- Wszystko w porządku? - spytał Dumbledore.
- Chyba tak - powiedział Harry.
Agnes tylko przytaknęła głową.
Dyrektor przyjrzał się uważnie srebrnej tarczy oddzielającej Harry'ego i Agnes od niego.
- Kto to stworzył? - spytał podejrzliwie.
Harry zmieszał się. To zaklęcie wymyślili jego rodzice, a Dumbledore pewnie wielokrotnie widział, jak je wykorzystują... Mógł się czegoś domyślić.
- Harry - powiedziała Agnes.
Malfoy spróbował podejść bliżej, ale tarcza go odrzuciła.
- Zdejmij to, Potter - warknął.
Agnes zamrugała. Najwyraźniej nie była przyzwyczajona do takiego zachowania Ślizgona. Nawet by pasowało. Przecież nie przyjaźniłaby się z takim idiotą, zwłaszcza gdyby tak się przy niej zachowywał.
- Pan Malfoy mam rację - przyznał Dumbledore. - O wiele łatwiej będzie nam rozmawiać, jeśli zdejmiesz to zaklęcie.
Harry usłuchał.
- A teraz, Harry - powiedział Dumbledore, gdy bariera znikła, a Malfoy podbiegł do Agnes (idiota z tego Malfoy'a) - powiesz nam proszę, skąd znasz to zaklęcie?
- No właśnie - zgodziła się Agnes, ignorując Malfoy'a, co ucieszyło Harry'ego. - Lestrage wspomniała coś o tym, że ostatnio to zaklęcie widziała dwanaście lat temu i potem wspomniała coś o tym, że...
- Profesor Lupin mógłby go nauczyć? - odpadł Dumbledore.
Agnes przytaknęła.
- A potem dodała coś o ukaraniu...
- Pottera, Pettigrewa, Lupina i jej idiotycznego kuzyna - mruknął Malfoy. - To słyszeliśmy - zerknął podejrzliwie an Harry'ego. - Co ty jej zrobiłeś, Potter?
Dumbledore pokręcił głową.
- Nie sądzę, by jej chodziło o tego Pottera - powiedział cicho. - A biorąc pod uwagę pozostałych, jakich wymieniła, jestem tego pewien.
Spojrzeli na niego z zaskoczeniem, w jednym przypadku tylko udawanym. Dumbledore już był podejrzliwy, a Harry nie chciał, by czegoś się domyślił.
- Sądzę, że miała na myśli Jamesa Pottera - wyjaśnił cicho, niemalże szeptem dyrektor Hogwartu.
Wytrzeszczyli na niego oczy.
- A... A reszta? - wyjąkała Agnes.
Dumbledore zamyślił się.
- Peter Pettigrew i Remus Lupin byli przyjaciółmi Jamesa Pottera - wyjaśnił. - Ale to ostatnie się nie zgadza... Jej idiotycznym kuzynem nie może być bowiem nikt inny, jak tylko Syriusz Black...
- Kto?! - wykrzyknął Harry. Skoro już musiał grać rolę niezorientowanego w temacie, grał tę rolę dobrze.
- Syriusz Black - powtórzył spokojnie Dumbledore.
- Ale... Skoro Black jest śmierciożercą, to co takiego mógł zrobić Lestrage? - zdziwił się Malfoy.
Dumbledore uśmiechnął się blado.
- Co Black zrobił Lestrage? - powtórzył. - Tego jest całkiem sporo. Bardziej mnie zastanawia ta część o ukaraniu go... Skoro był śmierciożercą, ulubieńcem Voldemorta - na dźwięk tego imienia Agnes i Malfoy wzdrygnął i się - to Lestrage raczej nie powinna się na nim mścić.
Dumbledore w zamyśleniu potarł brodę.
Harry nagle przypomniał sobie fragment rozmowy Lestrage i Agnes.
- Agnes... Jaką 'pogawędkę usłyszałaś?
- Ja... - dziewczyna urwała. - Lestrage zabiła uczennicę.
Pozostali spojrzeli na nią.
- Gdzie? - spytał rzeczowo Dumbledore.
- Chyba tak - powiedział Harry.
Agnes tylko przytaknęła głową.
Dyrektor przyjrzał się uważnie srebrnej tarczy oddzielającej Harry'ego i Agnes od niego.
- Kto to stworzył? - spytał podejrzliwie.
Harry zmieszał się. To zaklęcie wymyślili jego rodzice, a Dumbledore pewnie wielokrotnie widział, jak je wykorzystują... Mógł się czegoś domyślić.
- Harry - powiedziała Agnes.
Malfoy spróbował podejść bliżej, ale tarcza go odrzuciła.
- Zdejmij to, Potter - warknął.
Agnes zamrugała. Najwyraźniej nie była przyzwyczajona do takiego zachowania Ślizgona. Nawet by pasowało. Przecież nie przyjaźniłaby się z takim idiotą, zwłaszcza gdyby tak się przy niej zachowywał.
- Pan Malfoy mam rację - przyznał Dumbledore. - O wiele łatwiej będzie nam rozmawiać, jeśli zdejmiesz to zaklęcie.
Harry usłuchał.
- A teraz, Harry - powiedział Dumbledore, gdy bariera znikła, a Malfoy podbiegł do Agnes (idiota z tego Malfoy'a) - powiesz nam proszę, skąd znasz to zaklęcie?
- No właśnie - zgodziła się Agnes, ignorując Malfoy'a, co ucieszyło Harry'ego. - Lestrage wspomniała coś o tym, że ostatnio to zaklęcie widziała dwanaście lat temu i potem wspomniała coś o tym, że...
- Profesor Lupin mógłby go nauczyć? - odpadł Dumbledore.
