środa, 8 kwietnia 2015

20. 'Księga przydatnych zaklęć, eliksirów i pomysłów na dowcipy'

Uwaga! Nastąpiła zmiana narracji na pierwszoosobową!

• oczami Lucasa •

- Wyjaśnienia, proszę.
  Ginny zabrała nam księgę.
  - Co to jest? - spytała.
  Harry wzruszył ramionami.
  - Książka.
  Ruda - której- nie - znałem przyjrzała się księdze krytycznie.
  - Na 'książkę' nie wygląda - uznała. - To jest księga. Skąd wy ją wzieliście?
  Wzruszyłem ramionami.
  - Jak to skąd? Z biblioteki.
  Nie lubiłem tej dziewczyny. Tak, wiem, 'pozory mylą', 'nie ocenia się książek po okładce' i tak dalej. Ale ta była, jak dla mnie, za bardzo podobna do mamy Harry'ego. A to nie było nic dobrego.
  Nie - określona - bliżej - ruda spojrzała na mnie zarozumiale.
  - Raczej nie poszliście do biblioteki, nie wiedząc czego szukacie.
  Miała rację.
  - Ginny, co to w ogóle za książka? - nowa - mama - Harry'ego odwróciła się do Ginny.
  Weasley spojrzała na okładkę.
  - 'Księga przydatnych zaklęć, eliksirów i pomysłów na dowcipy' - przeczytała, a następnie otworzyła ją na pierwszej stronie. - 'Napisane przez Rogacza, Łapę, Lunatyka i Glizdona (z bardzo małym udziałem tego ostatniego J.P, S.B. (nie chcę w tym uczestniczyć R.L. (nie rób kolejnych nawiasów J.P. (sam właśnie zrobiłeś trzeci R.L. (a ty czwarty J.P. (Och, czemu muszę grać rolę Eva... to znaczy tej, z którą chce się umówić Rogacza, ale raczej nigdy mu się tu nie uda? S.B (hej! Trochę wiary w przyjaciela! J.P ( Uspokójcie się! S.B.)))))))) dla nowych pokoleń szlachetnych łamaczy zasad. Cena: dokuczanie Smarkowi (wytłumacz, kim jest, bo nie wszyscy znają to przezwisko R.L (to co mam powiedzieć? Głupiego, tępego, tłustowłosego, idiotycznego Ślizgona o imieniu Smark? S.B. (Po prostu powiedz: Severus Snape. Starczy? R.L. (a kto to? J.P. (Och, cicho bądź Jam... R.L. (Miało być bez imion! J.P. (Przecież jak McGongall to znajdzie, i tak będzie wiedziała, kto to napisał R.L. (i dlatego pytałem, czy nie możemy pójść do Miodowego Królestwa, zamiast to pisać P.P. (Och, cicho bądź Glizdek! Lepiej przypomnij sobie ten eliksir co go użyliśmy w zeszłym tygodniu, bo zapomniałem składników! S.B.))))))), czyli Severusa Snape'a.'
  Jeszcze nim Ginny skończyła czytać, ja i Harry już dusiliśmy się ze śmiechu, natomiast obie dziewczyny wpatrywały się w księgę szeroko otwartymi oczami.
  - Kto to napisał? - wydusiła zszokowana Agnes.
  Odpowiedział jej tylko nasz nieprzerwany śmiech.
  - Och, jesteście strasznie dziecinni! - wykrzyknęła z irytowało Ginny. - Przestańcie się tak chichrać! Co wy, pięciolatki?! I co to w ogóle za książka?!
  To tylko jeszcze bardziej nas rozbawiło.
  - Wiesz, jak ich uciszyć? - jeknęła Agnes.
  - Jednego chyba tak - mruknęła Ginny. - Turner, jak natychmiast nie przestaniesz się śmiać, nie pójdę z tobą w następny weekend do Hogsmeade!
  Natychmiast umilkłem. Może i wstęp do księgi był zabawny, ale Hogsmeade ważniejsze!
  Harry śmiał się jeszcze bardziej niż przedtem.
  - Idę do Hogsmeade z Malfoy'em - powiedziała głośno ruda - już - nie - wiem - jak - ją - nazwać.
  Harry'emu przeszła ochota do śmiechu.
  - Z kim?!
  - Z Malfoy'em - powtórzyła spokojnie ruda.
  - Idziesz z Malfoy'em! - wykrzyknęła Ginny.
  - Jesteś Robertson, tak? - domyśliłem się.
  Już - określona - ruda odwróciła się do mnie i przytaknęła.
  - A co?
  - To wyjaśnia, dlaczego Malfoy mówił o tobie cały tydzień.
  Harry naburmuszył się.
  - A nie możesz odmówić? - spytał.
  - I co? - prychnęła Robertson. - Mam iść z tobą?
  - Dokładnie - zgodził się Harry.
  - Jesteś głupi.
  - Pójdziesz ze mną?
  - Idę z Malfoy'em, głuchy jesteś?
  - Rozmowy ze Ślizgonami najwyraźniej bardzo uniemilają ludzi - mruknąłem.
  Ginny prychnęła.
  - Mów o sobie, Turner.
  - Jestem Gryfonem! - zaprotestowałem.
  - Yhym. Ale byłeś Ślizgonem. Zresztą nie ma takiego słowa jak 'uniemilają'.
  - Przed chwilą powstało. To się nazywa słowotwórstwo.
  Nasze dormitorium zamieniło się w Miejsce Dwóch Kłótni. Harry i Robertson sprzeczali się, z kim kto idzie do Hogsmeade, a ja i Ginny kłóciliśmy się, czy jestem Ślizgonem, czy też nie.
Robertson: Idę z Malfoy'em!
Ginny: Jesteś Ślizgonem!
Ja: Nie jestem!
Harry: Nie idziesz!
Robertson: Idę!
Ginny: Jesteś!
Harry: Nie idziesz!
Ja: Nie jestem!
  Hmm... Bardzo zróżnicowana kłótnia, prawda?
  - Hej, ciszej trochę! - Ginny jako pierwsza uświadomiła sobie, jak głośno byliśmy.
  Zapadła cisza.
  - Przestańcie się kłócić! - do Ginny dołączyła Robertson.
  Prychnąłem. A co, ona to niby się wzorowo zachowywała?
  - Zachowujecie się gorzej niż przedszkolaki! Łamiecie szkolne zasady, a potem zachowujecie się tak głośno, że głuchy by was usłyszał!
  Otworzyłem usta, by powiedzieć coś o tym, że to ona zachowuje się obecnie najgłośniej, a głusi charakteryzują się tym, że nic nie słyszą, ale Ginny mnie uprzedziła.
  - Ukrywanie coś. Kim są J.P., S.B., R.L. i P.P.? Możemy zapytać McGongall, jak nie będziecie chcieli powiedzieć.
  - Nie zrobisz tego - powiedział powoli Harry, chociaż zdawał się dobrze wiedzieć, że to tylko płonne nadzieje.
  Ginny uniosła zarozumiale głowę.
  - Zrobię. Chodź, Agnes.
  Wyszły z dormitorium.
  Spojrzałem na Harry'ego.
  - Lepiej pójdźmy za nimi i dopilnujmy, by nie zrobiły niczego złego.
  Nie zaprotestował.

★•★•★•★•★

Nathaniela Turnera obudziło stukanie do okna. Usiadł na łóżku, przetarł zaspane oczy i spojrzał na duży zegar stojący w kącie pokoju. 0:43 Kto budzi człowieka o takiej porze?!
  Ponowne stukanie w okno. Nathaniel spojrzał w tamtym kierunku. Do domu dobijała się rudo - brązowa sowa. Czyżby z Hogwartu?
  Mężczyzna wstał z łóżka i otworzył okno. Wziął od sowy list i zerknął na pieczęć. Tak, z Hogwartu. Ciekawe, który z jego synów tym razem narozrabiał? Casper czy Lucas?
  Nathaniel otworzył kopertę i przeleciał wzrokiem przez tekst. W miarę czytania jego twarz robiła się coraz bardziej purpurowy ze złości.
  - Co się stało?
  Mężczyzna spojrzał na jeszcze półśpiącą żonę.
  - Lucas wyprosił u Dumbledore'a ponowne Sortowanie - wyjaśnił przez zaciśnięte zęby.
  - Słucham?!
  Kobieta usiadła na łóżku, już kompletnie rozbudzona.
  - Został przydzielony do Gryffindoru - dokończył Nathaniel, ledwo panując nad wściekłością. - Gryffindoru, rozumiesz, Beatrice?
  Usłyszeli pukanie do drzwi. Do środka weszła mała dziewczynka w długiej koszuli nocnej.
  - Mamo, obudziłaś mnie - oznajmiła z pretensją w głosie.
  - Przepraszam, kochanie - odparła Beatrice. - Nie chciałam cię obudzić, ale otrzymaliśmy list z Hogwartu.
  Dziewczynka podniosła duże, brązowe oczy na Nathaniela.
  - Dostałam się? Idę do Hogwartu, prawda, tato?
  Mężczyzna powoli pokręcił głową.
  - To nie dla ciebie - oznajmił chłodno. - To w sprawie Lucasa.
  Oczy dziewczynki rozszerzyły się z przerażenia.
  - Nie został wyrzucony, prawda? Nie został?
  - Gorzej - odparł krótko Nathaniel.
  Dziewczynka patrzyła to na swoją mamę, to na tatę.
  - Jak to: gorzej? Nic mu się nie stało, prawda?
  Beatrice westchnęła.
  - Poprosił o ponowne Sortowanie - wyjaśniła ponuro.
  - A to źle? - spytała zaskoczona dziewczynka.
  - To bardzo źle.
  Dziewczynka przechyliła głowę, próbując zrozumieć, co miała na myśli jej mama.
  - Przecież nic mu się nie stało ani nie został wyrzucony, a co jest złego w zmianie domu?
  - Gdyby tym domem był Hufflepuff, Ravenclaw lub Gryffindoru, nie miałbym nic przeciwko - wyjaśnił chłodno Nathaniel. - Natomiast skoro to był Slytherin...
  - To źle?
  Mężczyzna spojrzał wymownie na żonę, jakby to ją posądzając o braki w edukacji córki.
  - Slytherin jest najlepszym domem, do którego można trafić - Beatrice zignorowała spojrzenie męża. - Chęć bycia gdzie indziej świadczy o głupocie i braku odpowiedniej edukacji.
  Dziewczynka pokiwała głową.
  - Ale go nie wydziedziczycie, prawda? Prawda?

★•★•★•★•★
• oczami Ginny •


Miałam nadzieję, że gdy chce się naskarżyć McGongall na dwóch kolegów (tylko kolegów, Lucas nie jest... To, że zgodziłam się z nim pójść do Hogsmeade, nie czyni go moim... Och, nie było tematu!), nie dostaje się szlabanu za przebywanie poza dormitorium w nocy. Hmm... Po namyśle, to były głupie nadzieje. McGongall pewnie i tak by nam wstawiła szlaban. No, cóż...
  - Powiemy, tylko błagam, nie mówcie McGongall - jęknął Harry.
  Prychnęłam. Oni mogliby skłamać, a mnie coraz bardziej ciekawiło, co ukrywają.
  Doszliśmy do gabinetu wicedyrektorki. Agnes spojrzała na mnie wyczerpująco. Dlaczego zawsze muszę dostawać najgorszą robotę?
  Nabrałam głęboko powietrza i zapukałam.
  Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, a Lucas i Harry pozwolili sobie na westchnienie ulgi. Niestety dla nich, drzwi się otworzyły.
  McGongall, w różowym szlafroku, zmierzyła nas wzrokiem - mnie i Agnes stojące z przodu, trzymaną przeze mnie księgę oraz zawiedzionych Harry'ego i Lucasa.
  - Co wy tu robicie o tej porze?!
  Zerknęłam na Agnes. Nadal wpatrywała się we mnie w ten sam sposób. Dlaczego zawsze ja...?
  - Pani profesor - zaczęłam, - z Działu Zakazanego Harry i Lucas, hmm..., wypożyczyli bez pytania tę księgę - wręczyłam zaskoczonej McGongall 'Księgę przydatnych zaklęć, eliksirów i pomysłów na dowcipy', ignorując obrażony spojrzenia chłopców. - Chciałybyśmy, ja i Agnes, by panie powiedziała nam, kto ją napisał.
  McGongall nałożyła na nos okulary i przyjrzała się tytule księgi. Zmarszczyła brwi, po czym spojrzała na Harry'ego i Lucasa.
  - Skąd to wzieliście? - spytała podejrzliwie.
  - Z Działu Ksiąg Zakazanych - przyznał niechętnie Turner.
  - Jestem niemalże pewna, że w zbiorach naszej biblioteki nie ma książki o takim tytule. Nawet gdyby była, sądzę, że o wiele lepszym źródłem informacji byłaby pani Pince.
  - Niech pani spojrzy na pierwszą stronę - poradziłam.
  McGongall otworzyła księgę i przebiegła wzrokiem przez odręczną notatkę.
  - Wie pani, kto to napisał? - spytałam, przyglądając się wicedyrektorce z nadzieją.
  - J.P., S.B., R.L., P.P. ... - powtórzyła w zamyśleniu. - Muszę z kimś porozmawiać. Chodźcie ze mną.
  Wyminęła nas i ruszyła ciemnym korytarzem. Poszliśmy za nią, ja i Agnes zaciekawiony, Harry i Lucas naburmuszeni, Potter obwiniający mnie, Turner - Agnes.
  Zatrzymaliśmy się przed gabinetem profesora Lupin. Tylko co on miał do tego?
  McGongall zapukała. Usłyszeliśmy szukanie krzesła i po chwili w drzwiach stanął nauczyciel Obrony przed Czarną Magią. Lupin spojrzał na mnie i Agnes, potem na Harry'ego i Lucasa i w końcu na McGongall i trzymaną przez nią księgę.
  - Tak?
  McGongall wręczyła mu księgę.
  - Możesz mi to wyjaśnić? - spytała surowo.
  Nauczyciel zerknął na złocony tytuł na okładce, po czym podniósł wzrok na Pottera i Turnera.
  - Mogę wiedzieć, skąd wyście to wzięli?
