wtorek, 21 kwietnia 2015

25. Riddle

• oczami Harry'ego •
Profesor Dumbledore wezwał mnie wieczorem do swojego gabinetu. Miałem nadzieję, że tata Lucasa wylądował w Św. Mungu zanim zdążył na nas naskarżyć. Modliłem się... Tak właściwie, to do kogo modlą się czarodzieje? No bo chyba nie do Boga, prawda? Może do Merlina? A więc: modliłem się do Merlina. Trochę głupio to brzmi, ale trudno.
  'O wielki Merlina! Błagam Cię, byś sprawił, iż Nathaniel Turner dla swojego własnego dobra, deportował się do Św. Munga, nim zdąży naskarżyć na mnie Albusowi Dumbledore'owi.'
  Hmm... Może być?
  Ale tak poważnie. Nie modliłem się, ale... Jak my się niby mamy wieczorami modlić? 'Merlinie nasz, któryś jest martwy, święć się imię Twoje, przyjdź mądrość Twoja, bądź sława Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi?' Nie, to głupio brzmi.
  Chyba odbiegam od tematu. Miało być o wizycie u Dumbledore'a, a nie o Merlinie. Chociaż ten drugi ciekawszy...
  Harry, cicho bądź i nie odbiegaj od tematu, jasne?!
  W gabinecie Dumbledore'a była już jakaś jasnowłosa dziewczyna.
  - Usiądź, Harry - dyrektor wskazał mi krzesło naprzeciwko jego biurka.
  Zrobiłem, jak chciał.
  - Wiecie, po co was tu wezwałem? - spytał Dumbledore.
  Pokręciliśmy głowami.
  - Spodziewałem się. Chociaż Harry powinien mieć jakieś pomysły... Chętnie bym się dowiedział, kto jeszcze oprócz ciebie zorganizował transmisję na żywo z Hogwartu do dworu Turnerów.
  O, nie.
  - Nieważne. Wezwałem was tutaj w sprawie pewnej przepowiedni... Zresztą nie tylko. Aurelie, to jest Harry Potter. Harry, to Aurelie Watson.
  - Kto?! - zdziwiłem się. - Ale przecież...
  - ... ona powinna być martwa - dokończył za mnie Dumbledore. - Tak, wiem. Jednak Aurelie w jakiś cudowny sposób wróciła do życia.
  Oczywiście, wiedziałem, co to za cudowny sposób. Tata i Syriusz.
  - Nie wiemy, w jaki sposób - ciągnął dyrektor. - Problem w tym, że Aurelie nic nie pamięta - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował: - Usłyszałem również pewną przepowiednię. Brzmi ona tak: Będzie ich sześcioro: ta, co pamięć straciła i z martwych powstała, ta, co przez przyjaciela jest uwięziona, ta, z której zazdrości przyjaźń powstała, ta, co od Czarnego Pana pochodzi, ten, co się przeciwstawił i ból w domu odnalazł i ten, co jako pierwszy przeżył śmierć. W ich rękach ważą się losy świata. Z Czarnym Panem przyjdzie im walczyć, lecz to nie on stanie się ich zgubą. Nie muszę chyba tłumaczyć, że Aurelie jest 'tą, co pamięć straciła i z martwych powstała', a ty, Harry, jesteś 'tym, co jako pierwszy przeżył śmierć'. To chyba oczywiste. Niestety, nie wiemy, kim są pozostałe osoby. Może wy macie jakieś wskazówki? To znaczy, może Harry ma? - Dumbledore utkwił we mnie wyczekujące spojrzenie.
  Zastanowiłem się. 'Ta, co przez przyjaciela jest uwięziona'... Skąd ja mam niby wiedzieć? 'Ta, z której zazdrości przyjaźń powstała'... Może Agnes lub Ginny? Z początku niezbyt się lubiały, teraz są najlepszymi przyjaciółkami. 'Ta, co od Czarnego Pana pochodzi'... Nie mam pojęcia, ale raczej tej osoby nie polubię. 'Ten, co się przeciwstawił i ból w domu odnalazł'... A ja wiem... Lucas? Pewnie mu się dostało za nasze wygłupy.... Biedny...
  - Możliwe... - zacząłem powoli. - 'Tą, z której zazdrości przyjaźń powstała' może być Ginny Weasley lub Agnes Robertson...
  - Prawdopodobnie - Dumbledore uśmiechnął się. - Zauważyłem, że teraz są niemal nierozłączne, a jeszcze niedawno były zazdrosne o ciebie...
  Mogłem przysiąc, że się zarumieniłem.
  - 'Tym, co się przeciwstawił i ból w domu odnalazł' może jest Lucas Turner...
  - Tak, możliwe - przyznał dyrektor. - Następnym razem, jak będziesz chciał wypróbować nowe pomysły, lepiej pomyśl o ich skutkach dla kolegi.
  Teraz na pewno się zarumieniłem.
  - Nieważne. Nie wiem, kim może być reszta... Czy Voldemort miał córkę, proszę pana?
  Dumbledore pokręcił głową.
  - Też nad tym myślałem. Nie, nie miał, jestem tego prawie całkowicie pewien.
  - Prawie - zauważyłem, - więc może jednak...?
  - Wątpię. Chciałbym jednak, żebyście znaleźli pozostałych, dobrze?
  Pokiwałem głową, tak samo jak Aurelie.
  - Dobrze, możecie wyjść.
★•★•★•★•★
• oczami Agnes •

