Kristin mieszał zupę łyżką. Nie zauważył, że już dawno wystygła. Nie zwracał uwagi na otoczenie, pogrążył się w rozmyślaniach.
Po pierwsze, Raylïe. Nic dla niego nie znaczyła. Nawet nie byli przyjaciółmi. Po prostu - znajomi z klasy. Więc dlaczego nie chciał jej zamykać? Dlaczego chciał ją puścić wolno, nawet jeśli wiedział, że to zniweczy ich plany? Dlaczego tak trudno było z nią przebywać, a jednocześnie tak bardzo tego pragnął? Dlaczego? Co to oznaczało?
Po drugie: Potter i Turner. Oni byli o wiele większym problemem. Znali prawdę. Albo raczej część prawdy. Na razie nie udało im się nikogo przekonać, ale przypomnieli sobie. Znali przeciwzaklęcie. Bellatrix Lestrage podejrzewała, że Lupin uczył Pottera zaawansowanych zaklęć. Tego nauczyciela też mógłby usunąć, wraz z tamtą dwójką. Za dużo wiedzieli, za dużo umieli. Byli przeszkodą na drodze do celu. A to było jedno z zadań Kristina: usuwać tych, którzy przeszkadzają. Będzie musiał coś wymyślić. I to szybko, zanim tamci zdążą coś zrobić.
- Ta zupa już ci wystygła.
Kristin odwrócił się. Potter i Turner? A ci to czego chcą?
Dwaj Gryfoni usiedli obok niego i stracili zainteresowanie chłopakiem. Turner nałożył sobie podwójną porcję puddingu, na co Potter roześmiał się i zwrócił mu uwagę, że obiadu nie zaczyna się od deseru. Turner wzruszył ramionami i powiedział, że jest głodny i ma prawo do jedzenia, czego chce, a następnie dodał, żeby Potter zainteresował się własnym talerzem. Święte słowa... Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Potter zajmował się swoimi sprawami i nie wtrącał się do innych.
Nagle Turner rozejrzał się po stole Gryffindoru.
- Gdzie jest Raylïe? - spytał.
Kristin udał, że bardzo interesuje go jego zimna zupa. Tak naprawdę była okropna, ale trudno.
- Czemu pytasz? - Potter nawet nie zainteresował się tym problemem. I całe szczęście.
- Wcześnie wyszła ze śniadania - zauważył Turner - i nie ma jej teraz na obiedzie.
Potter przełknął łyżkę zupy i zerknął na kolegę.
- Może źle się poczuła? - zasugerował, nakładając sobie kolejną porcję.
Turner spojrzał na niego.
- Nie interesuje cię to?
Potter wzruszył ramionami.
- Przecież nic jej się poważnego nie stało. To jest Hogwart. Ludzie tu nagle nie umierają... - Potter urwał, uświadamiając sobie nagle, że uczniowie w ostatnim czasie umierają na terenie szkoły. - Cofam ostatnie zdanie.
Turner westchnął.
- Teraz cię to interesuje? - upewnił się.
Potter odłożył sztućce.
- Yhym. Wiesz, kto ostatni ją widział, i kiedy?
Turner wywrócił oczami.
- Co, może jeszcze cały stół zapytasz?
Potter wzruszył ponownie ramionami.
- A czemu nie? - wstał i krzyknął głośniej: - Hej, ludzie, głównie ci z trzeciej klasy Gryffindoru! Kto ostatni, i kiedy widział osobniczkę o imieniu Raylïe Jerks?
Rozmowy przy stole ucichły.
- Czemu pytasz? - zdziwił się Ron Weasley.
- Ten osobnik tutaj - Potter wskazał na Turnera - twierdzi, że wyszła wcześniej ze śniadania i nie ma jej na obiedzie. Jako że, jak wszystkim tu obecnym wiadomo, na terenie szkoły znajduje się niebezpieczna Bellatrix Lestrage, obawiamy się o zdrowie Raylïe Jerks.
- Um... - zawachał się Weasley. - Od kiedy to jesteś taki oficjalny?
Potter machnął niedbale ręką.
- Od nigdy, ale teraz na koszt śledztwa, muszę...
- ... błaznować? - dokończył za niego Turner. - Tak, właśnie widzę.
- Hej!
Brown i Patil wymieniły niepewne spojrzenia.
- My ją widziałyśmy - przyznała Patil. - Na śniadaniu. Wyszła, gdy zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziała, że ma do napisania esej na Obronę. Ale nie było jej w dormitorium, ani w bibliotece, sprawdzałyśmy.
Kristin nie uczestniczył w rozmowie. Bał się, że Potter i Turner się domyślą. I co wtedy? Jerks pewnie i tak nie znajdą. Umrze tam z głodu... I znowu. Kristin nie chciał, by się dowiedzieli, co zrobił, bo bał się, że Jerks coś się stanie. Co się z nim działo?
Finnigan przypatrywał się trzecioklasiśtom z szeroko otwartymi z przerażenia oczami.
- Ale... - zawachał się. - Jesteście pewni? Stuprocentowo pewni?
Potter i Turner wymienili spojrzenia.
- No...
- Wyszła na błonia - przyznał Thomas. - Widziałem ją.
Kristin spojrzał na niego z ukrywanym niepokojem. Dean nie widział, jak wychodził. Prawda?