Agnes przytaknęła.
- A potem dodała coś o ukaraniu...
- Pottera, Pettigrewa, Lupina i jej idiotycznego kuzyna - mruknął Malfoy. - To słyszeliśmy - zerknął podejrzliwie an Harry'ego. - Co ty jej zrobiłeś, Potter?
Dumbledore pokręcił głową.
- Nie sądzę, by jej chodziło o tego Pottera - powiedział cicho. - A biorąc pod uwagę pozostałych, jakich wymieniła, jestem tego pewien.
Spojrzeli na niego z zaskoczeniem, w jednym przypadku tylko udawanym. Dumbledore już był podejrzliwy, a Harry nie chciał, by czegoś się domyślił.
- Sądzę, że miała na myśli Jamesa Pottera - wyjaśnił cicho, niemalże szeptem dyrektor Hogwartu.
Wytrzeszczyli na niego oczy.
- A... A reszta? - wyjąkała Agnes.
Dumbledore zamyślił się.
- Peter Pettigrew i Remus Lupin byli przyjaciółmi Jamesa Pottera - wyjaśnił. - Ale to ostatnie się nie zgadza... Jej idiotycznym kuzynem nie może być bowiem nikt inny, jak tylko Syriusz Black...
- Kto?! - wykrzyknął Harry. Skoro już musiał grać rolę niezorientowanego w temacie, grał tę rolę dobrze.
- Syriusz Black - powtórzył spokojnie Dumbledore.
- Ale... Skoro Black jest śmierciożercą, to co takiego mógł zrobić Lestrage? - zdziwił się Malfoy.
Dumbledore uśmiechnął się blado.
- Co Black zrobił Lestrage? - powtórzył. - Tego jest całkiem sporo. Bardziej mnie zastanawia ta część o ukaraniu go... Skoro był śmierciożercą, ulubieńcem Voldemorta - na dźwięk tego imienia Agnes i Malfoy wzdrygnął i się - to Lestrage raczej nie powinna się na nim mścić.
Dumbledore w zamyśleniu potarł brodę.
Harry nagle przypomniał sobie fragment rozmowy Lestrage i Agnes.
- Agnes... Jaką 'pogawędkę usłyszałaś?
- Ja... - dziewczyna urwała. - Lestrage zabiła uczennicę.
Pozostali spojrzeli na nią.
- Gdzie? - spytał rzeczowo Dumbledore.
☆★☆
- Chodź, Hermiona! - zawołała Tîa. - Przedstawię cię mojemu bratu!
- Jest całkiem przystojny - oceniła Selene.
Hermiona, Sylvia i Méchant pobiegły za Sagesse do biblioteki.
Gryfonka nie mogła oderwać wzroku od książek. Półki pokrywały całe ściany, a przejścia między nimi były wąskie. Nawet w Hogwarcie nie było tyle książek.
- Louis! - krzyknęła Tîa.
- Nie krzyczy się w bibliotece - zwróciła jej uwagę bibliotekarka, niska, sroga kobieta po pięćdziesiątce. Pewnie powiedziałaby jeszcze więcej, najprawdopodobniej cytując pół regulaminu, ale do dziewczyn podszedł jasnowłosy chłopak.
- Cześć - przywitał się z nimi.
Bibliotekarka machnęła ręką z miną: 'nie warto sobie nimi zawracać głowy', ale Hermiona zauważyła, że kobieta najprawdopodobniej lubi tego chłopaka.
- Cześć Louis! - przywitała się wesoło Tîa. - To jest Hermiona Granger, z Hogwartu. Herm, to jest mój brat, Louis.
Hermiona już wpatrywała się w chłopaka. Był wysoki, kilka centymetrów wyższy od dziewczyny, i delikatnie opalony. Jego krótkie włosy miały kolor jasny blond, tak jak Tîi. Jego oczy były szaro - granatowe, z ciemnoniebieską obwódką wokół źrenic, roześmiane i pełne wyrazu.
Hermiona po raz pierwszy w życiu zrozumiała znaczenie wyrażenia: 'zakochać się od pierwszego spojrzenia'.
Kochała Louisa Sagesse.
- Jest całkiem przystojny - oceniła Selene.
Hermiona, Sylvia i Méchant pobiegły za Sagesse do biblioteki.
Gryfonka nie mogła oderwać wzroku od książek. Półki pokrywały całe ściany, a przejścia między nimi były wąskie. Nawet w Hogwarcie nie było tyle książek.
- Louis! - krzyknęła Tîa.
- Nie krzyczy się w bibliotece - zwróciła jej uwagę bibliotekarka, niska, sroga kobieta po pięćdziesiątce. Pewnie powiedziałaby jeszcze więcej, najprawdopodobniej cytując pół regulaminu, ale do dziewczyn podszedł jasnowłosy chłopak.
- Cześć - przywitał się z nimi.
Bibliotekarka machnęła ręką z miną: 'nie warto sobie nimi zawracać głowy', ale Hermiona zauważyła, że kobieta najprawdopodobniej lubi tego chłopaka.
- Cześć Louis! - przywitała się wesoło Tîa. - To jest Hermiona Granger, z Hogwartu. Herm, to jest mój brat, Louis.
Hermiona już wpatrywała się w chłopaka. Był wysoki, kilka centymetrów wyższy od dziewczyny, i delikatnie opalony. Jego krótkie włosy miały kolor jasny blond, tak jak Tîi. Jego oczy były szaro - granatowe, z ciemnoniebieską obwódką wokół źrenic, roześmiane i pełne wyrazu.
Hermiona po raz pierwszy w życiu zrozumiała znaczenie wyrażenia: 'zakochać się od pierwszego spojrzenia'.
Kochała Louisa Sagesse.
