niedziela, 12 kwietnia 2015

21. Powrót na Deadly Street 6

• oczami Agnes •

Wracałam do dormitorium najciszej jak mogłam. Nie chciałam obudzić Parvati czy Lavender. Gdyby zobaczyły mnie wchodzącą do naszego dormitorium o takiej porze (była 1:35), pewnie stałyby się podejrzliwe. A tego nie chciałam.
  Harry i Turner otrzymali swoją książkę z powrotem, co ich bardzo ucieszyło. Mam nadzieję, że McGongall to zobaczyła, nie mam ochoty znowu skarżyć na chłopaków, zwłaszcza w nocy.
  Nigdy bym się do tego nie przyznała, ale 'Księga przydatnych zaklęć, eliksirów i pomysłów na dowcipy' okazała się całkiem interesująca. Oczywiście, nie powiedziałam tego, bardziej coś typu: 'Ta książka jest głupia, niebezpieczna i lepiej ją oddajcie.' Zgodnie z moimi przypuszczeniami, Harry i Turner natychmiast zaprotestowali, natomiast Ginny, już nie zgodnie z moimi przypuszczeniami, zauważyła, że chyba lepiej, żeby to oni ją mieli, a nie James Potter i Syriusz Black. Faktycznie.
  Gdy tylko znaleźliśmy się z powrotem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, Harry i Lucas pobiegli do swojego dormitorium. Ja i Ginny poszłyśmy za nimi, rzecz jasna. Miałyśmy im pozwolić rozrabiać bez nas?!
  Na szczęście udało nam się wejść do ich dormitorium nim zamknęli drzwi na klucz.
  - Nie powinnyście być u siebie? - jęknął Turner na nasz widok.
  - Może i powinnyśmy, ale chyba nie wyrzucisz mnie stąd, prawda? - Ginny uniosła brwi. - Zresztą możemy wam pomóc, w końcu wiemy o wiele więcej niż wy.
  To go uciszyło, ale Harry oburzył się:
  - Jak to więcej?! Jesteś od nas o rok młodsza, prawda? A w zeszłym roku, w Komnacie Tajemnic...
  - Nie wspominaj przy mnie o Komnacie Tajemnic, idioto.
  Harry otworzył usta, zaskoczony. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do bycia nazywanym 'idiotą'. Hmm... Nie wiedziałam, że był głuchy. Inaczej pewnie by usłyszał.
  Turner w tym czasie zajął się przeglądaniem księgi.
  - Hej, Harry, co powiesz na to? - wykrzyknął nagle, pokazując koledze jakiś tekst.
  Harry przeleciał po nim wzrokiem.
  - Za trudne - uznał. - Może kiedy indziej. Przygotowanie tego zajmie nam z pół roku.
  - Ale warto.
  - Warto.
  - Na Boże Narodzenie?
  - Na Boże Narodzenie.
  - Co warto? - spytałam.
  - Nieważne - Turner szybko zamknął księgę.
  Uniosłam brwi. Nie zadziałało
  - Turner, pokaż - zażądałam.
  Nic. Zero reakcji. Odsunięcia ode mnie księgi nie liczę.
  - Turner? - Ginny spojrzała na niego wyczekiwany.
  Chłopak westchnął.
  - Później, gdy będziemy to przygotowywać.
  Harry zaczął kasłać.
  - Harry, jak jesteś przeziębiony, to może powinieneś pójść do Skrzydła Szpitalnego - poradził Turner z udawaną troską.
  - Nie jestem chory - Harry pokręcił głową między atakami kaszlu, który, zdaje się, kaszlem nie był.
  Otrzasnęłam się ze wspomnień. Otworzyłam drzwi najciszej jak mogłam. Parvati i Lavender stały. Całe szczęście... Brakowało Raylïe. Wszyscy podejrzewali, że Lestrage jej coś zrobiła. Miałam nadzieję, że się mylili.
  Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Byłam wyczerpana po godzinnym przygotowywaniu jakiegoś tam eliksiru na Malfoy'a.
  Zapomniałam, że w łóżku są sprężyny. Sprężyny hałasują, gdy na nie wskoczysz, idiotko.
  Usiadłam na łóżku, by upewnić się, że moje współlokatorki się nie obudziły i odetchnęłam z ulgą. Całe szczęście. Nadal spały.
  Położyłam się z powrotem na łóżku, tym razem ciszej, i natychmiast zasnęłam.