Nie wiem, dlaczego wyszłam z dormitorium koło północy i poszłam w kierunku wejścia do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Po prostu czułam, że coś się wydarzy. Coś ważnego.
  Doszłam do drewnianych drzwi. Nie było w nich dziurki od klucza ani klamki i w pierwszej chwili zaczęłam się zastanawiać, jak je otworzyć, gdy nagle brązowa kołatka w kształcie orła odezwała się:
  - Ma trzy ramiona, lecz brak mu nóg. Mimo to potrafi chodzić. Co to jest? (kolejna zagadka - tym razem prostsza. Rozwiążcie! ~ dop. autorki)
  - Um... - zawahałam się.
  I wtedy usłyszałam kroki. Natychmiast cofnęłam się do tyłu. Rozejrzałam się wokoło, szukając miejsca, gdzie mogłabym się ukryć. Niestety, nim zdążyłam coś znaleźć, zza zakrętu korytarza wyszła nieznajoma dziewczyna. Zatrzymała się, gdy mnie zobaczyła, ale nic nie powiedziała.
  Przyjrzałam się jej uważnie. Byłam pewna, że już gdzieś ją widziałam. Miała długie, brązowe włosy, jasną, trochę bladą, cerę i duże, orzechowe oczy. Była całkiem ładna, ale wyglądała trochę, jakby od dłuższego czasu nie miała dostępu do szczotki do włosów.
  - Kim jesteś? - spytałam.
  Dziewczyna nie odpowiedziała, ale zrobiła taką minę, jakby bardzo chciała.
  - Jesteś niema?- odgadłam.
  Nieznajoma gwałtownie pokręciła głową, ale po chwili zawahała się.
  - Ktoś zabronił ci mówić?
  Dziewczyna przytaknęła.
  - Ale dlaczego się nie sprzeciwstawiasz?
  Nieznajoma bez słowa pokazała mi swoją dłoń. Były na niej wypalone inicjały K.L. oraz czarny okrąg.
  - Co to znaczy?
  Dziewczyna nie odpowiedziała.
  Widziałam gdzieś ten symbol. To znaczy... Podobny, z innymi inicjałami, chyba w jakiejś książce czarnomagicznej. Coś o jakiejś ceremonii... Nieważne.
  - Co ty tu robisz? - spytałam.
  Nieznajoma spojrzała na drzwi, a następnie uczyniła ruch, jakby chciała coś podnieść.
  - Musisz coś z tamtąd wziąć?
  Dziewczyna przytaknęła.
  - Kto ci rozkazuje? No tak, nie możesz mi powiedzieć. Może wezmę cię do profesora Dumbledore'a...
  W tym momencie zza zakrętu korytarza wyszły trzy osoby - tym razem jedną z nich znałam. Kristin Sorry, jakaś czarnowłosa dziewczyna i szarooki chłopak. Zatrzymali się, gdy mnie zobaczyli, po czym całą trójką wyjęli różdżki i wymierzyli je we mnie.
  - Jerks, co ja ci kazałem? - warknął Kristin.
  Dziewczyna spojrzała na niego zarozumiale.
  - Mówiłam, że tego nie zrobi - przypomniała czarnowłosa.
  - Spadaj, Kath.
  - Nie nazywaj mnie 'Kath', braciszku!
  - A ty nie mów do mnie 'braciszku'!
  Szarooki chłopak odchrząknął.
  - Um... Możecie się nie kłócić? Lepiej zastanówcie się, co zrobić z tą rudą.
  Kristin wzruszył ramionami.
  - A niby co mamy zrobić? Zabieramy ją do Zakazanego Lasu.
  Nic z tego nie rozumiałam. Co oni planują? Może Harry będzie wiedział.
  Wyciągnęłam różdżkę, zastanawiając się, jakie zaklęcie użyć. Nie znałam za wiele takich, które przydałyby się w takiej sytuacji.
  Mój ruch nie uszedł ich uwadze.
  - Expilliamus - powiedział Kristin.
  Różdżka wyleciała mi z dłoni.
  - Teraz grzecznie z nami pójdziesz, albo poćwiczę na tobie Zaklęcie Uśmiercające, jasne?
Zaprowadził mnie do jakiejś jamy w Zakazanym Lesie. Prowadzili mnie długim korytarzem, który w końcu rozszerzył się w dużą salę. W pierwszej chwili pomyślałam, że jest pusta, ale potem dostrzegłam postać, którą już kiedyś widziałam... Bellatrix Lestrange.
  - Och, witaj - przywitała się śmierciożerczyni. - Chyba już się kiedyś spotkałyśmy... Możesz proszę mi przypomnieć, jak się nazywasz?
  Miałam nadzieję, że moje nazwisko nic jej nie podpowie. Przecież mój ojciec nic jej nie powiedział... prawda?
  - Agnes Robertson.
  Oczy Lestrange roziskrzyły się. Wiedziała.
  - Och, więc to ty? Tatuś nie byłby dumny. Właśnie chcemy go przywrócić do życia, a ty nam przeszkadzasz... Mam jednak nadzieję, że zastanowisz się nad tym i nam pomożesz.
  - Nie pomogę wam.
  Śmierciożerczyni uniosła brwi.
  - Ach, tak? Więc może tak: jeśli nam nie pomożesz, zdradzę twoją tajemnicę twoim przyjaciołom, Dumbledore'owi, Ministrowi Magii... i może jeszcze kilku innym osobom.
  - Nie znasz mojej tajemnicy - oznajmiłam trzęsącym, się głosem.
  Lestrange uśmiechnęła się.
  - Znam, znam. Proponuję ci współpracę. Inaczej zdradzę ten twój sekret. Agnes Riddle.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam dwa ostatnie słowa i ómrzyłam. Ładnie proszę o następny rozdział jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby nowy rozdział pojawił się jak najszybciej! :) Natknąłem się na twojego bloga dopiero 2 dni temu i już wszystkie przeczytałem :D
    Świetna i wciągająca historia ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Agnes się nie zgodzi!!!

    OdpowiedzUsuń