Menu

środa, 25 lutego 2015

9. Wróżbiarstwo

- No, nie żartuj - powiedział  Ron następnego dnia rano z ustami wypchanymi kanapką. - Masz wyczyścić łazienkę Jęczącej Marty?
  - Ron, nie mów z pełnymi ustami - zwróciła mu uwagę Hermiona.
  Był słoneczny, wrześniowy poranek. Zamkowe błonia zachęcały uczniów do spacerów, lecz Harry miał coś innego w głowie. Niecierpliwie oczekiwał końca lekcji, kiedy zacznie się uczyć okulumencji, lecz jednocześnie pragnął jak najbardziej odwlec ten wieczór: początek trzeciego w życiu Harry'ego szlabanu. Z perspektywy czyszczenia wszystkich zamkowych toalet, nawet jego zeszłoroczny szlaban, spędzony z Lockhartem, ich poprzednim nauczycielem obrony, który był bardzo sławny i nie przyjmował do wiadomości, że Harry nie chciał taki być, czy też szlaban, który Harry odbył w pierwszej klasie, i który zakończył się spotkaniem Voldemorta w Zakazanym Lesie, te obydwa szlabanu wydawały się Harry'emu dziecinną zabawą w porównaniu do tego, co miało nadejść.
  -  Harry, nie przejmuj się tym szlabanem - próbowała pocieszyć go Hermiona. - Przecież nie może być aż tak źle...
  - Dobrze, że tak mówisz - mruknął Harry. - Bałem się, że będziesz na mnie zła za zaczarowanie Tiary Przydziału.
  - Bo jestem na ciebie zła, - przyznała Gryfonka, - ale...
  Przerwało jej nadejście poczty.
  Kilkaset sów wleciało do Wielkiej Sali. Harry wypatrywał Hedwigi. Jest! Śnieżna sowa zmierzała w jego kierunku. Kątem oka Harry zobaczył, jak Lupin przygląda mu się uważnie.
Harry wziął od Hedwigi list. Sowa zanurzyła dzióbek w misce z płatkami śniadaniowymi, po czym dziobnęła Gryfona w palec i odleciała do sowiarni.
  - Od kogo to? - spytał Ron, wychylając się, by spojrzeć na kopertę. Harry schował ją za plecami. - Masz dziewczynę, czy co? - spytał rudzielec zaskoczony.
  - O, Potter znalazł sobie dziewczynę?! - usłyszeli głos Malfoy'a.
  Ślizgon wyrwał Harry'emu kopertę z ręki.
  - O, ciekawe, co tu napisała! - powiedział, spoglądając na adres.
  - To nie jest od dziewczyny - warknął Harry, sięgając po kopertę, ale Malfoy odsunął się od niego.
  - To od kogo? - spytał Ślizgon. - Kto pisałby do ciebie listy?
  Harry wyciągnął różdżkę. Oczy Malfoy'a śledziły jej koniec.
  - Nie zrobisz tego... - powiedział niepewnie Ślizgon.
  - A skąd wiesz? - spytał Harry. - Szlaban już i tak mam, więc co mnie zatrzymuje? A teraz oddaj list!
  Malfoy powolnym, ostrożnym ruchem wręczył Harry'emu kopertę, a następnie machnął dłonią na towarzyszących mu Goyle'a i Crabbe'a.
  - Chodźcie, chłopaki - powiedział i odszedł od stołu.
  - Harry, Malfoy ma rację - zauważyła Hermiona, gdy Harry usiadł z powrotem przy stole. - Od kogo jest ten list?
  - Nieważne - odparł Gryfon. Kiedyś im powie. Kiedyś, nie teraz. Nie jest jeszcze gotowy. Zresztą i tak uznaliby go za wariata, a dowodów na prawdziwość swoich słów nie ma. - Idę do dormitorium.

☆★☆

Harry otworzył kopertę i wyjął z niej list.

Harry,
troch
ę dużo tego tłumaczenia. Pamiętasz, jak pisaliśmy Ci o Zaklęciu Fidelusa? Tylko Strażnik Tajemnicy mógł powiedzieć Voldemortowi, gdzie ja i James się ukrywaliśmy. Wszyscy myśleli, że naszym Strażnikiem był Syriusz. W ostatniej chwili zmieniliśmy go na Pettigrewa, co zresztą później okazało się być błędem. Nikt o tym nie wiedział, więc gdy Voldemort nas zabił, myśleli, że to Syriusz zdradził, czego oczywiście nie zrobił. Ministerstwo pewnie więc myśli, że po 'zabiciu' nas, będzie chciał zabić i ciebie.
  Harry, może i Syriusz nic Ci nie zrobi, ale to nie zmienia faktu, że nie wolno Ci opuszczać terenu szkoły, nie ważne, czy za pomocą Mapy Huncwotów, czy nie. Bellatrix Lestrage naprawdę zrobiła to, o co została posądzona i była ulubioną śmierciożerczynią Voldemorta. I ona na pewno będzie chciała Cię zabić.

