wtorek, 24 marca 2015

15. Tajemnica Sorey'a

Ron nie rozumiał zachowania Harry'ego, Raylïe, Agnes Robertson i tego idioty Malfoy'a. Najpierw dziewczyny wybiegały z Wielkiej Sali, a potem Malfoy za tą Robertson, a Harry za nimi. A, i jeszcze Agnes, gdy Ray opuściła salę, zapytała Harry'ego, czy ma dziewczynę. No a potem, Harry i Malfoy kłócą się jeszcze bardziej niż zwykle, Robertson próbuje ich uspokoić, a gdy staje po stronie jednego, drugi natychmiast się obraża.
  I jak tu ich zrozumieć?
  Ron nie wiedział też, dlaczego Harry najpierw chciał pójść na imprezę w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, a potem, gdy zapytał o coś Agnes, jednak zrezygnował i zajął się robieniem jakiegoś dziwnego eliksir, który teraz bulgotał pod jego łóżkiem, przeznaczony, jak powiedział, dla Malfoy'a. Nie żeby Rona to dziwiło. Ten idiotą potrzebował jakiegoś specjalnego eliksiru, ale nie rozumiał, dlaczego Harry wpadł na ten pomysł akurat w tych okolicznościach.
  Sam też nie poszedł na imprezę. Nie pierwszy raz żałował, że nie ma Hermiony. Nie wiedział, dlaczego za nią tęskni. Przecież zawsze była strasznie zarozumiała i Ron właściwie nie za bardzo jej lubił. Ale teraz... Co się zmieniło? Tego nie wiedział. A skoro nie wiedział, nie przejmował się tym. Taki był.
  - Harry? - powiedział nagle, przypominając sobie o pytaniu, które chcieli mu zadać z Hermioną już przedwczoraj wieczorem.
  Harry wysunął się spod łóżka.
  - Tak?
  - Co przed nami ukrywasz?
  Ron spojrzał na kolegę. Tamten wyraźnie się zmieszał. Co ukrywał? I dlaczego uważał to za tak ważne?
  - Miałeś nam powiedzieć już przedwczoraj - przypomniał mu.
  Harry zmieszał się jeszcze bardziej, a Ron pomyślał, że może powinien się na niego obrazić, bo za dużo ukrywa.
  - Ja... nie mogę ci powiedzieć - odparł w końcu Harry.
  - Dlaczego?
  - Bo... obiecałem, że nikomu nie powiem.
  - Komu?
  - To jest tajemnicą.
  Ron westchnął.
  - Nie podoba mi się, że coś ukrywasz.
  - Mi też nie - zapewnił go Harry. - Ale naprawdę, nie mogę ci nic powiedzieć.
  Ron opadł z rezygnacją na łóżko. Już raczej nic z kolegi nie wyciągnie.
  Jak na potwierdzenie, Harry z powrotem zniknął pod łóżkiem, skąd Rona dobiegło kilka nieznanych mu wcześniej zaklęć.
☆★☆
- O, cześć Lily! - przywitał się James.
  - Miło cię widzieć! - dodał Syriusz.
  Lily wywróciła oczami.
  - Chcieliście mnie zostawić, czy co? - spytała z oburzeniem.
  Do Łapy i Rogacza powoli docierało znaczenie jej słów.
  - Ej, chcesz powiedzieć, że... - zaczął Syriusz.
  - ... nie wyrzucisz nas stąd? - dokończył James.
  Lily wywróciła oczami. To im starczyło za odpowiedź.
  - Tak! - wymrzyknęli, przybijając sobie piątkę.
  - Pomyślcie lepiej, jak tu sobie mieszkanie zorganizować - ostudziła ich entuzjazm Lily.
  James i Syriusz spojrzeli po sobie. Było jasne, że o tym nie pomyśleli.
  - Lily, nie możesz... - zaczął Rogacz, ale kobieta mu przerwała.
  - To był wasz pomysł i nie próbujcie mnie wkręcać.
  - Ale... - spróbował zaprotestować Łapa.
  - Do roboty - przerwała mu Lily, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku sąsiedniego pokoju.
☆★☆
Następnego dnia Agnes obudziła Sylvia - albo tak przynajmniej z początku sądziła, biorąc pod uwagę zimną wodę, którą została oblana.
  - Już wstaję - mruknęła, mając nadzieję, że Sylvia zrezygnuje z prób dobudzenia jej.
  - To się pospiesz, czekać nie będę - nie, ten głos zdecydowanie do Sylvii nie należał.
  Agnes podniosła się z łóżka. Nie była w Beuxaboutons.
  Wymiana uczniowska. No tak.
  Nad nią stała Raylïe Jerks.
  - Spóźnisz się na śniadanie - powiedziała chłodno dziewczyna.
  - Raylïe...
  - Wstawaj.
  Jerks odwróciła się, by odejść, ale Agnes ją powstrzymała.
  - Kochasz się w Harry'm.
  Raylïe odwróciła się do niej.
  - Jeśli komukolwiek powiesz...
  - Wiem. Zabijesz mnie, albo coś podobnego.
  Jerks uśmiechnęła się chytrze.