Turner przechylił w zamyśleniu głowę.
- Była sama? - upewnił się.
Thomas przytaknął.
Finnigan zerwał się z ławki i podbiegł do stołu nauczycielskiego. Tłumaczył coś szybko Dumbledore'owi. Dyrektor przysłuchiwał się jego tłumaczeniom, po czym coś odpowiedział i wstał.
Kristin nie czekał, co się stanie. Niezauważony przez nikogo, odpuścił Wielką Salę i skierował się do dormitorium.
Po pierwsze, Raylïe. Nic dla niego nie znaczyła. Nawet nie byli przyjaciółmi. Po prostu - znajomi z klasy. Więc dlaczego nie chciał jej zamykać? Dlaczego chciał ją puścić wolno, nawet jeśli wiedział, że to zniweczy ich plany? Dlaczego tak trudno było z nią przebywać, a jednocześnie tak bardzo tego pragnął? Dlaczego? Co to oznaczało?
Po drugie: Potter i Turner. Oni byli o wiele większym problemem. Znali prawdę. Albo raczej część prawdy. Na razie nie udało im się nikogo przekonać, ale przypomnieli sobie. Znali przeciwzaklęcie. Bellatrix Lestrage podejrzewała, że Lupin uczył Pottera zaawansowanych zaklęć. Tego nauczyciela też mógłby usunąć, wraz z tamtą dwójką. Za dużo wiedzieli, za dużo umieli. Byli przeszkodą na drodze do celu. A to było jedno z zadań Kristina: usuwać tych, którzy przeszkadzają. Będzie musiał coś wymyślić. I to szybko, zanim tamci zdążą coś zrobić.
- Ta zupa już ci wystygła.
Kristin odwrócił się. Potter i Turner? A ci to czego chcą?
Dwaj Gryfoni usiedli obok niego i stracili zainteresowanie chłopakiem. Turner nałożył sobie podwójną porcję puddingu, na co Potter roześmiał się i zwrócił mu uwagę, że obiadu nie zaczyna się od deseru. Turner wzruszył ramionami i powiedział, że jest głodny i ma prawo do jedzenia, czego chce, a następnie dodał, żeby Potter zainteresował się własnym talerzem. Święte słowa... Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Potter zajmował się swoimi sprawami i nie wtrącał się do innych.
Nagle Turner rozejrzał się po stole Gryffindoru.
- Gdzie jest Raylïe? - spytał.
Kristin udał, że bardzo interesuje go jego zimna zupa. Tak naprawdę była okropna, ale trudno.
- Czemu pytasz? - Potter nawet nie zainteresował się tym problemem. I całe szczęście.
- Wcześnie wyszła ze śniadania - zauważył Turner - i nie ma jej teraz na obiedzie.
Potter przełknął łyżkę zupy i zerknął na kolegę.
- Może źle się poczuła? - zasugerował, nakładając sobie kolejną porcję.
Turner spojrzał na niego.
- Nie interesuje cię to?
Potter wzruszył ramionami.
- Przecież nic jej się poważnego nie stało. To jest Hogwart. Ludzie tu nagle nie umierają... - Potter urwał, uświadamiając sobie nagle, że uczniowie w ostatnim czasie umierają na terenie szkoły. - Cofam ostatnie zdanie.
Turner westchnął.
- Teraz cię to interesuje? - upewnił się.
Potter odłożył sztućce.
- Yhym. Wiesz, kto ostatni ją widział, i kiedy?
Turner wywrócił oczami.
- Co, może jeszcze cały stół zapytasz?
Potter wzruszył ponownie ramionami.
- A czemu nie? - wstał i krzyknął głośniej: - Hej, ludzie, głównie ci z trzeciej klasy Gryffindoru! Kto ostatni, i kiedy widział osobniczkę o imieniu Raylïe Jerks?
Rozmowy przy stole ucichły.
- Czemu pytasz? - zdziwił się Ron Weasley.
- Ten osobnik tutaj - Potter wskazał na Turnera - twierdzi, że wyszła wcześniej ze śniadania i nie ma jej na obiedzie. Jako że, jak wszystkim tu obecnym wiadomo, na terenie szkoły znajduje się niebezpieczna Bellatrix Lestrage, obawiamy się o zdrowie Raylïe Jerks.
- Um... - zawachał się Weasley. - Od kiedy to jesteś taki oficjalny?
Potter machnął niedbale ręką.
- Od nigdy, ale teraz na koszt śledztwa, muszę...
- ... błaznować? - dokończył za niego Turner. - Tak, właśnie widzę.
- Hej!
Brown i Patil wymieniły niepewne spojrzenia.
- My ją widziałyśmy - przyznała Patil. - Na śniadaniu. Wyszła, gdy zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziała, że ma do napisania esej na Obronę. Ale nie było jej w dormitorium, ani w bibliotece, sprawdzałyśmy.
Kristin nie uczestniczył w rozmowie. Bał się, że Potter i Turner się domyślą. I co wtedy? Jerks pewnie i tak nie znajdą. Umrze tam z głodu... I znowu. Kristin nie chciał, by się dowiedzieli, co zrobił, bo bał się, że Jerks coś się stanie. Co się z nim działo?