★•★•★•★•★
• oczami Lucasa •

Gdy Dumbledore wezwał mnie rano do siebie, bałem się, że się dowiedział. Ale wtedy wezwałby i Harry'ego...
  Zapukałem do drzwi gabinetu. Otworzyły się prawie natychmiast.
  - Wejdź, proszę - zaprosił mnie dyrektor.
  Posłuchałem i się i usiadłem na krześle na przeciwko biurka.
  Dumbledore zamknął drzwi zaklęciem.
  - Sądzę, że spodziewałeś się takich konsekwencji, gdy poprosiłeś o zmianę domu - zaczął dyrektor. - Pewnie wiedziałeś, że twoim rodzicom się to nie spodoba.
  Więc to o to chodzi!
  - Otrzymałem od twojego ojca list - ciągnął Dumbledore. - Prosił mnie, bym pozwolił ci wrócić do domu na ten tydzień. Odpisałem mu, że wpierw muszę spytać cię o zgodę. Co ty na to?
  Zawahałem się.
  - A będę mógł wrócić w piątek wieczorem? - spytałem.
  Dumbledore uśmiechnął się.
  - Tę opcję zaproponowałem - przyznał. - Spodziewam się, że chciałbyś wrócić przed sobotnim wyjściem do Hogsmeade? Idziesz tam z Ginervą Weasley, z tego co mi wiadomo, prawda?
  Poczułem, jak się rumienię. Dumbledore udał, że tego nie zauważył.
  - Mogę wyjechać - zgodziłem się.
  Dyrektor przytaknął, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
  - Skoro postanawia pan jednak wyjechać, radziłbym się już zacząć pakować.

Niecałe dwie godziny później stałem na dworcu, czekając na pociąg.
  - Nie wracaj do Slytherinu - poprosiła Robertson. A co ją to tak właściwie obchodzi?
  - Nie zamierzam - zapewniłem ją.
  - Nie pozwól, by ci wbili do głowy te swoje ślizgońskie zasady - Harry poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
  - Yhym. Od razu pozbędę się wszystkich młotków, żeby nie mieli czy wbić.
  Harry wyszczerzył zęby.
  - Nie może być aż tak źle - uznał, - skoro jeszcze masz ochotę na żarty.
  - Mam po prostu wrodzone poczucie humoru - wzruszyłem ramionami.
  - To ja mam poczucie humoru, nie ty - poprawił mnie Harry.
  - Pomyliłeś osoby.
  - Ja? Chyba ty.
  - Właśnie mówię. Mylisz mnie i siebie.
  Dziewczyny zgodnie wywróciły oczami.
  - Zachowujecie się jak przedszkolaki - skarciła nas Robertson.
  - Nie jak przedszkolaki - poprawiła ją Ginny. - Jak James i Syriusz, a to jeszcze gorzej.
  - No tak - zgodziła się jej koleżanka. - James i Syriusz są bardziej dziecinni niż przedszkolaki.
  - Yhym. I obawiam się, że tak to jest u niektórych chłopaków okres dorastania jest zastępowany okresem antydorastania.
  - Hej! - zaprotestowaliśmy, ja i Harry.
  Za sobą usłyszałem chrząknięcie. Niestety, znajome.
  - Co, wyrzucają cię? - spytała moja strasza siostra, Samantha.
  - Nie - odparłem, nawet się nie odwracając. - Po prostu rodzice chcą mi osobiście pogratulować.
  Prychnięcie.
  - A niby czego? Głupoty? Zmiany domu z najlepszego na najgorszy? Kolegowania się z naszymi wrogami? Ze zdrajcami krwi? Z... z Gryfonami?
  Wzruszyłem ramionami.
  - A czemu nie?
  - Patrz na mnie, gdy mówię!
  Odwrociłem się i zmierzyłem ją spojrzeniem. Długie, fioletowe włosy, niebieskie oczy, zrozumiała mina, krzywy uśmiech... Nie zmieniła się przez ostatni tydzień, od kiedy ją ostatnio widziałem.
  Samantha spojrzała na mnie pogardliwie.
  - Wydziedziczą cię - wysyczała.
  - Serio? To świetnie! Przynajmniej nie będę musiał ciebie znosić całe wakacje i przerwy świąteczne.
  Sam zacisnąć pięści. Byłem pewien, że za chwilę mnie uderzy, gdy na stację wjechał pociąg. Siostra zmierzyła mnie więc tylko pogardliwym spojrzeniem, po czym odwróciła się, odrzucając włosy do tyłu (myślała, że to wygląda fajnie) i odeszła.
  Harry Za gwiazda.
  - Fajną masz siostrę, nie ma co.
  - Dzięki - mruknąłem. - Będziecie pisać?
  - Jasne! No to cześć!
  Harry odbiegł w kierunku Hogwartu.
  - Cześć - pożegnała się Robertson i odeszła.
  Ginny zawahała się. Przez chwilę stała tak, niepewna co zrobić.
  - Cześć - powiedziała cicho. Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek.