  - Coś gorszego.
  - Będę pamiętała, żeby nikomu nie mówić - obiecała Agnes.
  Nie wspomniała o tym, jak bardzo dziewczyna przypominała jej siostrę.
  Raylïe spojrzała ponownie na Agnes i usiadła obok niej na łóżku.
  - Zakochałam się w nim już w pierwszej klasie - wyznała cicho. - Z początku nie za bardzo wiedziałam, co to znaczy, ale chciałam cały czas z nim spędzać czas. Wiem, że to głupie, ale... - Ray urwała, po czym nabrała głęboko powietrza i kontynuowała: - A teraz... - jej głos się załamał.
  - Przyszłam ja - dokończyła za nią Agnes.
  Ray spojrzała na nią przepraszająco.
  - Tak. Tylko proszę: nie obraź się.
  Agnes nie obraziła się. Polubiła tę dziewczynę.
  - Nie ma problemu. Mam tylko nadzieję, że nie będę ci przeszkadzała w twojej pierwszej randce.
  Ray uśmiechnęła się i znowu była tą samą wesołą dziewczyną, która obudziła Agnes rano.
  - Moja pierwsza randka nie będzie z Harry'm - powiedziała nagle.
  - To mamy nadzieję, że będzie z przystojnym chłopakiem, w którym będziesz mogła się zakochać - poprawiła się Agnes.
  Ray uśmiechnęła się drapieżnie.
  - Żebyś ty miała Harry'ego?
  - Tak - przyznała Agnes.
  Ray uderzyła ją poduszką i obydwie dziewczyny parsknęły śmiechem.
  Na śniadanie poszły razem, a Agnes uznała, że ona i Raylïe mogą się zaprzyjaźnić.
☆★☆
Tego dnia Ślizgoni zaczynali zajęcia od Eliksirów z Gryfonami. Lucas z początku zastanawiał się, czy nie powiedzieć Draco o tym, co usłyszał na imprezie, ale uznał, że tamten wiele nie pomoże. Zresztą, gdyby Ginny Weasley zobaczyła go z Malfoy'em, pewnie jeszcze bardziej by się na niego obraziła.
  Profesor Snape był ulubionym nauczycielem Ślizgonów - przynajmniej większości. Lucasowi nie podobało się, jak nauczyciel traktował Gryfonów - obejmował im punkty za wszystko, często bez powodu.
  - Witam wszystkich uczniów już mi znajomych i tych z Beuxaboutons - przywitał ich Snape. - Nie miejcie nadzieji, że z powodu wymiany uczniowskiej będę dla was mniej surowy - kilka jęków od strony Gryffindoru (Longbottom, Finnigan i Brown). - Otwórzcie swoje podręczniki na stronie 7. Cóż to, nie macie podręczników? - to było skierowane do uczniów z Beuxaboutons. - Usiądźcie z tymi, co mają. Robertson, ty idź do Draco - Lucas zobaczył jak Potter próbuje zaprotestować, ale Snape go uciszył. - Żadnych zmian. - Beau, idź do  - uczeń z Beuxaboutons podszedł do O'Connora. - Będziecie pracowali w parach - Snape dobrał uczniów ze sobą. Lucas miał pracować z Potterem - uczniów Slytherinu było za mało, by mógł do któregoś dołączyć. - Otwórzcie podręczniki na stronie 7 i 8 - wszyscy wykonali polecenie. - Będziecie warzyć Eliksir Gołębi.
  - Że co?!
  Głos Sorey'a przypomniał Lucasowi o podsłuchanej rozmowie. Zaczął ponownie się zastanawiać, komu o tym powiedzieć.
  - Eliksir Gołębi sprawia, że ten, kto go wypije, zamieni się w gołębia - mruknął cicho Potter.
  - Eliksir Gołębi sprawia, że ten, kto go wypije, zamieni się w gołębia - wyjaśnił Sorey'owi Snape.
  Lucas spojrzał z zaskoczeniem na Pottera. Gryfon dotychczas nie wykazywał się wielką wiedzą na temat Eliksirów.
  - Skąd wiesz? - spytał go szeptem.
  Potter wzruszył ramionami.
  - Chyba wolisz nie wiedzieć.
  Po czym spokojnie zabrał się za odliczanie odpowiedniej ilości składników.
  - Potter - powiedział nagle Lucas.
  - Hm? - Gryfon dosypał do kociołka posiatkowane korzenie Mandragory.
  - Byłeś wczoraj na imprezie u Ravenclawu?
  Potter spojrzał na niego z zaskoczeniem.
  - Nie, a co?
  Lucas spojrzał w kierunku Sorey'a. Tamten zdawał się być zajęty eliksirem, ale Ślizgon był pewien, że Gryfon uważnie słuchał ich rozmowy.
  - Muszę ci później coś powiedzieć - wyjaśnił Lucas.
  - A dlaczego nie teraz, Turner? - Potter stracił już zainteresowanie eliksirem.
  - Bo nie chcę, by kilka obecnych tu osób mnie podsłuchało.
  Potter uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