Finnigan przypatrywał się trzecioklasiśtom z szeroko otwartymi z przerażenia oczami.
- Ale... - zawachał się. - Jesteście pewni? Stuprocentowo pewni?
Potter i Turner wymienili spojrzenia.
- No...
- Wyszła na błonia - przyznał Thomas. - Widziałem ją.
Kristin spojrzał na niego z ukrywanym niepokojem. Dean nie widział, jak wychodził. Prawda?
Turner przechylił w zamyśleniu głowę.
- Była sama? - upewnił się.
Thomas przytaknął.
Finnigan zerwał się z ławki i podbiegł do stołu nauczycielskiego. Tłumaczył coś szybko Dumbledore'owi. Dyrektor przysłuchiwał się jego tłumaczeniom, po czym coś odpowiedział i wstał.
Kristin nie czekał, co się stanie. Niezauważony przez nikogo, odpuścił Wielką Salę i skierował się do dormitorium.
☆★☆
Lucas oparł się o balustradę balkonu. Niecałe pięć minut temu, on, Harry i reszta Gryfonów wrócili z rozmowy z Dumbledore'm.
- Jak sądzisz, co się z nią stało? - spytał, odwracając się do kolegi.
Harry podniósł wzrok znad eliksiru, który przyrządzał, od kiedy wrócili.
- Jedno słowo: Kristin - powiedział i wrócił do przerwanej roboty.
No tak. Kristin. Co ten chłopak w ogóle planował? I dlaczego akurat teraz?
- Bo Lestrage uciekła z Azkabanu - mruknął Harry.
Lucas skrzywił się.
- Muszę poprosić profesora Lupina, żeby nauczył mnie Okulumencji - nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. - Możesz to wykorzystać na Sorey'u? Tą Legilimencję?
Harry pokręcił przecząco głową.
- Próbowałem - przyznał. - Zna Okulumencję, a ja nie potrafię Legilimencji na tyle dobrze, by dowiedzieć się, o czym myśli.
Lucas westchnął. Zerknął na eliksir, który chłopak przygotowywał.
- Co ty w ogóle robisz? - spytał.
Harry wyszczerzył do niego zęby.
- Coś, co z pewnością nie spodoba się Malfoy'owi.
Ciekawe.
- Czyli dokładniej co?
- Ten Eliksir Gołębi? Robię nieco ulepszoną wersję. Będzie jeszcze Eliksir Flamingów, Eliksir Kaczek, Eliksir... no, nie wiem...
- Pelikanów? - zasugerował Lucas.
Harry przechylił z zamyśleniu głowę.
- O ile uda mi się włamać do... - zerknął na Lucasa, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział.
Lucas uśmiechnął się. Dokuczanie Malfoy'owi? Może być zabawnie.
- Mogę pomóc, jeśli chcesz - zaproponował.
Harry odetchnął z ulgą.
- Co powiesz na drugich Huncwotów?
Lucas wyszczerzył zęby.
- Jeśli masz na myśli coś w rodzaju twojego taty i Syriusza, bardzo chętnie.
Przybili sobie piątkę i parsknęli śmiechem.
- Musimy tylko zmienić nazwę - uprzytomniał sobie Harry.
- 'Drudzy Huncwoci' nie brzmi tak fajnie, zresztą jest jeszcze McGongall - zgodził się Lucas.
- To co powiesz na... - Potter pochylił się do kolegi i wyszeptał proponowaną nazwę.
Lucas uśmiechnął się szeroko.
- Świetny pomysł.
Harry podszedł do swojego kufra i wyciągnął z niego starą pelerynę.
- Misja: wypożyczenie bez pozwolenia książki z Działu Ksiąg Zakazanych - oznajmił oficjalnym tonem. - Czas: noc 6 września. Miejsce: biblioteka szkolna. Uczestnicy: Harry Potter i Lucas Turner.
- Jak sądzisz, co się z nią stało? - spytał, odwracając się do kolegi.
Harry podniósł wzrok znad eliksiru, który przyrządzał, od kiedy wrócili.
- Jedno słowo: Kristin - powiedział i wrócił do przerwanej roboty.
No tak. Kristin. Co ten chłopak w ogóle planował? I dlaczego akurat teraz?
- Bo Lestrage uciekła z Azkabanu - mruknął Harry.
Lucas skrzywił się.
- Muszę poprosić profesora Lupina, żeby nauczył mnie Okulumencji - nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. - Możesz to wykorzystać na Sorey'u? Tą Legilimencję?
Harry pokręcił przecząco głową.
- Próbowałem - przyznał. - Zna Okulumencję, a ja nie potrafię Legilimencji na tyle dobrze, by dowiedzieć się, o czym myśli.
Lucas westchnął. Zerknął na eliksir, który chłopak przygotowywał.
- Co ty w ogóle robisz? - spytał.
Harry wyszczerzył do niego zęby.
- Coś, co z pewnością nie spodoba się Malfoy'owi.
Ciekawe.
- Czyli dokładniej co?
- Ten Eliksir Gołębi? Robię nieco ulepszoną wersję. Będzie jeszcze Eliksir Flamingów, Eliksir Kaczek, Eliksir... no, nie wiem...
- Pelikanów? - zasugerował Lucas.
Harry przechylił z zamyśleniu głowę.
- O ile uda mi się włamać do... - zerknął na Lucasa, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział.
Lucas uśmiechnął się. Dokuczanie Malfoy'owi? Może być zabawnie.
- Mogę pomóc, jeśli chcesz - zaproponował.
Harry odetchnął z ulgą.
- Co powiesz na drugich Huncwotów?
Lucas wyszczerzył zęby.
- Jeśli masz na myśli coś w rodzaju twojego taty i Syriusza, bardzo chętnie.
Przybili sobie piątkę i parsknęli śmiechem.
- Musimy tylko zmienić nazwę - uprzytomniał sobie Harry.
- 'Drudzy Huncwoci' nie brzmi tak fajnie, zresztą jest jeszcze McGongall - zgodził się Lucas.
- To co powiesz na... - Potter pochylił się do kolegi i wyszeptał proponowaną nazwę.
Lucas uśmiechnął się szeroko.
- Świetny pomysł.
Harry podszedł do swojego kufra i wyciągnął z niego starą pelerynę.
- Misja: wypożyczenie bez pozwolenia książki z Działu Ksiąg Zakazanych - oznajmił oficjalnym tonem. - Czas: noc 6 września. Miejsce: biblioteka szkolna. Uczestnicy: Harry Potter i Lucas Turner.
☆★☆
Agnes spacerowała po zamku. Nudziło jej się tutaj. Harry zdawał się o niej zapomnieć, a Draco był obecnie ze swoimi Ślizgońskimi przyjaciółmi, którzy nie byli ani odrobinę tak mili jak on. Dziewczyna spędzała więc większość wolnego czasu na zwiedzaniu Hogwartu, poznając każdy jego zakątek.
Tego dnia postanowiła odwiedzić bibliotekę. Tam przynajmniej było co robić.
Weszła do wielkiej sali, dużej, ale mniejszej niż ta w Beuxaboutons. Na środku był ustawiony duży stół, a ściany były niewidoczne, całkowicie zasłonięte przez półki z książkami. Agnes podeszła do działu z książkami o Transmutacji, którą się pasjonująca.
Spotkała tam rudowłosą dziewczynę, pochylali co się nad książką. Gdy podeszła do niej, podniosła wzrok. Była to siostra Rona. Dziewczyna udała, że nie dostrzegła Agnes i wróciła do czytane książki.
Agnes westchnęła. Dziewczyna wyglądała na całkiem miłą. Mogłyby zostać przyjaciółkami, gdyby nie Harry Potter - chłopiec, który je pokłócił. Ale czy on naprawdę był tego wart?
Usiadła obok siostry Rona.
- Cześć - przywitała się.
Dziewczyna ją zignorowała. Zresztą czego mogła się spodziewać? Obydwie kochały tego samego chłopaka, obydwie były zazdrosne. Chociaż Agnes właściwie już prawie wcale.
Co ona w ogóle sobie myślała? Jak porozmawiać z tą dziewczyną?
- Nie rozmawiałam z Harry'm od dłuższego czasu - wypaliła, nie wiedząc nawet dlaczego.
Siostra Rona odłożyła książkę i spojrzała na Agnes.
- Jestem Ginny - przedstawiła się - i właściwie to masz rację: to nie twoja wina, że Harry cię lubi.
- Agnes - Agnes uśmiechnęła się. - Zresztą ja go powoli przestaje lubić.
- Ja chyba też - przyznała Ginny.
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Ginny wróciła do czytania książki.
- Nie rozumiem tej Transmutacji - westchnęła, zamykając książkę.
- Naprawdę? - zdziwiła się Agnes. - Ja ją uwielbiam.
- Wytłymaczysz mi? - poprosiła Ginny.
- Jasne!
Dziewczyny spędziły kolejny kwadrans na nauce Transmutacji. Zaprzyjaźniły się i razem śmiały z dowcipów koleżanek.
- Macie tu Dział Ksiąg Zakazanych? - spytała po jakimś czasie Agnes. - Tam mają zazwyczaj najciekawsze książki.
Ginny przytaknęła.
- Ale żaden nauczyciel cię nie wpuści.
Agnes uśmiechnęła się.
- Nie będę ich pytać o zgodę. W Beuxaboutons włamywa... chodziłam do Działu Ksiąg Zakazanych co tydzień i żaden nauczyciel o tym nie wiedział. I, um, lepiej żeby nadal żaden nie wiedział.
Ginny uśmiechnęła się szeroko.
- Idę z tobą. Dzisiaj w nocy?
Agnes przytaknęła.
- Dzisiaj w nocy. Spotkamy się w Pokoju Wspólnym, gdzieś koło dwunastej.
Tego dnia postanowiła odwiedzić bibliotekę. Tam przynajmniej było co robić.
Weszła do wielkiej sali, dużej, ale mniejszej niż ta w Beuxaboutons. Na środku był ustawiony duży stół, a ściany były niewidoczne, całkowicie zasłonięte przez półki z książkami. Agnes podeszła do działu z książkami o Transmutacji, którą się pasjonująca.
Spotkała tam rudowłosą dziewczynę, pochylali co się nad książką. Gdy podeszła do niej, podniosła wzrok. Była to siostra Rona. Dziewczyna udała, że nie dostrzegła Agnes i wróciła do czytane książki.