★•★•★•★•★
• oczami Raylïe •

Rano obudziłam się strasznie głodna. No... Podejrzewałam, że to było rano, no bo o której porze się wstaje? Chociaż tutaj równie dobrze mógłby być środek nocy. Widziałabym tyle samo.
  Drzwi otworzyły się. Przymrużyłam oczy, widząc jasne światło. To chyba nie Słońce wchodzi do tego głupiego więzienia, prawda?
  Drzwi zamknęły się z powrotem, a źródło światła zostało postawione obok mnie. Zamrugałam kilka razy, by przyzwyczaić się do nagłej jasności. Po około minucie biała plama zaczęła nabierać kolorów i kształtów.
  Obok mnie ktoś postawił świeczkę. To ona dawała to światło. A oprócz mnie w więzieniu był...
  - Kristin?
  Natychmiast pożałowałam, że się odezwałam. Moje gardło było strasznie wysuszone i niemalże nie mogłam mówić.
  - Wstawaj, Jerks, i nie próbuj uciekać - warknął Kristin, podnosząc świeczkę.
  Wstałam i od razu prawie się przewróciłam. Kristin pociągnął mnie w górę i wypchnął z więzienia.
  Zmrużyłam oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak ciemno było w tym głupim więzieniu.
  - Ruszaj się - warknął Kristin.
  Trącił mnie końcem różdżki, a ja posłusznie ruszyłam do przodu.
  Nie wiedziałam dokładnie, gdzie mnie prowadził, ani gdzie jestem. Nawet gdybym spróbowała uciec, nie wiedziałam, jak się stąd wydostać. Och, i Kristin miał różdżkę, a ja nie. Mógłby mnie zabić nim odbiegłabym. Oczywiście, o ile zdołałabym odbić.
  - Nie uciekniesz - syknął Kristin. - Umiem cię zabić za pomocą różdżki.
  - Czytasz mi w myślach? - wycharczałam, marszcząc brwi.
  - Nie twoja sprawa.
  Gdy doszliśmy do jakieś małej jamki, Kristin mnie zatrzymał. Po części dobrze, bo nie wytrzymałabym dłuższego spaceru, po części źle, bo to oznaczało, że jesteśmy tam, gdzie chciał mnie zaprowadzić.
  Kristin wymierzył różdżką w jamkę i wymamrotał jakieś zaklęcie. Jamka poszerzyła się.
  - Właź - Kristin wepchnął mnie do środka.
  Prowadził mnie jakimś długim, ciemnym korytarzem. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy się skończy, i czy chcę, by się skończył, gdy nagle tunel rozszerzył się w całkiem sporą salę. Stało tam kilka mebli, ale nie było w niej nikogo. Dlaczego Kristin mnie tu przyprowadził? Po co?
  I wtedy zobaczyłam stojącą w cieniu Bellatrix Lestrage.

