niedziela, 29 marca 2015

18. Zlecenie Czarnego Pana

Raylïe próbowała się wyrwać z uścisku Kristina, ale chłopak jej nie puszczał.
  - Co ty tu robisz? - syknął ponownie.
  Spróbowała coś powiedzieć, ale jego dłoń na jej ustach jej to uniemożliwiła.
  - Tylko nie krzycz - ostrzegł, zabierając dłoń z jej ust i celując w nią swoją różdżką.
  -Zobaczyłam, jak wychodzisz z zamku - wyjaśniła cicho Ray. - Poszłam za tobą.
  Kristin pociągnął ją mocniej za włosy, aż krzyknęła.
  - Cicho bądź! - wysyczał.
  Zabrał jej różdżkę i popchnął ją na ziemię.
  - I co ja teraz z tobą zrobię? - zastanowił się głośno. - Nie puszczę cię przecież, żebyś naskarżyła Dumbledore'owi.
  Ray odwróciła się do niego. Nie rozumiała jego zachowania. Co się zmieniło? A może on zawsze taki był?
  - Chyba będę musiał cię gdzieś zamknąć. Tylko gdzie?
  Kristin potarł w zamyśleniu brodę, przypatrując jej się uważnie.
  - Zorientują się, że mnie nie ma - wyszeptała Ray.
  Chłopak roześmiał się szyderczo.
  - Nawet jeśli, nigdy nie skojarzą tego ze mną. Użyteczne zaklęcie.
  Ray myślała szybko. Może jeśli uda jej się go na dłużej zatrzymać, ktoś zorientuje się, że jej nie ma i ty przyjdzie. Albo ona sama wpadnie na jakiś dobry pomysł.
  - Dlaczego tu przyszedłeś? - spytała.
  Przejrzał ją na wylot.
  - Grasz na czas? To się nie uda. Nikt nie przyjdzie. Zresztą ja się na to nie nabiorę.
  Chwycił ją za ramię i pociągnął w górę.
  - Już wiem, gdzie cię odstawić.
  Wyczarował chustkę i związał ją Ray na oczach, by nie widziała, gdzie ją prowadzi. Najpierw obrócił ją kilka razy, tak, że kompletnie straciła orientację, gdzie co jest. Później popchnął ją i chwycił, gdy potknęła się o wystający z ziemi korzeń.
  - Patrz, jak chodzisz - syknął.
  Chciała powiedzieć, że nie może patrzeć, ale zrezygnowała.
  Kristin prowadził ją przez Zakazany Las, co chwila zmieniając kierunek marszu, więc Raylïe nie wiedziała, gdzie idą. Szli tak może kwadrans, jednak dla dziewczyny trwało to wiele godzin. W końcu Kristin brutalnie ją zatrzymał i zerwał jej chustkę z oczu.
  - To tutaj.
  Stała przed małym, półpokojowym domkiem. Z początku wydało jej się, że łatwo stąd ucieknie, i jej nadzieje gwałtownie wzrosły. Ale to zanim zobaczyła niemal całkowity brak okien, nie włączając małego, kwadratowego okienka, solidność ścian i metalowe drzwi.
  - To jest więzienie, używane przez śmierciożerców kilkanaście lat temu - wyjaśnił Kristin.
  - Śmierciożerców? - wydukała Ray.
  Chłopak pociągnął rękaw koszuli. Oczom dziewczyny ukazał się wypalony na jego ramieniu czarny znak czaszki z wystającym z niej wężem. Mroczny Znak.
  Kristin chwycił ją za ramię i pociągnął w kierunku więzienia. Otworzył drzwi małym kluczykiem i wepchnął ją do środka. Ray upadła na ziemię, a chłopak pociągnął ją w górę i wyczarował sznurek, którym związał jej nadgarstki.
  - Rozgość się.
  Kristin wyszedł i trzasnął drzwiami. Po chwili Ray usłyszała chrobot klucza w zamku.
  Została sama.
☆★☆
Kristin z początku planował odwiedzić Bellatrix Lestrage, ale teraz wrócił prosto do Hogwartu. Ledwo wszedł do zamku, wpadł na Katherine.
  - Co ty tu robisz, mały? - spytała.