Agnes westchnęła. Dziewczyna wyglądała na całkiem miłą. Mogłyby zostać przyjaciółkami, gdyby nie Harry Potter - chłopiec, który je pokłócił. Ale czy on naprawdę był tego wart?
Usiadła obok siostry Rona.
- Cześć - przywitała się.
Dziewczyna ją zignorowała. Zresztą czego mogła się spodziewać? Obydwie kochały tego samego chłopaka, obydwie były zazdrosne. Chociaż Agnes właściwie już prawie wcale.
Co ona w ogóle sobie myślała? Jak porozmawiać z tą dziewczyną?
- Nie rozmawiałam z Harry'm od dłuższego czasu - wypaliła, nie wiedząc nawet dlaczego.
Siostra Rona odłożyła książkę i spojrzała na Agnes.
- Jestem Ginny - przedstawiła się - i właściwie to masz rację: to nie twoja wina, że Harry cię lubi.
- Agnes - Agnes uśmiechnęła się. - Zresztą ja go powoli przestaje lubić.
- Ja chyba też - przyznała Ginny.
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Ginny wróciła do czytania książki.
- Nie rozumiem tej Transmutacji - westchnęła, zamykając książkę.
- Naprawdę? - zdziwiła się Agnes. - Ja ją uwielbiam.
- Wytłymaczysz mi? - poprosiła Ginny.
- Jasne!
Dziewczyny spędziły kolejny kwadrans na nauce Transmutacji. Zaprzyjaźniły się i razem śmiały z dowcipów koleżanek.
- Macie tu Dział Ksiąg Zakazanych? - spytała po jakimś czasie Agnes. - Tam mają zazwyczaj najciekawsze książki.
Ginny przytaknęła.
- Ale żaden nauczyciel cię nie wpuści.
Agnes uśmiechnęła się.
- Nie będę ich pytać o zgodę. W Beuxaboutons włamywa... chodziłam do Działu Ksiąg Zakazanych co tydzień i żaden nauczyciel o tym nie wiedział. I, um, lepiej żeby nadal żaden nie wiedział.
Ginny uśmiechnęła się szeroko.
- Idę z tobą. Dzisiaj w nocy?
Agnes przytaknęła.
- Dzisiaj w nocy. Spotkamy się w Pokoju Wspólnym, gdzieś koło dwunastej.
☆★☆
Raylïe rozejrzała się po więzieniu. Było to ciemno, jedynym źródłem światła było małe okienko. Znajdowała się zresztą w Zakazanym Lesie, a tam zawsze panował mrok. Ale tam przynajmniej coś dało się zobaczyć. Tutaj nie.
Ray próbowała uwolnić ręce z więzów. Gruby sznur wbijał jej się w skórę. Dziewczyna była pewna, że ma krew na nadgarsktach.
Po co w ogóle za nim poszła? Dlaczego weszła do Zakazanego Lasu? Mogła zawrócić, nic by się jej nie stało. A tak? Została zamknięta w więzieniu w środku Zakazanego Lasu. Nie wiedziała, gdzie jest. Nie wiedziała, czy ktoś jeszcze tutaj przyjdzie, a jeśli przyjdzie, to czy ona jeszcze będzie żyła.
Dlaczego nie zawróciła? Może dlatego, że ufała Kristinowi. Był jej kolegą z klasy i nie wierzyła, że mógłby zrobić coś złego. Zwłaszcza nie tak złego. Musiała się o tym przekonać w dość bolesny sposób.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka trochę światła. Nim oczy Ray przyzwyczaiły się do niego, drzwi z powrotem się zamknęły.
Dziewczyna poczuła, jak ktoś rozcina jej więzy. Poruszyła nadgarstkami. Tak, miała rację. Były zakrwawione.
- Pij - warknął ktoś, podając jej kubek z zimną wodą.
Ray usłuchała. Była zbyt spragniona, by się przeciwstawić.
To nie był głos Kristina. Więc chłopak nie działał sam. Był z nim ktoś jeszcze. Może przyszła do niej ta osoba, która Kristin odwiedzał w Zakazanym Lesie? Nie, Ray kojarzyła skądś ten głos, więc osoba pochodziła z Hogwartu. Ile jeszcze ich było? Co najmniej troje. Może więcej. Ale co oni chcą zrobić? I dlaczego... dlaczego Kristin jest... śmierciożercą?
Woda dodała jej trochę sił. Zaczęła zastanawiać się, jak stąd wyjść. Ręce miała wolne, tamta osoba pewnie wzięła ze sobą różdżkę. Teoretycznie, mogłaby ją zabrać i jakoś zmusić ją, by powiedziała, gdzie się znajduje. A potem może udałoby jej się wrócić do Hogwartu, o ile nie wpadnie na resztę śmierciożerców... Teoretycznie. W praktyce ten plan miał znikome szanse na powodzenie.
- Jedz - Ray poczuła, jak ktoś daje jej kawałek bułki.
Ugryzła. Świeża. A gdzie w okolicy można dostać bułki? Hogsmeade lub Hogwart. Kradzież od razu wykluczyła. Przecież żaden śmierciożerca nie ryzykowałby złapania tylko dla niej. Była zaskoczona, że w ogóle utrzymują ją przy życiu, a kradzież, by ją nakarmić... To byłoby naprawdę głupie.