★•★•★•★•★
• oczami Lucasa •

Dziwnie było jechać pociągiem samemu. Strasznie się nudziłem, tak, że w końcu zacząłem czytać książkę. Wyobrażacie to sobie?! Ja, czytający książkę? Inną niż 'Księga przydatnych zaklęć, eliksirów i pomysłów na dowcipy'
  Gdy w końcu, po kilkugodzinnej podróży, pociąg się zatrzymał na peronie 9 i 3/4, King's Cross, wykorzystałem chyba wszystkie sposoby na jednoosobowe pokonanie nudy. Ciągnąc za sobą ciężki kufer, wyszedłem z przedziału i zacząłem rozglądać się za rodziną.
  Nie było trudno ich znaleźć. Na przystanku stały tylko dwie osoby: mój starszy brat Samuel i młodsza siostra Ruthie.
  - Cześć - przywitałem się, podchodząc bliżej. - Gdzie rodzice?
  - Zostali - poinformował mnie sucho Samuel. - A co, mieli się przejmować takim śmieciem jak ty?
  Ruthie przytuliła się do mnie.
  - Nie mów tak na Lucasa - pisnęła.
  Uśmiechnąłem się.
  - Słownictwo niezbyt godne arystkraty - zgodziłem się. - Nauczyłeś się już deportować?
  Samuel, wiek 21, próbował nauczyć się deportować odkąd skończył siedemnaście, ale, jak dotąd, nie udało mu się. Nienawidził, jak poruszałem ten temat i, wnioskując z jego wściekłej miny, nic się nie zmieniło.
  - Tacie pożyczono samochód z Ministerstwa - wyjaśnił ze złością. - Chodź, idioto.
  Zignorowałem końcówkę. Ja i Ruthie ruszyliśmy za Samuelem. Ruthie buzia się nie zamykają.
  - ... i wtedy usłyszałam, jak mama coś krzyczy, i poszłam do sypialni rodziców, i tata dostał list z Hogwartu, i bałam się, że stało się coś złego... - opowiadała - ... i rodzice powiedzieli, że zmieniłeś dom, i nie rozumiałam, co w tym złego, i tata urządził mi dwurodzinny wykład na temat wyższości Slytherinu nad innymi domami i głupocie Gryfonów... Ale ty nie jesteś tak głupi jak oni.
  Upewniłem się, że Samuel jest zajęty prowadzeniem samochodu i nie podsłuchuje, po czym powiedziałem cicho:
  - Gryfoni wcale nie są głupi. Większość z nich jest o wiele lepsza niż Ślizgoni. Tylko pamiętaj, Ruthie: nie mów rodzicom, że ci to powiedziałem. Przed nimi, Samuelem i Samanthą musisz udawać, że tak jak oni przywiązujesz wagę do czystości krwi i uważasz, że Slytherin jest najlepszym domem w Hogwarcie, do jakiego można trafić. To w ramach naszej Tajemnicy, jasne?
  Ruthie z powagą przytaknęła.
  - Mądra dziewczynka - pochwaliłem ją.
  Od kilku lat mieliśmy wspólną Tajemnicę: oboje uważaliśmy, że ta cała 'czystość krwi' i tym podobne sprawy to głupota. Oczywiście, rodzice nie mogli się o tym dowiedzieć. Szybko przekonaliśmy się, że Samantha i Samuel naskarżą na nas, gdy tylko się dowiedzą. Trzymali więc Tajemnicę tylko dla siebie.
  Samuel zatrzymał samochód.
  - Jesteśmy na miejscu.
  Wyjrzałem za okno. Wysoka brama, za nią długa ścieżka i kilkusetletni dom, który przez mugoli z najbliższego miasteczka był uznawany za nawiedzony. Deadly Street 6.
  Witaj w domu.

2 komentarze:

  1. OmójbożemiałamzawałprzysceniezRaylie
    Zły Samuel, zła Samantha! (Ogarnęłam, że ich imiona skracają się tak samo...) Ruthie, kocham cię, naprawdę <3 Ciekawu mnie, jak przebiegnie rozmowa Luca z rodzicami... Pewnie niezbyt dobrze. Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O mało nie dostałam zawału podczas czytania!!!

    OdpowiedzUsuń