  - Nie mów na mnie 'mały'! - zaprotestował Kristin, znowu przybierając swoją hogwarcką maskę, widząc obok siostry jakiegoś nieznajomego chłopaka.
  - Jesteś mały - upierała się Kath.
  - Sama jesteś.
  - Jestem starsza!
  - O rok.
  - Ale jednak.
  Nieznajomy najwyraźniej poczuł, że zaraz się pokłócą z użyciem różdżek.
  - Hej, przestańcie.
  Kath prychnęła.
  - A co ty masz do tego, Williams?
  Kristin zamrugał. Williams? Ten od tych śmierciożerców?
  - Co planujecie? - wypalił Williams.
  Wie?! Ale skąd?!
  - A co wiesz? - spytał Kristin.
  - Spotkałeś się kilka razy z Bellatrix Lestrage w Zakazanym Lesie. Następnym razem uważaj, czy nikt cię nie widzi.
  Miał rację, ale Kristin nie miał zamiaru się do tego przyznać. Niestety, zapomniał o siostrze.
  - Ktoś cię zobaczył? - spytała z niepokojem.
  - Aurelie Watson - Kristin wyliczał na palcach. - Twój chłopak Williams...
  - To nie jest mój chłopak!
  Williams, dla swojego własnego bezpieczeństwa, nie skomentskomentował tego.
  - ... no i jeszcze Jerks - dokończył Kristin, jakby nie dosłyszał Kath.
  - Kto?!
  - Nie tak głośno, Kath.
  - Nie mów na mnie 'Kath'!
  - Hej, spokojnie! - wykrzyknął Williams, próbując zapobiec ich kłótni.
  Kath prychnęła i założyła ręce na piersiach.
  - Co z nią zrobiłeś? - spytał Williams, odwracając się do Kristina.
  Chłopak wzruszył ramionami. Dla niego było to oczywiste.
  - Zamknąłem w więzieniu śmierciożer...
  W tym momencie zorientował się, że nie wie nawet, czy Williams stoi po ich stronie. Spojrzał na kolegę Kath ostrożnie, żeby wybadać, czy jest śmierciożercą, jak oni, czy też stoi po stronie Dumbledore'a.
  - Śmierciożerców? - zgadł Williams. - Nie martw się, jestem po waszej stronie.
  Kristin przytaknął.
  - Jesteś Krukonka? - upewnił się.
  Williams przytaknął.
  - Pomożesz Kath - polecił Kristin, ale szybko poprawił się, widząc wściekłą minę siostry: - ... erine. Wyjaśni ci, co robimy.
  - Kto cię mianował dowódcą? - spytał Williams. - Lestrage?
  Kristin pokręcił przecząco głową.
  - Nie. Nie Lestrage.
  - Więc kto? Bo przecież nie ty sam.
  Kristin pochylił się do niego i wyszeptał:
  - Czarny Pan.
  Po czym odwrócił się i odszedł, pozostawiając osłupiałego Williamsa i całe tłumaczenie Kath.
☆★☆
Koło południa, po wielu próbach przekonania innych o prawdziwości ich historii o Sorey'u i nieskończonej ilości prób przekonania Lucasa do prawdziwości słów Harry'ego i Lupina, dwaj Gryfoni skierowali się do gabinetu nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Usłyszeli czyiś śmiech, a następnie jakieś krzyki.
  - Co tam się dzieje? - spytał zaskoczony Lucas.
  Harry westchnął.
  - Będę musiał im powiedzieć, żeby tak nie hałasowali, bo ich słychać pod drzwiami.
  Lucas wywrócił oczami. Nadal nie wierzył w tę historyjkę Harry'ego i Lupina. No bo kto słyszał, żeby przywracano martwych do życia?
  - No nie wiem... - Harry przechylił głowę w zamyśleniu. - Może ja? No i... czytałeś Biblię? Tam też piszą o zmartwychwstaniu.
  Lucasowi zajęło chwilę, by zrozumieć, co on mówi.
  - Ej, skąd znasz moje myśli?!
  Harry wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
  - Wczoraj zgłosiłem się na lekcje Okulumencji, a Lupin nauczył mnie jeszcze przy okazji Legilimencji, czyli czytania w myślach.