Ta osoba musiała więc być z Hogwartu. Chyba że to Kristin... Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?
Ray poczuła, jak ktoś z powrotem związuje jej nadgarstki. Syknęła z bólu. Bolało jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.
- Cicho - warknęła tamta osoba.
Ray tym razem zwróciła większą uwagę na jej głos. Wywnioskowała, że to musi być dziewczyna. Zorientowała się, że śmierciożerczyni chce wyjść, spytała w ciemność:
- Kim jesteście?
Odpowiedziało jej tylko trzaśnięcie drzwiami.
Ray próbowała uwolnić ręce z więzów. Gruby sznur wbijał jej się w skórę. Dziewczyna była pewna, że ma krew na nadgarsktach.
Po co w ogóle za nim poszła? Dlaczego weszła do Zakazanego Lasu? Mogła zawrócić, nic by się jej nie stało. A tak? Została zamknięta w więzieniu w środku Zakazanego Lasu. Nie wiedziała, gdzie jest. Nie wiedziała, czy ktoś jeszcze tutaj przyjdzie, a jeśli przyjdzie, to czy ona jeszcze będzie żyła.
Dlaczego nie zawróciła? Może dlatego, że ufała Kristinowi. Był jej kolegą z klasy i nie wierzyła, że mógłby zrobić coś złego. Zwłaszcza nie tak złego. Musiała się o tym przekonać w dość bolesny sposób.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka trochę światła. Nim oczy Ray przyzwyczaiły się do niego, drzwi z powrotem się zamknęły.
Dziewczyna poczuła, jak ktoś rozcina jej więzy. Poruszyła nadgarstkami. Tak, miała rację. Były zakrwawione.
- Pij - warknął ktoś, podając jej kubek z zimną wodą.
Ray usłuchała. Była zbyt spragniona, by się przeciwstawić.
To nie był głos Kristina. Więc chłopak nie działał sam. Był z nim ktoś jeszcze. Może przyszła do niej ta osoba, która Kristin odwiedzał w Zakazanym Lesie? Nie, Ray kojarzyła skądś ten głos, więc osoba pochodziła z Hogwartu. Ile jeszcze ich było? Co najmniej troje. Może więcej. Ale co oni chcą zrobić? I dlaczego... dlaczego Kristin jest... śmierciożercą?
Woda dodała jej trochę sił. Zaczęła zastanawiać się, jak stąd wyjść. Ręce miała wolne, tamta osoba pewnie wzięła ze sobą różdżkę. Teoretycznie, mogłaby ją zabrać i jakoś zmusić ją, by powiedziała, gdzie się znajduje. A potem może udałoby jej się wrócić do Hogwartu, o ile nie wpadnie na resztę śmierciożerców... Teoretycznie. W praktyce ten plan miał znikome szanse na powodzenie.
- Jedz - Ray poczuła, jak ktoś daje jej kawałek bułki.
Ugryzła. Świeża. A gdzie w okolicy można dostać bułki? Hogsmeade lub Hogwart. Kradzież od razu wykluczyła. Przecież żaden śmierciożerca nie ryzykowałby złapania tylko dla niej. Była zaskoczona, że w ogóle utrzymują ją przy życiu, a kradzież, by ją nakarmić... To byłoby naprawdę głupie.
Ta osoba musiała więc być z Hogwartu. Chyba że to Kristin... Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?
Ray poczuła, jak ktoś z powrotem związuje jej nadgarstki. Syknęła z bólu. Bolało jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.
- Cicho - warknęła tamta osoba.
Ray tym razem zwróciła większą uwagę na jej głos. Wywnioskowała, że to musi być dziewczyna. Zorientowała się, że śmierciożerczyni chce wyjść, spytała w ciemność:
- Kim jesteście?
Odpowiedziało jej tylko trzaśnięcie drzwiami.
☆★☆
- Gotowy? - spytał Harry, gdy zegar wybił północ.
Lucas przytaknął. Schowali się pod peleryną - niewidką i wyszli z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym prawie wpadli na Agnes i Ginny.
- A te co tutaj robią? - szepnął zaskoczony Lucas.
- Nie mam pojęcia - odparł cicho Harry. - Ale lepiej, żeby nas nie zauważyły.
Przeszli przez dziurę za portretem, mając nadzieję, że dziewczyny nie spostrzegły otwierających się drzwi. Skierowali się do biblioteki.
Mieli szczęście. Nie wpadli na nikogo. Doszli do tajnego przejścia, które prowadziło do biblioteki i otworzyli je zaklęciem. Ściągnęli pelerynę - niewidkę i ruszyli korytarzem.
Wyszli w Dziale Ksiąg Zakazanych.
- Wiesz, czego szukasz? - spytał szeptem Lucas.
Harry przytaknął. Przeszli się między rzędami półek, aż znaleźli dużą księgę oprawioną w brązową okładkę. Nie wyglądała jakoś specjalnie.
- Nikt z niej nie korzystał - zauważył Lucas.
- Od dwudziestu lat nikt - zgodził się Harry.
Lucas otworzył szeroko oczy.
- Nie mów, że...
Harry zdmuchnął kurz z okładki. Ich oczom ukazał się napis:
Lucas przytaknął. Schowali się pod peleryną - niewidką i wyszli z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym prawie wpadli na Agnes i Ginny.