☆★☆
Ginny Weasley wracała z biblioteki, gdzie odrabiać pracę domową, gdy wpadła na kogoś.
- Przepraszam - powiedziała, zbierając książki, które upadły jej na podłogę. - Nie zauważyłam...
- Nie szkodzi - odparł ten 'ktoś'.
Obok niej uklęknął jakiś chłopak i pomógł jej zebrać książki.
Ginny spojrzała na niego. Miał potargane, czarne włosy, w czym trochę przypominał jej Harry'ego, ale na tym podobieństwo się kończyło. Chłopak był wyższy i lepiej zbudowany i nie nosił okularów, a jego oczy były brązowe, nie zielone..
- Jestem Lucas - przedstawił się, podając jej książki. - Lucas Turner.
Ginny zerknęła na jego hogwardzką szatę. Był na niej srebrno - zielony herb z wężem. Slytherin.
Szkoda.
- Ginny - powiedziała. - Ginny... Weasley.
Lucas spojrzał na nią z zaskoczeniem.
Tak, pochodzę z rodziny Weasley'ów, pomyślała, tych 'zdrajców krwi', jak wy nas tam nazywacie. I nie, nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat. A teraz, przepraszam, muszę już iść.
Jednak komentarz dotyczący jej pochodzenia nie nastąpił.
- Mój kolega mówił, że jesteś idiotką, ale myślę, że to nieprawda - powiedział Lucas.
Ginny zamrugała, zaskoczona. Co miała powiedzieć? 'Wiesz, a ja myślałam, że u was w Slytherinie to sami głupi, złośliwi i przesadnie przywiązujący wagę do czystości krwi, ale ty mógłbyś chyba równie dobrze trafić do innego domu'? Nie, to głupie.
- Kto jest tym twoim kolegą? - spytała zamiast tego.
- Draco Malfoy - może znasz.
'Może znasz'?!?!?! Jak miałaby nie znać Malfoy'a - najgłupszego, najbardziej złośliwego i najbardziej przywiązującego wagę do czystości krwi Ślizgona?!?!?!
- Och. Och, jasne. Ja chyba już muszę iść.
Wyminęła go. Nie miała ochoty rozmawiać z przyjacielem Malfoy'a, nieważne jak miły Lucas mógłby się okazać.
- Ginny!
Zignorowała go.
- Przepraszam - powiedziała, zbierając książki, które upadły jej na podłogę. - Nie zauważyłam...
- Nie szkodzi - odparł ten 'ktoś'.
Obok niej uklęknął jakiś chłopak i pomógł jej zebrać książki.
Ginny spojrzała na niego. Miał potargane, czarne włosy, w czym trochę przypominał jej Harry'ego, ale na tym podobieństwo się kończyło. Chłopak był wyższy i lepiej zbudowany i nie nosił okularów, a jego oczy były brązowe, nie zielone..
- Jestem Lucas - przedstawił się, podając jej książki. - Lucas Turner.
Ginny zerknęła na jego hogwardzką szatę. Był na niej srebrno - zielony herb z wężem. Slytherin.
Szkoda.
- Ginny - powiedziała. - Ginny... Weasley.
Lucas spojrzał na nią z zaskoczeniem.
Tak, pochodzę z rodziny Weasley'ów, pomyślała, tych 'zdrajców krwi', jak wy nas tam nazywacie. I nie, nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat. A teraz, przepraszam, muszę już iść.
Jednak komentarz dotyczący jej pochodzenia nie nastąpił.
- Mój kolega mówił, że jesteś idiotką, ale myślę, że to nieprawda - powiedział Lucas.
Ginny zamrugała, zaskoczona. Co miała powiedzieć? 'Wiesz, a ja myślałam, że u was w Slytherinie to sami głupi, złośliwi i przesadnie przywiązujący wagę do czystości krwi, ale ty mógłbyś chyba równie dobrze trafić do innego domu'? Nie, to głupie.
- Kto jest tym twoim kolegą? - spytała zamiast tego.
- Draco Malfoy - może znasz.
'Może znasz'?!?!?! Jak miałaby nie znać Malfoy'a - najgłupszego, najbardziej złośliwego i najbardziej przywiązującego wagę do czystości krwi Ślizgona?!?!?!
- Och. Och, jasne. Ja chyba już muszę iść.
Wyminęła go. Nie miała ochoty rozmawiać z przyjacielem Malfoy'a, nieważne jak miły Lucas mógłby się okazać.
- Ginny!
Zignorowała go.
☆★☆
Agnes wskazała miejsce, gdzie leżała martwa dziewczyna.
Dumbledore podszedł bliżej, a następnie się odwrócił.
- Wracajcie do szkoły. I, Harry, wolałbym, żebyś nie wychodził sam poza zamek bez towarzystwa nauczyciela lub prefekta. Nie wliczam oczywiście pana Weasley'a.
- Ale Harry zna więcej zaklęć niż którykolwiek prefekt! - zaprotestowała Agnes.
Draco nie podobało się, że go ignorowała. Ale jeszcze bardziej nie podobało mu się, że broniła Pottera.
Dumbledore pokiwał głową.
- Wolałbym, żeby nie wychodził bez profesora Lupina.
- Dobrze, panie dyrektorze - zgodził się Potter.
Dziwne. Draco nigdy nie zgodziłaby się na wychodzenie jedynie pod nadzorem nauczyciela. Może Lupin i Potter razem coś knują? Możliwe, po tym nauczycielu można się wszystkiego spodziewać.
Dumbledore pokiwał głową.
- Idźcie do zamku. I, Harry, zawołasz proszę profesor McGongall?
Potter potaknął i trzecioklasiści ruszyli w kierunku szkoły.
Dumbledore podszedł bliżej, a następnie się odwrócił.
- Wracajcie do szkoły. I, Harry, wolałbym, żebyś nie wychodził sam poza zamek bez towarzystwa nauczyciela lub prefekta. Nie wliczam oczywiście pana Weasley'a.
- Ale Harry zna więcej zaklęć niż którykolwiek prefekt! - zaprotestowała Agnes.
Draco nie podobało się, że go ignorowała. Ale jeszcze bardziej nie podobało mu się, że broniła Pottera.
Dumbledore pokiwał głową.
- Wolałbym, żeby nie wychodził bez profesora Lupina.
- Dobrze, panie dyrektorze - zgodził się Potter.
Dziwne. Draco nigdy nie zgodziłaby się na wychodzenie jedynie pod nadzorem nauczyciela. Może Lupin i Potter razem coś knują? Możliwe, po tym nauczycielu można się wszystkiego spodziewać.
Dumbledore pokiwał głową.
- Idźcie do zamku. I, Harry, zawołasz proszę profesor McGongall?
Potter potaknął i trzecioklasiści ruszyli w kierunku szkoły.
☆★☆
Katherine siedziała w bibliotece i próbowała nauczyć się do Zielarstwa. Zazwyczaj nauka nie sprawiała jej problemów (w końcu za coś trafiła do Ravenclawu), ale ten przedmiot był dla niej pięta Achillesa - nie mogła sobie przyswoić tych wszystkich nazw, nie mówiąc już o rozróżnianiu roślin i wymienianiu ich przystosowania i wykorzystania.
- Co robisz? - spytała jej przyjaciółka, Tiña Night. - Oo, uczysz się do Zielarstwa?
- Tak - mruknęła Katherine, - więc proszę mi nie przeszkadzaj.
Tiña roześmiała się.
- Ciszej! - skarciła dziewczyny bibliotekarka, pani Pince.
- Pani bardziej hałasuje - mruknęła Katherine. O ile była mądra, to jednak miła nie była. W końcu nawet Krukoni nie są idealni.
Pani Pince wyglądała, jakby miała coś powiedzieć, ale rozpoznając Katherine, zrezygnowała. Nauczyła się już cztery lata temu, gdy dziewczyna zaczęła naukę, że z nią nie warto się kłócić. Machnęła więc zamiast tego ręką i odeszła.
- Kath, Alex i Terry organizują imprezę dziś wieczorem - oznajmiła Tiña.
- Nie mów na mnie 'Kath'! - Krukonka podniosła głos, czym zdobyła kilka nieprzychylnych spojrzeń od pozostałych uczniów w bibliotece, ale oni też nie odezwali się. Każdy, kto choć kilka razy odwiedził bibliotekę, znał dobrze Katherine Sorey.
Tiña uśmiechnęła się.
- Przynajmniej zwróciłaś na mnie uwagę. Pójdziesz na imprezę? Ja idę.
- Bo kochasz się w Alexie, jak zresztą wszyscy wiedzą - mruknęła Katherine, przewracając stronę w podręczniku.
Tiña zarumieniła się.
- Ja tylko... Ale pójdziesz? Jest w Pokoju Wspólnym.
Katherine jeknęła. Nienawidziła imprez, ale gdy odbywały się w Pokoju Wspólnym, i tak musiała na nie iść. Przecież nie mogłaby zasnąć ani czytać przy takim hałasie.
- Pójdziesz? - Tiña zrobiła minę proszącego pieska.
- Na mnie nie działają takie miny.
- Yhym. Ale pójdziesz?
Katherine westchnęła. Nie było sensu mówić Tiñie 'nie', ona nie znała takiego słowa.
- Niech ci będzie.
- Tak!
- Ciszej trochę - burknął ktoś znad książki. - Niektórzy próbują się tu uczyć, wiecie?
Katherine rzuciła jeszcze tej osobie ostrzegawcze spojrzenie pod tytułem: 'nie kłóć się, bo pożałujesz', po czym zebrała książki i wraz z Tiñą wyszła z biblioteki.
- Co robisz? - spytała jej przyjaciółka, Tiña Night. - Oo, uczysz się do Zielarstwa?
- Tak - mruknęła Katherine, - więc proszę mi nie przeszkadzaj.
Tiña roześmiała się.
- Ciszej! - skarciła dziewczyny bibliotekarka, pani Pince.
- Pani bardziej hałasuje - mruknęła Katherine. O ile była mądra, to jednak miła nie była. W końcu nawet Krukoni nie są idealni.
Pani Pince wyglądała, jakby miała coś powiedzieć, ale rozpoznając Katherine, zrezygnowała. Nauczyła się już cztery lata temu, gdy dziewczyna zaczęła naukę, że z nią nie warto się kłócić. Machnęła więc zamiast tego ręką i odeszła.
- Kath, Alex i Terry organizują imprezę dziś wieczorem - oznajmiła Tiña.
- Nie mów na mnie 'Kath'! - Krukonka podniosła głos, czym zdobyła kilka nieprzychylnych spojrzeń od pozostałych uczniów w bibliotece, ale oni też nie odezwali się. Każdy, kto choć kilka razy odwiedził bibliotekę, znał dobrze Katherine Sorey.
Tiña uśmiechnęła się.
- Przynajmniej zwróciłaś na mnie uwagę. Pójdziesz na imprezę? Ja idę.
- Bo kochasz się w Alexie, jak zresztą wszyscy wiedzą - mruknęła Katherine, przewracając stronę w podręczniku.
Tiña zarumieniła się.
- Ja tylko... Ale pójdziesz? Jest w Pokoju Wspólnym.
Katherine jeknęła. Nienawidziła imprez, ale gdy odbywały się w Pokoju Wspólnym, i tak musiała na nie iść. Przecież nie mogłaby zasnąć ani czytać przy takim hałasie.
- Pójdziesz? - Tiña zrobiła minę proszącego pieska.
- Na mnie nie działają takie miny.
- Yhym. Ale pójdziesz?
Katherine westchnęła. Nie było sensu mówić Tiñie 'nie', ona nie znała takiego słowa.
- Niech ci będzie.
- Tak!
- Ciszej trochę - burknął ktoś znad książki. - Niektórzy próbują się tu uczyć, wiecie?
Katherine rzuciła jeszcze tej osobie ostrzegawcze spojrzenie pod tytułem: 'nie kłóć się, bo pożałujesz', po czym zebrała książki i wraz z Tiñą wyszła z biblioteki.
☆★☆
Lucas Turner patrzył za odchodzącą dziewczyną. Żałował, że w ogóle wspomniał Draco. Mógł się zorientować, że jego kolega w odniesieniu do Ginny Weasley najprawdopodobniej nie był miły. Ale nie, musiał być taki głupi.
Zamyślony skierował się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie mógł odgonić od siebie myśli o napotkanej dziewczynie. Obrazu jej jedwabistych, rudych włosów i pięknych, orzechowych oczu. Nie mógł tego dopasować z historyjkami Draco. Dziwne.
Lucas wszedł do Pokoju Wspólnego i skierował się do swojego dormitorium. Nie chciał tu trafić. Chciał być w Griffindorze, ale wiedział, że jego ojciec zabiłby go, gdyby nie wylądował w Slytherinie, jak wszyscy z rodziny. Dlatego stchórzył i wybrał Dom Węża zamiast Gryffindoru. Teraz żałował, że nie mógł być przydzielony do innego domu. Mógłby być nawet Hufflepuff, byle nie ciągła gatka o czystości krwi i głupocie Gryfonów. Miał już tego dosyć.
Otworzył drzwi do dormitorium, które dzielił z kilkoma innymi Ślizgonami. Zastał tam jednak tylko Micheala O'Connora.
- Cześć - przywitał się Micheal, nie podnosząc się z łóżka, na którym leżał, i nie spoglądając na wchodzącego.
Lucas zamknął za sobą drzwi i usiadł obok Micheala.
- Cześć - powiedział. - Co ty widzisz w tym suficie?
Micheal usiadł na łóżku i spojrzał na niego.
- Nikogo.
Lucas nie mógł nie zauważyć, że Ślizgon się rumieni.
- Nie pytałem: kogo, tylko co - zauważył.
Micheal zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Nieważne - mruknął, odwracając wzrok.
- Kogo tam widzisz?
- Powiedziałem, że nieważne!
Lucas roześmiał się na ten nagły wybuch złości O'Connora.
- Tiñę Night - burknął w końcu Micheal.
- Tą z Ravenclaw? - upewnił się Lucas.
O'Connor przytaknął.
Lucas potarł w zamyśleniu brodę. Tiña Night... była akceptowalna. W miarę ładna, ale nieco zbyt... 'imprezowa'. Nie w jego stylu. Za to do Micheala mogłaby pasować.
Lucas przypomniał sobie twarz Ginny Weasley. Tak, ona była piękna.
- A w kim ty się zakochałeś? - spytał Micheal.
- Nie powiedziałem, że ty się zakochałeś - zauważył Lucas.
O'Connor zaklął, ale zerknął na Turnera podejrzliwie.
- W kim? - ponowił pytanie.
- W nikim.
Micheal mu nie uwierzył.. Trudno. Lucas Turner sam nie wiedział, czy sobie wierzy.
Zamyślony skierował się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie mógł odgonić od siebie myśli o napotkanej dziewczynie. Obrazu jej jedwabistych, rudych włosów i pięknych, orzechowych oczu. Nie mógł tego dopasować z historyjkami Draco. Dziwne.
Lucas wszedł do Pokoju Wspólnego i skierował się do swojego dormitorium. Nie chciał tu trafić. Chciał być w Griffindorze, ale wiedział, że jego ojciec zabiłby go, gdyby nie wylądował w Slytherinie, jak wszyscy z rodziny. Dlatego stchórzył i wybrał Dom Węża zamiast Gryffindoru. Teraz żałował, że nie mógł być przydzielony do innego domu. Mógłby być nawet Hufflepuff, byle nie ciągła gatka o czystości krwi i głupocie Gryfonów. Miał już tego dosyć.
Otworzył drzwi do dormitorium, które dzielił z kilkoma innymi Ślizgonami. Zastał tam jednak tylko Micheala O'Connora.
- Cześć - przywitał się Micheal, nie podnosząc się z łóżka, na którym leżał, i nie spoglądając na wchodzącego.
Lucas zamknął za sobą drzwi i usiadł obok Micheala.
- Cześć - powiedział. - Co ty widzisz w tym suficie?
Micheal usiadł na łóżku i spojrzał na niego.
- Nikogo.
Lucas nie mógł nie zauważyć, że Ślizgon się rumieni.
- Nie pytałem: kogo, tylko co - zauważył.
Micheal zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Nieważne - mruknął, odwracając wzrok.
- Kogo tam widzisz?
- Powiedziałem, że nieważne!
Lucas roześmiał się na ten nagły wybuch złości O'Connora.
- Tiñę Night - burknął w końcu Micheal.
- Tą z Ravenclaw? - upewnił się Lucas.
O'Connor przytaknął.
Lucas potarł w zamyśleniu brodę. Tiña Night... była akceptowalna. W miarę ładna, ale nieco zbyt... 'imprezowa'. Nie w jego stylu. Za to do Micheala mogłaby pasować.
Lucas przypomniał sobie twarz Ginny Weasley. Tak, ona była piękna.
- A w kim ty się zakochałeś? - spytał Micheal.
- Nie powiedziałem, że ty się zakochałeś - zauważył Lucas.
O'Connor zaklął, ale zerknął na Turnera podejrzliwie.
- W kim? - ponowił pytanie.
- W nikim.
Micheal mu nie uwierzył.. Trudno. Lucas Turner sam nie wiedział, czy sobie wierzy.
☆★☆
Hermiona kochała Louisa. Tego była pewna. Więc dlaczego miała wyrzuty sumienia, jakby... jakby nie powinna. Jakby był jeszcze ktoś, kto jej się podobał. Nieświadomie mi się podobał, poprawiła się w myślach. Przecież nawet nie wiedziała, kto. Oprócz tego, że to był chyba ktoś w Hogwartu.
Selene, Tîa i Sylvia usiadły obok niej na łóżku.
- Co jest? - spytała Sagesse.
- Od spotkania z Louisem jesteś jakaś taka cicha - zauważyła Robertson.
- Chyba się w nim nie zakochałaś, prawda? - spytała podejrzliwie Méchant.
- Przecież się nie... - zaczęła Tîa, ale dostrzegła minę Hermiony. - No, nie żartuj!
Gryfonka wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty odpowiadać.
Sylvia roześmiała się.
- Hej, Tîa, będziesz ciotką!
Sagesse zarumieniła się prawie w tym samym stopniu co Hermiona.
- Spadaj - mruknęła Tîa. - Zresztą, jeśli już, to za kilka lat, nie teraz.
Hermiona poczuła się trochę nieswojo.
- Możemy zmienić temat? - poprosiła.
- Jasne - zgodziła się natychmiast Tîa. - Propozycje?
Selene przechyliła głowę.
- Co sądzicie o Yves? - spytała.
Sylvia skrzywiła się.
- Ten brunet, dwa lata starszy? - upewniła się. - To idiota. Strasznie tępy.
Méchant potaknęła.
- A Timon?
Tîa odwróciła się do Hermiony.
- Ona tak zawsze - wyjaśniła. - Wiecznie zmienia chłopaków.
Oczy Selene zalśniły.
- Uwaga! - ostrzegła blondynkę Sylvia.
Tîa uchyliła się przed butem Méchant.
- Timon jest spoko! - krzyknęła. - Idzie na imprezę w poniedziałek!
Selene odłożyła drugiego buta.
- Gdzie jest ta impreza? - spytała, wyraźnie zaciekawiona.
Sagesse ponownie zwróciła się do Hermiony.
- Idzie na każdą imprezę organizowaną w szkole - Tîa uchyliła się przed kolejnym butem. - Pokój Sigismunda Wielkiego, poniedziałek, 18:30!
Selene przytaknęła i wyszła. Rzuciła jeszcze przez ramię.
- Powiedz Louisowi, żeby zaprosił Hermionę.
Po czym zamknęła za sobą drzwi.
Selene, Tîa i Sylvia usiadły obok niej na łóżku.
- Co jest? - spytała Sagesse.
- Od spotkania z Louisem jesteś jakaś taka cicha - zauważyła Robertson.
- Chyba się w nim nie zakochałaś, prawda? - spytała podejrzliwie Méchant.
- Przecież się nie... - zaczęła Tîa, ale dostrzegła minę Hermiony. - No, nie żartuj!
Gryfonka wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty odpowiadać.
Sylvia roześmiała się.
- Hej, Tîa, będziesz ciotką!
Sagesse zarumieniła się prawie w tym samym stopniu co Hermiona.
- Spadaj - mruknęła Tîa. - Zresztą, jeśli już, to za kilka lat, nie teraz.
Hermiona poczuła się trochę nieswojo.
- Możemy zmienić temat? - poprosiła.
- Jasne - zgodziła się natychmiast Tîa. - Propozycje?
Selene przechyliła głowę.
- Co sądzicie o Yves? - spytała.
Sylvia skrzywiła się.
- Ten brunet, dwa lata starszy? - upewniła się. - To idiota. Strasznie tępy.
Méchant potaknęła.
- A Timon?
Tîa odwróciła się do Hermiony.
- Ona tak zawsze - wyjaśniła. - Wiecznie zmienia chłopaków.
Oczy Selene zalśniły.
- Uwaga! - ostrzegła blondynkę Sylvia.
Tîa uchyliła się przed butem Méchant.
- Timon jest spoko! - krzyknęła. - Idzie na imprezę w poniedziałek!
Selene odłożyła drugiego buta.
- Gdzie jest ta impreza? - spytała, wyraźnie zaciekawiona.
Sagesse ponownie zwróciła się do Hermiony.
- Idzie na każdą imprezę organizowaną w szkole - Tîa uchyliła się przed kolejnym butem. - Pokój Sigismunda Wielkiego, poniedziałek, 18:30!
Selene przytaknęła i wyszła. Rzuciła jeszcze przez ramię.
- Powiedz Louisowi, żeby zaprosił Hermionę.
Po czym zamknęła za sobą drzwi.
☆★☆
- To może to?
- Stanowczo nie - mruknęła Katherine.
Tiña odłożyła czarną spódniczkę mini i zajrzała do szafy.
- O, to będzie idealne! - wykrzyknęła, wyciągając z szafy czerwoną sukienkę z dużym dekoltem.
Katherine jeknęła.
- Nie.
Podeszła do szafy i wyciągnęła z tamtąd czarne dżinsy i prostą, czarną bluzkę.
Tiña skrzywiła się.
- Na imprezę? No co ty.