  Lucas wpatrywał się w kolegę z otwartymi ustami. Zdążył już przywyknąć do niektórych talentów Harry'ego (takich jak pomysłowe eliksiry, cała masa zaklęć, znajomość tajnych korytarzy w Hogwarcie i tym podobne), ale Okulumencja i Legilimencja?! To była naprawdę zaawansowana magia.
  Harry zapukał do drzwi. Usłyszeli szuranie krzesła, a następnie jakieś zaklęcie. Lucas niepewnie otworzył drzwi i obydwaj zajrzeli do środka.
  - Cześć, Harry.
  Lucas nie wierzył w to, co widzi. Oprócz profesora Lupina, w gabinecie znajdowało się jeszcze dwoje mężczyzn i młoda kobieta.
  Jeden z mężczyzn wyglądał jak starsza wersja Harry'ego. Takie same potargane, czarne włosy, nawet takie same okulary. Różnili się chyba tylko oczami - Harry'ego były zielone, a mężczyzny brązowe. Lucas nie miał problemów z odgadnięciem, kim był. James Potter.
  Obok niego siedział czarnowłosy mężczyzna z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Jego błyszczące rozbawieniem oczy były szaro - granatowe. Lucas nie wierzył, że to prawda, ale spodziewał się, że jest to Syriusz Black - nawet jeśli nie przypominał zupełnie tego uciekniera z Azkabanu, którego zdjęcie umieszczano w 'Proroku Codziennym'.
  Nieco dalej stała rudowłosa kobieta z zielonymi oczami - identycznymi jak te Harry'ego. Lily Potter. Wyglądała, jakby przed chwilą kłóciła się o coś z Jamesem Potterem i Syriuszem Blackiem. Ręce założyła na piersiach i przypatrywała się im z przechyloną głową.
  Profesor Lupin natomiast sprawiał wrażenie rozluźnionego, niemalże znudzonego, jakby codziennie przychodziły do jego gabinetu dwie osoby, które umarły dwanaście lat temu i ucieknier z Azkabanu, który te osoby zamordował. Lucas miał wrażenie, że Lily i James Potterowie często się kłócili.
  - Cześć! - przywitał się wesoło Harry, wchodząc do środka.
  Syriusz Black wychylił się, by spojrzeć na Lucasa.
  - O, Turner! Pozdrów od nas tatę!
  Lily Potter wywróciła oczami.
  - Nie sądzę, żeby akurat Nathaniel Turner powinien wiedzieć - zauważyła.
  James Potter zmarszczył brwi.
  - Racja - przyznał. - Chyba rzeczywiście mu się to nie spodoba.
  - A szkoda - westchnął Syriusz Black. - Przygotowaliśmy dla niego specjalny prezent.
  - Zostanie dla Smarka - zadecydował James Potter.
  Harry odwrócił się do Lucasa.
  - Wchodź, nie stój tak w drzwiach.
  Lucas wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Nadal nie za bardzo wierzył w to, co widzi. Chociaż nie, to złe określenie. Był po prostu lekko zszokowany.
  - A, tak jakbyś się jeszcze nie zorientował - zreflektował się Syriusz Black. - Jestem najprzystojniejszy, najfajniejszy i najwspanialszy Syriusz Black. I jeszcze jedno: nie wierz we wszystko, co mówią o mnie inni niż ja, zwłaszcza 'Prorok Codzienny', Lily i Smark.
  - Smark? - nie zrozumiał Lucas.
  Syriusz machnął niedbale ręką.
  - A, to ten idiota Snape - odwrócił się do Jamesa Pottera. - Teraz ty się przedstawiasz.
  - To ja jestem... najlepszy, najzabawniejszy i najprzystojniejszy...
  - Ej, ja jestem 'najprzystojniejszy'! - zaprotestował Black.
  James Potter prychnął.
  - Ej, Lily, który przystojniejszy?
  Mama Harry'ego wywróciła oczami.
  - Pytasz się jeszcze?
  Syriusz rozpromienił się.
  - Widzisz! Jestem od ciebie o wiele przystojniejszy, i lepszy, i fajniejszy, i...
  Harry dostał ataku kaszlu.
  - Um... Chyba nie o to chodziło - wtrącił się niepewnie Lucas.
  James wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  - Ha! Czyli jednak ja!
  Lily ponownie wywróciła oczami.