- A te co tutaj robią? - szepnął zaskoczony Lucas.
- Nie mam pojęcia - odparł cicho Harry. - Ale lepiej, żeby nas nie zauważyły.
Przeszli przez dziurę za portretem, mając nadzieję, że dziewczyny nie spostrzegły otwierających się drzwi. Skierowali się do biblioteki.
Mieli szczęście. Nie wpadli na nikogo. Doszli do tajnego przejścia, które prowadziło do biblioteki i otworzyli je zaklęciem. Ściągnęli pelerynę - niewidkę i ruszyli korytarzem.
Wyszli w Dziale Ksiąg Zakazanych.
- Wiesz, czego szukasz? - spytał szeptem Lucas.
Harry przytaknął. Przeszli się między rzędami półek, aż znaleźli dużą księgę oprawioną w brązową okładkę. Nie wyglądała jakoś specjalnie.
- Nikt z niej nie korzystał - zauważył Lucas.
- Od dwudziestu lat nikt - zgodził się Harry.
Lucas otworzył szeroko oczy.
- Nie mów, że...
Harry zdmuchnął kurz z okładki. Ich oczom ukazał się napis:
KSIĘGA UŻYTECZNYCH ZAKLĘĆ, ELIKSIRÓW I POMYSŁÓW NA DOWCIPY
- Kto to napisał? - spytał zaskoczony Lucas.
Harry wyszczerzył do niego zęby.
- Nie domyślasz się?
- Um...
Harry wywrócił oczami.
- Tata, Syriusz i profesor Lupin zanim został profesorem.
- Chyba byli bardzo zajęci - mruknął Lucas, przyglądając się grubej księdze.
Harry roześmiał się.
- Z pewnością - zgodził się.
Nagle usłyszeli jakiś huk. Chłopcy wymienili zaskoczone spojrzenia i schowali się pod pelerynę - niewidkę.
W samą porę. Zza półek wyłoniły się dwie dziewczyny.
- Musiałaś tak hałasować? - syknęła Agnes. - Ktoś nas usłyszy.
- Mam nadzieję, że Filch jest po drugiej stronie zamku - mruknęła Ginny.
Chłopcy spojrzeli na siebie. Agnes i Ginny? Harry wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów i rozłożył ją.
- Filch was nie usłyszy, ale Pani Norris owszem - powiedział głośno Gryfon.
Dziewczyny spojrzały z zaskoczeniem na miejsce, gdzie stali chłopcy.
- Kto tam jest? - spytała niepewnie Agnes.
- Jak to kto? - Harry zmarszczył brwi.
Lucas wywrócił oczami.
- Jesteś pod peleryną - niewidką - przypomniał koledze.
- A! Faktycznie!
Chłopcy wyszli spod peleryny-niewidki.
- Co wy tu robicie? - spytała podejrzliwie Ginny.
- Cześć Harry i ktoś-kogo-nie-znam - przywitała się Agnes.
- Ktoś-kogo-nie-Znam? - powtórzył bezgłośnie Lucas.
Harry spojrzał na trzymaną książkę.
- Uzupełniamy braki w wiedzy - wyjaśnił.
- Czego, jeśli można wiedzieć? - Agnes zrobiła typowo Lily-Potterową minę.
Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Um... Nieważne. A co wy tutaj robicie? - zmienił szybko temat.
- Szukamy ciekawych książek o Transmutacji - wyjaśniła Ginny. - Nie wierzę wam.
Chłopcy westchnęli. I jak to wytłumaczyć dziewczynom?
- Szukamy materiałów na dowcipy - przyznał w końcu Harry. - Zadowolone?
Agnes pokiwała głową, jakby dokładnie tego się spodziewała. Przez chwilę naradzały się z Ginny, po czym oznajmiła:
- Dołączamy do was.
- Co?! - chłopcy wytrzeszczyli na nie oczy.
- Żadnego 'ale' - ucięła Ginny. - Macie już to, po co przyszliście?
- Tak, ale... - próbował zaprotestować Lucas.
- Idziemy do waszego dormitorium - zadecydowała Agnes - i tam tłumaczycie nam, o co chodzi z tą peleryną - niewidką i skąd wiedzieliście, gdzie jest Filch, a gdzie Pani Norris.
- A potem możemy zająć się dowcipami - dokończyła Ginny. - Razem.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Tak po prostu?
- Albo powiemy, że tu byliście - zagroziła Agnes.
Harry westchnął.
- Niech wam będzie.
Dziewczyny przybiły sobie piątkę.
- To wracamy? - upewniła się Ginny.
Chłopcy odwrócili się w kierunku ukrytych drzwi.
- Tak - zgodził się Lucas. - Chyba, że... Co powiecie na pozostawienie po sobie małego śladu?
- Zależy jakiego - zgodziła się Ginny.
Lucas szeptem wyjaśnił pozostałym jego plan.
Harry wyszczerzył do niego zęby.
- Nie domyślasz się?
- Um...
Harry wywrócił oczami.
- Tata, Syriusz i profesor Lupin zanim został profesorem.
- Chyba byli bardzo zajęci - mruknął Lucas, przyglądając się grubej księdze.
Harry roześmiał się.
- Z pewnością - zgodził się.
Nagle usłyszeli jakiś huk. Chłopcy wymienili zaskoczone spojrzenia i schowali się pod pelerynę - niewidkę.
W samą porę. Zza półek wyłoniły się dwie dziewczyny.
- Musiałaś tak hałasować? - syknęła Agnes. - Ktoś nas usłyszy.
- Mam nadzieję, że Filch jest po drugiej stronie zamku - mruknęła Ginny.
Chłopcy spojrzeli na siebie. Agnes i Ginny? Harry wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów i rozłożył ją.
- Filch was nie usłyszy, ale Pani Norris owszem - powiedział głośno Gryfon.
Dziewczyny spojrzały z zaskoczeniem na miejsce, gdzie stali chłopcy.
- Kto tam jest? - spytała niepewnie Agnes.
- Jak to kto? - Harry zmarszczył brwi.
Lucas wywrócił oczami.
- Jesteś pod peleryną - niewidką - przypomniał koledze.
- A! Faktycznie!
Chłopcy wyszli spod peleryny-niewidki.
- Co wy tu robicie? - spytała podejrzliwie Ginny.
- Cześć Harry i ktoś-kogo-nie-znam - przywitała się Agnes.
- Ktoś-kogo-nie-Znam? - powtórzył bezgłośnie Lucas.
Harry spojrzał na trzymaną książkę.
- Uzupełniamy braki w wiedzy - wyjaśnił.
- Czego, jeśli można wiedzieć? - Agnes zrobiła typowo Lily-Potterową minę.
Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Um... Nieważne. A co wy tutaj robicie? - zmienił szybko temat.
- Szukamy ciekawych książek o Transmutacji - wyjaśniła Ginny. - Nie wierzę wam.
Chłopcy westchnęli. I jak to wytłumaczyć dziewczynom?
- Szukamy materiałów na dowcipy - przyznał w końcu Harry. - Zadowolone?
Agnes pokiwała głową, jakby dokładnie tego się spodziewała. Przez chwilę naradzały się z Ginny, po czym oznajmiła:
- Dołączamy do was.
- Co?! - chłopcy wytrzeszczyli na nie oczy.
- Żadnego 'ale' - ucięła Ginny. - Macie już to, po co przyszliście?
- Tak, ale... - próbował zaprotestować Lucas.
- Idziemy do waszego dormitorium - zadecydowała Agnes - i tam tłumaczycie nam, o co chodzi z tą peleryną - niewidką i skąd wiedzieliście, gdzie jest Filch, a gdzie Pani Norris.
- A potem możemy zająć się dowcipami - dokończyła Ginny. - Razem.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Tak po prostu?
- Albo powiemy, że tu byliście - zagroziła Agnes.
Harry westchnął.
- Niech wam będzie.
Dziewczyny przybiły sobie piątkę.
- To wracamy? - upewniła się Ginny.
Chłopcy odwrócili się w kierunku ukrytych drzwi.
- Tak - zgodził się Lucas. - Chyba, że... Co powiecie na pozostawienie po sobie małego śladu?
- Zależy jakiego - zgodziła się Ginny.
Lucas szeptem wyjaśnił pozostałym jego plan.
☆★☆
Argus Filch przechadzał się po korytarzach Hogwartu, pilnując, by żaden uczeń nie chodził po zamku po ciszy nocnej. Głupi uczniowie! Tylko dodają mu pracy, której i tak ma już wystarczająco wiele.
Za sobą usłyszał ciche miauknięcie. Odwrócił się i spytał:
- Co się stało, Pani Norris? Znowu jacyś uczniowie?
Konica pokiwała głową.
- Gdzie?
Przeklinając pod nosem, Argus ruszył za Panią Norris. Zaprowadziła go do biblioteki.
- Ktoś w Dziale Ksiąg Zakazanych? - upewnił się i ruszył w tamtym kierunku.
Nie zobaczył żadnych uczniów. Przecież nie wyparowali!
Ale jednak. Nie było po nich żadnego śladu. Chyba, że... Nie sprawdził jeszcze jednego działu.
Ruszył w tamtym kierunku. Zadowolony, usłyszał jakieś szepty. Przyspieszył, jednak gdy tylko doszedł na miejsce, znieruchomiał.
Na ścianie biblioteki sam malował się koślawy napis:
Za sobą usłyszał ciche miauknięcie. Odwrócił się i spytał:
- Co się stało, Pani Norris? Znowu jacyś uczniowie?
Konica pokiwała głową.
- Gdzie?
Przeklinając pod nosem, Argus ruszył za Panią Norris. Zaprowadziła go do biblioteki.
- Ktoś w Dziale Ksiąg Zakazanych? - upewnił się i ruszył w tamtym kierunku.
Nie zobaczył żadnych uczniów. Przecież nie wyparowali!
Ale jednak. Nie było po nich żadnego śladu. Chyba, że... Nie sprawdził jeszcze jednego działu.
Ruszył w tamtym kierunku. Zadowolony, usłyszał jakieś szepty. Przyspieszył, jednak gdy tylko doszedł na miejsce, znieruchomiał.
Na ścianie biblioteki sam malował się koślawy napis:
TU BYLIŚMY:
VETERATORIS*
-----
*Veteratoris - (łacina) psotnicy