Katherine wzruszyła ramionami. Nienawidziła imprez, a już z pewnością nie znosiła przygotowywania do nich.
Tiña westchnęła.
- Przynajmniej rurki załóż - poprosiła, uznając, że nie ma co się kłócić.
- Niech ci będzie - mruknęła Katherine.
Tiña zajrzała do szafy i wyciągnęła z tamtąd błyszczącą spódniczkę mini i obcisłą, turkusową bluzkę z dużym dekoltem.
- Jak będę w tym wyglądała? - zastanowiła się głośno.
Katherine przyjrzała się wybranym przez dziewczynę ubraniu. Zbyt pretensjonalne, zbyt błyszczące, zbyt przyciągające uwagę.
- Okropnie - uznała.
Tiña rozpromieniła się.
- To świetnie! Dzięki!
Po czym zniknęła w łazience.
Katherine westchnęła. Może i Tiña dobrze się uczyła, ale o wiele za bardzo lubiła imprezy. Bardzo 'o wiele'.
- Stanowczo nie - mruknęła Katherine.
Tiña odłożyła czarną spódniczkę mini i zajrzała do szafy.
- O, to będzie idealne! - wykrzyknęła, wyciągając z szafy czerwoną sukienkę z dużym dekoltem.
Katherine jeknęła.
- Nie.
Podeszła do szafy i wyciągnęła z tamtąd czarne dżinsy i prostą, czarną bluzkę.
Tiña skrzywiła się.
- Na imprezę? No co ty.
Katherine wzruszyła ramionami. Nienawidziła imprez, a już z pewnością nie znosiła przygotowywania do nich.
Tiña westchnęła.
- Przynajmniej rurki załóż - poprosiła, uznając, że nie ma co się kłócić.
- Niech ci będzie - mruknęła Katherine.
Tiña zajrzała do szafy i wyciągnęła z tamtąd błyszczącą spódniczkę mini i obcisłą, turkusową bluzkę z dużym dekoltem.
- Jak będę w tym wyglądała? - zastanowiła się głośno.
Katherine przyjrzała się wybranym przez dziewczynę ubraniu. Zbyt pretensjonalne, zbyt błyszczące, zbyt przyciągające uwagę.
- Okropnie - uznała.
Tiña rozpromieniła się.
- To świetnie! Dzięki!
Po czym zniknęła w łazience.
Katherine westchnęła. Może i Tiña dobrze się uczyła, ale o wiele za bardzo lubiła imprezy. Bardzo 'o wiele'.
☆★☆
O imprezie w Pokoju Wspólnym Ravenclawu wiedziała niemalże cała szkoła - oprócz nauczycieli, rzecz jasna. Z tego powodu pokój był przepełniony.
Kristin Sorey nienawidził imprez, ale przyszedł. Głównie z jednego powodu. Również z drugiego, ale co do tego nie był jeszcze całkiem pewien.
Podszedł do czarnowłosej dziewczyny stojącej na uboczu.
- Cześć, Katherine - przywitał się.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Co ty tu robisz, mały braciszku? - spytała z uśmiechem.
Kristin skrzywił się. Nienawidził, gdy go tak nazywała. Był od niej o rok młodszy, a Katherine nie marnowała okazji, by mu tu wypomnieć.
- Chciałem się z tobą spotkać - mruknął.
- Po co? - spytała Katherine.
Kristin rozejrzał się wokoło.
- Och - Katherine zrozumiała, o co mu chodzi. - Co to jest?
- Diadem Ravenclaw.
- Dlatego do mnie przychodzisz - bardziej stwierdziła niż zapytała Katherine.
- Tak - potwierdził Kristin.
- Ile czasu?
Kristin prychnął.
- A jak sądzisz? Jak najszybciej.
- Maksymalnie?
- Rok szkolny. Inaczej wyślą kogoś innego.
Katherine przytaknęła.
- Przyjęte. Idź i baw się dobrze.
Kristin odszedł.
Nikt nie zauważyłby nic dziwnego w wymianie zdań między rodzeństwem, a gdyby ktoś znalazł się na tyle blisko, by usłyszeć rozmowę, i tak nic by nie zrozumiał.
Tak jak nie zrozumiał jej Lucas Turner.
Kristin Sorey nienawidził imprez, ale przyszedł. Głównie z jednego powodu. Również z drugiego, ale co do tego nie był jeszcze całkiem pewien.
Podszedł do czarnowłosej dziewczyny stojącej na uboczu.
- Cześć, Katherine - przywitał się.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Co ty tu robisz, mały braciszku? - spytała z uśmiechem.
Kristin skrzywił się. Nienawidził, gdy go tak nazywała. Był od niej o rok młodszy, a Katherine nie marnowała okazji, by mu tu wypomnieć.
- Chciałem się z tobą spotkać - mruknął.
- Po co? - spytała Katherine.
Kristin rozejrzał się wokoło.
- Och - Katherine zrozumiała, o co mu chodzi. - Co to jest?
- Diadem Ravenclaw.
- Dlatego do mnie przychodzisz - bardziej stwierdziła niż zapytała Katherine.
- Tak - potwierdził Kristin.
- Ile czasu?
Kristin prychnął.
- A jak sądzisz? Jak najszybciej.
- Maksymalnie?
- Rok szkolny. Inaczej wyślą kogoś innego.
Katherine przytaknęła.
- Przyjęte. Idź i baw się dobrze.
Kristin odszedł.
Nikt nie zauważyłby nic dziwnego w wymianie zdań między rodzeństwem, a gdyby ktoś znalazł się na tyle blisko, by usłyszeć rozmowę, i tak nic by nie zrozumiał.
Tak jak nie zrozumiał jej Lucas Turner.