  Lucas uniósł różdżkę i wymamrotał podane w podręczniku zaklęcie. Może Potter będzie wiedział, co zrobić. W końcu mowa o jego koledze.
  - Koniec czasu - oznajmił Snape pół godziny później i przeszedł się po klasie, sprawdzając eliksiry i niekiedy poprawiając. - Bardzo dobrze - powiedział, gdy doszedł do stolika Lucasa i Pottera. - Potter, ty nie pracowałeś, więc minus dwa punkty dla Gryffindoru. Turner - plus pięć dla Slytherinu.
  - Ale - zaprotestował Potter.
  - Cisza.
  - Potter pracował - powiedział Lucas.
  Snape spojrzał na niego leniwie. Nauczyciel wiedział, że Lucasowi nie podobało się jego zachowanie względem Gryfonów.
  - Więc tylko minus jeden punkt - oznajmił Snape i poszedł dalej.
  Potter uniósł brwi.
  - Od kiedy to Ślizgon dodaje punkty Gryfonom? - spytał zaskoczony.
  Lucas wzruszył ramionami.
  - Od kiedy tym Ślizgonem jest Lucas Turner.
  Potter wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  - Lubię cię, Turner.
  - Ja ciebie też, Potter - odgryzł się Lucas.
  - Koniec lekcji! - wykrzyknął Snape. - Potter, zostań chwilę.
  - Poczekaj na zewnątrz - mruknął Gryfon. - Wtedy powiesz mi to, co chciałeś powiedzieć.
  Lucas wyszedł z klasy. Obok niego przeszedł jasnowłosy Gryfon.
  - Hej, Sorey! - wykrzyknął.
  Kristin Sorey odwrócił się i spojrzał na Ślizgona.
  - Tak?
  - O co chodzi z tym diademem Ravenclaw?
  Gryfon zrobił coś, czego Lucas najmniej się spodziewał. Wyciągnął różdżkę i rzucił nieznane Ślizgonówi zaklęcie.
  - Więc nas podsłuchałeś? - spytał. Nie przypominał już Kristina Sorey'a. - A teraz chcesz na nas naskarżyć. Nie uda ci się.
  Lucas rozejrzał się wokoło. Nikt się nie ruszał. Nikt ich nie słyszał. Sorey zatrzymał czas.
  - Już teraz uważa mnie za gorszego od Katherine - wysyczał Gryfon. - Ale to ja ocalę nasz plan. To ja, nie ona!
  - Ale kto? - wydusił Lucas. - Kto uważa cię za gorszego.
  - Moja matka - odparł Sorey.
  - Ale kim jest...?
  Sorey wybuchnął szyderczym śmiechem.
  - A po co mam ci to mówić? Przecież i tak nic nie będziesz pamiętał. Może nawet zginiesz, zastanowię się.
  - Co ty chcesz...
  - Oblivia...
  - PROTEGO!
  Sorey spojrzał przez ramię Lucasa.
  - *cenzura*. Policzymy się jeszcze, Turner.
  Po czym odbiegł.
  - Wszystko okej?
  Lucas odwrócił się. Za nim stała Ginny Weasley.
  - Ginny... Dzięki za pomoc.
  Dziewczyna machnęła niedbale ręką.
  - To nic takiego - przyjrzała mu się badawczo. - Nic ci nie zrobił?
  - Nic... chyba.
  - O co chodzi z tym diademem Ravenclaw?
  - Ja... - Lucas zmarszczył brwi. - Słyszałaś?
  Ginny przytaknęła.
  - Chciałam już wcześniej rzucić jakieś zaklęcie, ale byłam sparaliżowana - tak jak ty.
  - Dzięki za uratowanie życia.
  Ginny uśmiechnęła się. Była słodka, gdy się uśmiechała.
  - Wyjaśnisz mi, o co chodzi z tym diademem? - ponowiła pytanie.
  - Pójdziesz ze mną do Hogsmeade? - wypalił Lucas.
  Ginny spojrzała na niego z zaskoczeniem.
  - No... Mogę.
  Lucas rozpromienił się.
  - Świetnie!
  Ginny spojrzała na niego krzywo.
  - To nie jest randka - zastrzegła.
  - Och - uśmiech Ślizgona lekko zbladł. - Nieważne. Pójdziesz ze mną do McGongall, żeby jej o tym powiedzieć?
  - Jeśli tak baaaardzo chcesz...
  Poszli w kierunku gabinetu wicedyrektorki. Gdy doszli do końca korytarza, Lucas przypomniał sobie coś.
  - Znasz zaklęcie, które sprawi, że z powrotem będą się ruszali?
☆★☆
Kristin nie wiedział, co teraz zrobić. Turner wiedział. Mała Weasley go widziała. Mieli powiedzieć Potterowi. A to mogło wszystko zniszczyć. Tylko co teraz miał zrobić?

3 komentarze:

  1. Aww :3 Perfect :) Czekam na kolejne ;) Znając ciebie będą niedługo ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Jamesa i Syriusza, to takie duże dzieci! Moja komentarzowa wena ulotniła się w 5 minut :/

    OdpowiedzUsuń
  3. James i Syriusz to takie wieczne dzieci

    OdpowiedzUsuń