Miłego dnia
Lily

Harry jęknął.
  - Mamo, jesteś zupełnie jak Hermiona - mruknął. - Nie wolno ci opuszczać terenów szkoły...
  Drzwi dormitorium otwarły się i Harry zamilkł, chowając list na dno swojego kufra. Ron zobaczył to, ale nie spytał, od kogo go dostał, nie naciskał. Harry był mu za to wdzięczny.
  - Harry, lepiej już chodźmy, Wróżbiarstwo zaczyna się za dwadzieścia minut - powiedział Ron.
  - To mamy jeszcze dużo czasu - zauważył Harry.
  - A wiesz, gdzie są zajęcia? - spytał Ron. - Północna Wieża. Na szczycie.
  - To zmienia postać rzeczy - zgodził się Harry i wziął swoją torbę z książkami. Po namyśle zanurkował dłonią do kufra i wyciągnął z tamtąd Mapę Huncwotów.
  - Co to jest? - spytał zaintrygowany Ron.
  - Pokażę ci później - odparł Harry. - Nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
  - Ale co to...?
  - Może nam pomóc szybciej dostać się na lekcję - wyjaśnił Harry, a następnie upewnił się, że nikt nie podsłuchuję: - Uroczyście przysięgam, że nie planuję nic dobrego.
  Na pergaminie zaczęły pojawiać się palmy atramentu.
  - Panowie Lunatyk, Glizdon, Łapa i Rogacz prezentują: Mapę Huncwotów - przeczytał Ron. - Łał - wyszeptał, gdy Harry otworzył Mapę. - Lepiej, żeby McGongall się do tego nie dorwała - dodał, oglądając kropkę podpisaną 'Draco Malfoy'.
  Harry też przyjrzał się Mapie.
  - Dobra - powiedział. - Najkrótsza droga do Północnej Wieży prowadzi o tu, a potem tym tajnym przejściem i jeszcze tutaj - pokazał Ronowi palcem wybraną trasę.
  - No to, chodź! - zawołał rudzielec. - Albo nie, najpierw zawołam Hermionę!
  Po czym wybiegł z dormitorium.
  Harry poszedł za nim.
  - No, w końcu, myślałam, że tam zostaniecie na zawsze - oznajmiła Hermiona, czekająca na nich w Pokoju Głównym Gryffindoru.
  - Chodź, Hermiona, Harry ma taką ma... - Harry ostudził entuzjazm Rona, kopiąc go w kostkę.
  - Może nie przy wszystkich, co? - syknął. - Chodźcie.
  Przeszli przez dziurę za portretem, kierując się wybraną przez Harry'ego trasą.

☆★☆

- Musisz to dać profesor McGongall - upierała się Hermiona.
  - Co ty, zwariowałaś? - spytał głośno Ron, tak, że kilku pierwszoroczniaków spojrzało za nimi z zainteresowaniem.
  - Nie, Ron, po prostu myślę, że to niebezpieczne, jeśli...
  - Przestańcie oboje! - Harry miał już dosyć ich kłótni. - Hermiona, nie oddam Mapy profesor McGongall, a ty Ron przestań tak się drzeć, bo zaraz wszyscy się o niej dowiedzą.
  Obydwoje zamilkli.
  Harry odwrócił się w kierunku zbroi, za którą, według Mapy, miało się kryć przejście.
  - Wiesz, jak je otworzyć? - spytał Ron.
  Nim Harry zdążył odpowiedzieć, za ich plecami rozległ się głos:
  - Uderz zbroję różdżką i powiedz: apertus.
  Profesor Lupin uśmiechnął się do Harry'ego i odszedł w kierunku swojej klasy.
  - Skąd on...? - zdziwił się Ron.
  Harry poszedł za radą profesora. Przejście otworzyło się.
  - Chodźcie - powiedział Gryfon, wchodząc do środka.

☆★☆

Tunel był długi i ciemny.
  - Lumos - wyszeptał Harry, a za sobą usłyszał, jak to samo robią jego przyjaciele.
  Szli krętym korytarzem, który zdawał się nie mieć końca. Co chwila gdzieś skręcał i zawracał.
  - Harry? - powiedziała niepewnie Hermiona. Jej głos odbijał się echem po ścianach tunelu. - Jesteś pewny, że to jest bezpieczne?
  Harry odwrócił się. Ron był blady, a idąca za nim Hermiona co chwila zerkała za siebie i rozglądała się wokoło.
  - Tak - odparł Harry. - Jestem pewien.
  Ron spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.
  - Harry, co jeśli to pułapka? - spytał trzesącym się głosem. - Co jeśli stąd nie wyjdziemy?
  - Harry, nie ufam Lupinowi - powiedziała nieco bardziej stanowczo Hermiona. - A skoro on nas tu zaprowadził... Od kogo masz tę mapę?
  - Mów tak dalej, Hermiona, a zaraz okarze się, że profesor Lupin idzie tuż za nami - mruknął Harry. Ufał swoim rodzicom, Syriuszowi i Lupinowi, nie bał się, że coś im się stanie w tym tunelu.
  - Harry, ja mówię poważnie! - wykrzyknęła Hermiona, a echo zwielokrotniło ten dźwięk. - Jak sądzisz, dlaczego Lupin zawsze wyskakuje tam, gdzie się o nim mówi? - dodała ciszej.
  - O wilku mowa, a wilk tuż tuż? - powiedział Ron niepewnie. Harry mógł się założyć, że i on nie ufa Lupinowi.
  - O wilku... - powtórzyła Hermiona. - Harry, on... Profesor Lupin jest wilkołakiem!
  Ron spojrzał na nią z zaskoczeniem.
  - Teraz zwariowałaś - uznał. - Przecież Dumbledore nie zatrudniłby wilkołaka!
  - Pamiętasz, co powiedział?! - spytała go Hermiona. - 'Trudno jest znaleźć pracę'?! Ministerstwo zakazało zatrudniać wilkołaki! I to dla tego słyszy, jak o nim mówimy! Wilkołaki mają wyostrzone zmysły! No i...
  - Hermiono - powiedział cicho Harry, sprawiając, że zamilkła. - Nie przeczę, że masz rację, ale ufam profesorowi Lupinowi i jestem pewien, że nie zrobiłby niczego, co zagrażałoby naszemu bezpieczeństwu. A teraz pospieszcie się, albo spóźnimy się na Wróżbiarstwo.
  - Harry, co masz na myśli? - naciskał Ron. - 'Nie przeczę, że masz rację'? Wiesz, że on jest wilkołakiem i nadal mu ufasz?
  Harry spojrzał na przyjaciół.
  - Powiem wam po lekcjach - obiecał. - Tylko nie uznajcie mnie za wariata.