☆★☆
Dochodziła północ, gdy James Potter cicho wstał z łóżka, starając się nie budzić Lily. Ubrał się i poszedł do sąsiedniego pokoju.
- Wstawaj, Syriusz - syknął.
Łapa otworzył zaspane oczy i spojrzał na budzik.
- Dopiero północ - jęknął i przewrócił się na drugi bok.
- Chcesz, żeby Lily nas przyłapała? - spytał szeptem James.
Syriusz odwrócił się z powrotem w jego kierunku.
- Coo...?
Rogacz wywrócił oczami.
- Sam to wymyśliłeś - mruknął.
- Ale co...? A, o to ci chodzi!
- Ciszej! - syknął James i podał Syriuszowi różdżkę. - Chodź.
Poczekał, aż Łapa się przygotuje, a następnie obaj mężczyźni deportowali się poza Dolinę Godryka.
Stali teraz przed ogromną bramą. Wokół niej latały czarne, zakapturzone postacie.
Syriusz skrzywił się.
- Możemy stąd iść? - poprosił, a następnie nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i odszedł.
James pobiegł za nim.
Skierowali się do Hogsmeade.
- Jesteś pewien, że nie będzie tu dementorów? - upewnił się Rogacz.
- Jasne - mruknął Łapa, chociaż sam nie wyglądał na przekonanego. - Bellatrix i tak już jest na terenie Hogwartu.
- A ty?
Syriusz skrzywił się.
- Możesz przestać mnie posądzać o...
James wyszczerzył zęby.
- W końcu mnie zabiłeś, prawda?
- Spadaj.
Doszli do Hogsmeade. Skręcili w kierunku Wrzeszczącej Chaty. Najciszej jak mogli, otworzyli skrzypiące drzwi i weszli do środka.
- Przydałoby się je naoliwić - zauważył Syriusz.
- Przydałoby się poinformować Remusa - dodał James.
Łapa przytaknął.
- W końcu nie może się tu pojawiać tylko raz na miesiąc, prawda?
Roześmieli się.
Ich dobry humor zakłóciło skrzypnięcie drzwiami.
- A myślałam, że jednak zmądrzeliście.
James westchnął.
- Mówiłem ci, że cię usłyszała.
- Mówiłem ci, że to nie ma znaczenia, czy wyjechalibyśmy wczoraj czy dzisiaj.
W drzwiach Wrzeszczącej Chaty stała Lily Potter.
- Wstawaj, Syriusz - syknął.
Łapa otworzył zaspane oczy i spojrzał na budzik.
- Dopiero północ - jęknął i przewrócił się na drugi bok.
- Chcesz, żeby Lily nas przyłapała? - spytał szeptem James.
Syriusz odwrócił się z powrotem w jego kierunku.
- Coo...?
Rogacz wywrócił oczami.
- Sam to wymyśliłeś - mruknął.
- Ale co...? A, o to ci chodzi!
- Ciszej! - syknął James i podał Syriuszowi różdżkę. - Chodź.
Poczekał, aż Łapa się przygotuje, a następnie obaj mężczyźni deportowali się poza Dolinę Godryka.
Stali teraz przed ogromną bramą. Wokół niej latały czarne, zakapturzone postacie.
Syriusz skrzywił się.
- Możemy stąd iść? - poprosił, a następnie nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i odszedł.
James pobiegł za nim.
Skierowali się do Hogsmeade.
- Jesteś pewien, że nie będzie tu dementorów? - upewnił się Rogacz.
- Jasne - mruknął Łapa, chociaż sam nie wyglądał na przekonanego. - Bellatrix i tak już jest na terenie Hogwartu.
- A ty?
Syriusz skrzywił się.
- Możesz przestać mnie posądzać o...
James wyszczerzył zęby.
- W końcu mnie zabiłeś, prawda?
- Spadaj.
Doszli do Hogsmeade. Skręcili w kierunku Wrzeszczącej Chaty. Najciszej jak mogli, otworzyli skrzypiące drzwi i weszli do środka.
- Przydałoby się je naoliwić - zauważył Syriusz.
- Przydałoby się poinformować Remusa - dodał James.
Łapa przytaknął.
- W końcu nie może się tu pojawiać tylko raz na miesiąc, prawda?
Roześmieli się.
Ich dobry humor zakłóciło skrzypnięcie drzwiami.
- A myślałam, że jednak zmądrzeliście.
James westchnął.
- Mówiłem ci, że cię usłyszała.
- Mówiłem ci, że to nie ma znaczenia, czy wyjechalibyśmy wczoraj czy dzisiaj.
W drzwiach Wrzeszczącej Chaty stała Lily Potter.
Omg! Lucasie Turnerze, nikt cię nie uczył, że nieładnie podsłuchiwać? Końcówka jet najlepsza!
OdpowiedzUsuńAle po koleji;
Dracze jest zazdroosny, Dracze jest zazdrosny! No trudo, Hagnes musi wygrać! Czyżby Dumbledore coś podejrzewał? Spotkanie Ginny i Lucasa było takie... słodko-gorzkie Mionka się zakochała! Będzie ciekawie, ale gorzej będzie, gdy wyjedzie. ;c Pójdą razem na bal? Ładnie proszę. Omnomnomnom!
Rany boskie, ale się rozpisałam, a są jeszcze kolejne rozdziały, muszę zachować trochę komentarzowaj weny na resztę.
Dracze? Hahahahaha! (Turlanie się ze śmiechu 😂) Pierwszy raz słyszę, jednak świetne... przezwisko? 😆
UsuńDracuś jest zazdrosny?! Czyli, jak zwykle? Harry jest popularny, dobrze gra w quidicha, Agnes z nim rozmawia, itp.
OdpowiedzUsuń