  - Normalnie jak dzieci - mruknęła.
  Mężczyźni zignorowali ją.
  - Nieprawda, bo ja! - wykrzyknął Syriusz.
  - O mnie mówiła Lily! - zaprotestował James.
  - Bo jej się pytałeś!
  - Inną zapytaj, jeśli chcesz!
  - Proszę bardzo, mogę dowolną z czasów naszej nauki w Hogwarcie!
  - Tylko dlatego, że ja ze wszystkimi nie flirtowałem...
  - Ja też nie ze wszystkimi!
  Kaszel Harry'emu zaczął podejrzanie przypominać śmiech.
  - To z większością!
  - Niepraw... Och, nieważne. Odbiegasz od tematu!
  - Zapytaj... Czy ja wiem?
  - Jęczącą Martę?
  - Spadaj!
  - No co? Zabujała się w tobie!
  Harry nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Lily wstała i podeszła do półki z książkami stojącej w kącie gabinetu, i zaczęła czytać jakąś książkę. Profesor Lupin wyciągnął z szuflady jakieś papiery, najprawdopodobniej eseje uczniów, i zaczął je sprawdzać. Lucas miał wrażenie, że są do tego przyzwyczajeni i ta kłótnia jest dla nich nudna. Albo po prostu byli na to zbyt dojrzali.
  - Och, spadaj!
  - No właśnie! Poddajesz się!
  - Wcale nie!
  - Ach, tak?
  - Spytaj... jedną ze swoich kuzynek!
  - Co ty? Zabiją mnie, nim w ogóle coś powiem!
  - Dlatego to sugeruję!
  Obydwaj mężczyźni Wyciągnęli różdżki. Harry trzymał się biurka, by się nie przewrócić do śmiechu, nawet Lucas chichotał. Profesor Lupin zatkał sobie uszy rękoma, chociaż Lucas wątpił, by to mogło pomóc. Natomiast Lily zatrzasnęła trzymaną książkę i stanęła pomiędzy Jamesem i Syriuszem.
  - Dość tego! - krzyknęła. - Zachowujecie się jak małe dzieci. Ktoś was za chwilę usłyszy!
  - Rzuciłem Zaklęcie Wyciszające na drzwi - mruknął Harry.
  - No właśnie! Już nawet trzynastolatek jest od was mądrzejszy! - zgodziła się Lily.
  - Bo ten trzynastolatek ma ciebie za matkę? - zasugerował James.
  - Och, cicho bądź!
  Profesor Lupin wzniósł oczy do nieba.
  - Kiedy oni dorosną? - jęknął, bardziej do siebie, jako że rodzice Harry'ego i Syriusz byli zajęci kłótnią, a Harry i Lucas dusili się ze śmiechu.
☆★☆
Katherine i Kevin szli korytarzami Hogwartu w kierunku Pokoju Wspólnego Ravenclawu.
  - Możesz mi wyjaśnić, co planujecie? - spytał po raz setny Kevin.
  Katherine nie odpowiedziała. Tak jak wcześniej.
  Kevin westchnął. Krukonka była ładna, mądra, ale strasznie zarozumiała i niedostępna. Ale to tylko sprawiało, że podobała mu się jeszcze bardziej.
  - Kath... erine, nie mogę wam pomóc, skoro nawet nie wiem, co robicie - zauważył.
  Katherine gwałtownie się zatrzymała i rozejrzała wokół. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma na korytarzu, wyszeptała:
  - Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
  - Obiecuję, ale co...?
  - Musimy znaleźć diadem Roweny Ravenclaw - przerwała mu Krukonka.
  Kevin spojrzał na nią z zaskoczeniem. Czarny Pan zlecił im znalezienie jakiegoś nieużytecznego, starego diademu? Po co?
  - To jest Horkruks - wyjaśniła szeptem Katherine, jakby czytając jego myśli. - Fragment duszy Czarnego Pana. Musimy go znaleźć.
  - Po co?
  Katherine pochyliła się ku niemu.
  - By Czarny Pan powrócił - wyszeptała mu do ucha.

2 komentarze:

  1. Sopotkanie było epickie, więcej takich! Sama niemal udusiłam się ze śmiechu. Sam tytuł rozdziału mnie zaintrygował, a ten koniec... Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń