszłam z kamiennej trumny. Ostrożnie stawiałam kroki, czułam się, jakbym nie chodziła od kilku dni. Ruszyłam w kierunku zamku. Po dłuższym czasie doszłam do celu i zapukałam do bramy. Po chwili otworzyła mi starsza kobieta w długiej sukni.
Na mój widok zbladła.
- Po - powinnaś być martwa - wyjąkała. - Co się stało?
Zmarszczyłam brwi, próbując sobie coś przypomnieć.
- Nie pamiętam - przyznałam. - Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? Kim pani jest? Kim... Kim ja jestem?
Powoli, z wahaniem, popchnęłam sufit w górę. Był ciężki, ale jakoś mi się udało.
Oślepiło mnie światło słoneczne. Zasłoniłam oczy dłonią. Po około minucie, gdy już w miarę przyzwyczaiłam się do intensywnego światła, rozejrzałam się wokoło. Dookoła rozciągała się łąka, w pobliżu błyszczała tafla jeziora, a nieco dalej widać było zamek. Leżałam w jakimś... czyżby to był grób?
Wstałam i wyszłam z kamiennej trumny. Ostrożnie stawiałam kroki, czułam się, jakbym nie chodziła od kilku dni. Ruszyłam w kierunku zamku. Po dłuższym czasie doszłam do celu i zapukałam do bramy. Po chwili otworzyła mi starsza kobieta w długiej sukni.
Na mój widok zbladła.
- Po - powinnaś być martwa - wyjąkała. - Co się stało?
Zmarszczyłam brwi, próbując sobie coś przypomnieć.
- Nie pamiętam - przyznałam. - Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? Kim pani jest? Kim... Kim ja jestem?
★•★•★•★•★
Albus Dumbledore wszedł do gabinetu profesor Trelawney.
- Witam, Albusie - przywitała się nauczycielka. - Spodziewałam się pana.
- Witam, Sybillio - odparł dyrektor. - Chciałbym z tobą porozmawiać o... Sybillio, dobrze się czujesz?
Nagle mężczyzna urwał. Profesor Trelawney zdawała się nie słyszeć, co on mówi. Przez chwilę nie odpowiadała, a gdy w końcu przemówiła, z jej ust wydobył się inny głos:
- Będzie ich sześcioro: ta, co pamięć straciła i z martwych powstała, ta, co przez przyjaciela jest uwięziona, ta, z której zazdrości przyjaźń powstała, ta, co od Czarnego Pana pochodzi, ten, co się przeciwstawił i ból w domu odnalazł i ten, co jako pierwszy przeżył śmierć. W ich rękach ważą się losy świata. Z Czarnym Panem przyjdzie im walczyć, lecz to nie on stanie się ich zgubą. Będzie ich sześcioro... ta, co pamięć straciła i z martwych... powstała...
Sybillia Trelawney nagle zamrugała.
- Wybacz, Albusie - przeprosiła, tym razem już swoim głosem. - Zamyśliłam się... O czym chciałeś ze mną pomówić?
Dyrektor przyglądał jej się uważnie.
- O podwyżce pensji - oznajmił w końcu.
- Witam, Albusie - przywitała się nauczycielka. - Spodziewałam się pana.
- Witam, Sybillio - odparł dyrektor. - Chciałbym z tobą porozmawiać o... Sybillio, dobrze się czujesz?
Nagle mężczyzna urwał. Profesor Trelawney zdawała się nie słyszeć, co on mówi. Przez chwilę nie odpowiadała, a gdy w końcu przemówiła, z jej ust wydobył się inny głos:
- Będzie ich sześcioro: ta, co pamięć straciła i z martwych powstała, ta, co przez przyjaciela jest uwięziona, ta, z której zazdrości przyjaźń powstała, ta, co od Czarnego Pana pochodzi, ten, co się przeciwstawił i ból w domu odnalazł i ten, co jako pierwszy przeżył śmierć. W ich rękach ważą się losy świata. Z Czarnym Panem przyjdzie im walczyć, lecz to nie on stanie się ich zgubą. Będzie ich sześcioro... ta, co pamięć straciła i z martwych... powstała...
Sybillia Trelawney nagle zamrugała.
- Wybacz, Albusie - przeprosiła, tym razem już swoim głosem. - Zamyśliłam się... O czym chciałeś ze mną pomówić?
Dyrektor przyglądał jej się uważnie.
- O podwyżce pensji - oznajmił w końcu.
Rozdział boski. Co do jednorożców - jestem głupia, nic nie wymyśliłam. Zastanawia mnie ta przepowiednia. Moje typy:
OdpowiedzUsuńta, co pamięć straciła i z martwych powstała - Aurelie
ta, co przez przyjaciela jest uwięziona - Raylie
ta, z której zazdrości przyjaźń powstała - pojęcia nie mam, ale zastanawiam się nad Agnes/Ginny/Hermioną
ta, co od Czarnego Pana pochodzi - czyżby Katherine?
ten, co się przeciwstawił (...) - Lucas
tan, co jako pierwszy przeżył śmierć - Harry
Teraz plącze mi się jedno pytanie: na ile rozdziałów przewidujesz opko? I czy machniesz nam jakieś alternatywne zakończenie? No i moje aktualne spastrzeżenie: dawno nie było czegoś o Hermionie i Łasicu.
Prawie wszystkich dobrze odgadłaś, oprócz tej, co od Czarnego Pana pochodzi.
OdpowiedzUsuńTrudne pytanie - nie mam pojęcia, ile rozdziałów napiszę. Mam zamiar przerobić tutaj część 3, 4, 5 i 6, a biorąc pod uwagę to, jak dokładnie wszystko opisuję (obecnie akcja dzieje się 7 września), może dojść nawet do tysiąca rozdziałów. Naprawdę, nie wiem.
O Heemionie planuję napisać może w 26 rozdziale, więc musisz jeszcze trochę poczekać. Tak jakoś wyszło, że od bodajże sześciu rozdziałów opisuję ten 7 września.
~ Magical
Wow, niezła jesteś!
Usuń