  Chłopy spojrzeli po sobie niepewnie.
  - Um... Wypożyczyliśmy bezpowrotnie z biblioteki - przyznał Harry.
  - Remus, kto to napisał? - spytała McGongall.
  Lupin westchnął.
  - Czytała pani wstęp?
  - Czytałam.
  - Więc jednak miałem rację: i tak by się pani domyśliła.
  McGongall założyła ręce na piersiach.
  - Z kim to pisałeś?
  Nauczyciel uniósł brwi, zaskoczony.
  - Nie domyśliła się pani? Pisaliśmy to ja, James, Syriusz i Peter. Chociaż właściwie to głównie James i Syriusz.
  - Jaki James i Syriusz? - spytała zaskoczona Agnes, ale nikt jej nie odpowiedział.
  McGongall pufnęła z niezadowolenia.
  - Oddam ci więc tę książkę - zadecydowała. - Ale nie dawaj jej żadnemu uczniowi, zrozumiane?
  Wicedyrektorka wręczyła księgę Lupinowi i odeszła, nie czekając na jego reakcję. Nauczyciel upewnił się, że McGongall nas nie usłyszy ani nie zobaczy, po czym poinformował nie - wiadomo - kogo:
  - Już poszła.
  Zaczęłam się zastanawiać, do kogo kierował swoją wypowiedź, gdy drzwi gabinetu otworzyły się ponownie i wyjrzało zza nich dwóch mężczyzn. Obydwaj byli czarnowłosi, jednego skądś kojarzyłam, natomiast drugi wyglądał jak starsza, brązowooka wersja Harry'ego.
  - Co zrobiliśmy? - zainteresował się pierwszy z nich.
  Lupin bez słowa wręczył mu książkę.
  - O, skąd to masz? - spytał drugi mężczyzna.
  - Nie słyszałeś, James? - nauczyciel uniósł brwi. - Harry i Lucas wypożyczyli bez pytania z Działu Ksiąg Zakazanych, zdaje się, że bezpowrotnie.
  James wyszczerzył zęby.
  - Wy możecie to wziąć za darmo - zgodził się. - Zresztą Smarkowi już dokuczaliście, przynajmniej połowa was.
  - Um... - zawachała się Agnes. - Kim panowie są?
  Mężczyźni spojrzeli na nią.
  - To wy naskarżyłyście? - upewnił się jeszcze - nie - nazwany.
  - Tak - przyznałam.
  - Macie pecha - jeszcze - nie - nazwany zwrócił się z powrotem do Harry'ego i Lucasa. - My mamy tylko jedną Lily, a wy dwie.
  - Słyszałam to! - usłyszałam kobiecy głos dobiegający z gabinetu.
  - Nadal nie odpowiedzieli państwo na moje pytanie - zauważyła Agnes.
  - Tych 'państwo' możesz sobie darować - oznajmił James. - Jestem James Potter, a ten tutaj - wskazał na drugiego mężczyznę - to Syriusz Black. Bez komentarzy do tego ostatniego, proszę.
  - Oprócz tych chwalących moją oczywistą wspaniałość - zastrzegł się Syriusz.
  - To niemożliwe - wykrztusiłam.
  James rozłożył ręce.
  - Najwyraźniej możliwe. Może wejdziecie?

3 komentarze:

  1. Wiesz ty co? Jesteś zła. Naprawdę. Jak możesz kończyć w takim momencie?! Jesteś jak Polsat :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona nie może być jak Polsat, bo Polsat to taki kanał telewizyjny, a Magical, to osoba, człowiek, istota żyjąca. ;)
      Wcale to niebyłe złośliwe ;)
      ~Ranitakk

      Usuń
    2. A ja uważam, że jest Polsatem! Lecę do kolejnego rozdziału, bo inaczej wybuchnę!!!

      Usuń