☆★☆

Do klasy profesor Trelawney, nauczycielki Wróżbiarstwa, doszli punktualnie. Na suficie dostrzegli drewniane drzwiczki z napisem: 'Sybilia Trelawney'.
  - I co teraz? - spytał Ron. - Harry, twoja mapa ma jakąś radę?
  - Już jej ufacie, co? - Harry uniósł brwi.
  - Przecież nic się nam nie stało - zauważył Ron. - Wiesz, jak tam wejść?
  - Żadnego wilkołaczego nauczyciela, by ci pomóc tym razem, co? - mruknęła Hermiona.
  - Herm...
  - Nie tłumacz się, Harry. Nie teraz przynajmniej.
  - Tylko nikomu nie mów...
  Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem.
  - Nawet o tym nie pomyślałam - przyznała.
  W tym momencie drzwi otworzyły się. Przyjaciele podnieśli głowy, spodziewając się ujrzeć twarz wszystkosłyszącego Lupina, ale zamiast tego ich oczom ukazała się kobieta, podobna do jakiegoś wyrośniętego robaka.
  - Zapraszam - powiedziała śpiewnym głosem i wpuściła ich do środka.
  Harry, Ron i Hermiona spojrzeli po sobie niepewnie.
  - To... - powiedziała Hermiona. - Chyba wchodzimy.
  Weszli po drabinie, która zsunęła się ze schodów i stanęli w wypełnionym różową mgłą pokoju. Zastanawiając się, co to wszystko znaczy, usiedli na miękkich pufach ustawionych w sali.
  Do pokoju wpadła czwórka Gryfonów: Dean Thomas, Seamus Finnigan, Kristin Sorey i Neville Longbottom, który prawie spadł z drabiny.
  - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - wyrecytował Kristin, ale spostrzegł, że w sali, oprócz spóźnialskich, znajdują się tylko Harry, Ron i Hermiona. - Gdzie pozostali? I nauczycielka?
  - Nie wiemy - odparła Hermiona. - Profesor Trelawney, jeśli to była ona, zaprosiła nas do środka i zniknęła.
  - A Raylïe, Parvati i Lavender pewnie się jeszcze bardziej spóźnią - dodał Ron.
  Spóźnialscy usiedli obok na pufach.
  - Wiecie, co to znaczy? - spytał Kristin, z obrzydzeniem przypatrując się różowej pufie, na której siedział.
  - Że nauczycielka jest kobietą? - zasugerował Harry.
  - No, ale tak poważnie - powiedział Seamus. - Kto stawia w sali dla obu płci różowe pufy?
  - Profesor Trelawney - odparł Harry.
  Spojrzeli na niego.
  - Masz rację - przyznał Kristin, przysuwając się bliżej. - A teraz chwila prawdy, Harry: czy to naprawdę ty zaczarowałeś Tiarę Przydziału?
  Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco. Harry zastanawiał się, co powiedzieć, ale wybawiły go spóźnione dziewczyny.
  - Widzę, że nauczycielka spóźniła się jeszcze bardziej niż my - powiedziała Raylïe, zauważając, że brakuje profesor Trelawney.
  Jednak ledwo to powiedziała, gdy z głębi różowej mgły wydobył się melodyjny głos.
  - Jak dobrze widzieć was wreszcie w rzeczywistym świecie - powiedziała profesor Trelawney wychodząc z mgły.
  Kristin natychmiast zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy powiedział coś niestosownego, i czego nauczycielka nie powinna była usłyszeć.
  - Zajmijcie proszę miejsca - tajemniczy głos profesor Trelawney wypełniał salę. - Nazywam się Sybilia Trelawney i...
  - Naprawdę umie pani przepowiadać przyszłość? - spytała podekscytowana Lavender.
  Profesor Trelawney spojrzała na nią z urazą.
  - Tak...
  - Niech mi pani przepowie! - zawołała Parvati.
  Siedzące obok Raylïe i Hermiona zgodnie wywróciły oczami.
  Nauczycielka zorientowała się, że odpowiadając na zadane pytania zyska szacunek klasy, więc zrobiła tajemniczą minę i zwróciła się do Parvati:
  - Na twoim miejscu wystrzegałabym się rudowłosego mężczyzny.
  Parvati spojrzała nieufnie na Rona i odsunęła się od niego jak najdalej.
  - A ty, moja kochana - tym razem słowa profesor były skierowane do Lavender - to, czego się obawiasz wydarzy się szesnastego lutego. A co do ciebie... - nauczycielka odwróciła się do Kristina - to, co planujesz, powiedzie się, lecz po upływie czasu i z pomocą brunetki.
  Harry nie wiedział, co ona miała na myśli, ale Kristin zdawał się rozumieć.
  - A ty, chłopcze... - nauczycielka odwróciła się do Neville'a - nie byłabym pewna co do stanu zdrowia twojej babci. A ty, panno...
  - Jerks, pani profesor - podpowiedziała spokojnie Rayïle.
  - Panno Jerks, ci, których dażysz uczuciem, odwrócą się od ciebie: zdradzą lub znajdą sobie inną.
  Raylïe spojrzała na nauczycielkę z niepokojem, ale Hermiona pochyliła się nad nią i szepnęła do niej kilka słów, które zdawały się pocieszyć Ray.
  - Dobrze, przejdźmy do tematu lekcji - Trelawney najwyraźniej uznała, że powiedziała wystarczająco dużo, by zaimponować klasie. - Wróżenie z fusów. Chciałabym, abyście wzięli te filiżanki z tej półki, a następnie podeszli do mnie, a ja wam je napełnię. Potem otworzycie swoje podręczniki na stronie piątej i szóstej i postąpicie za przedstawionymi tam wskazówkami. A ty, chłopcze - nauczycielka złapała Neville'a za rękę - gdy pobijesz swoją pierwszą filiżankę, weźmiesz proszę jedną z tych niebieskich? Do różowych jestem raczej przywiązana.
  - Zauważyłem, że lubi różowy - mruknął Kristin, wstając z pufa.
  Nauczycielka zignorowała go.
  Gryfoni podeszli do półki i sięgnęli po filiżanki. Prawie natychmiast dało się słyszeć brzęk: to Neville pobił swoją pierwszą filiżankę.
  - Jedna z niebieskich teraz, mój drogi - powiedziała profesor Trelawney, podchodząc bliżej z miotłą i szufelką.
  Harry i Ron szybko napełnili swoje filiżanki, wypili herbatę i postąpili za radami podręcznika.
  - Dobra... - mruknął Ron, gdy zamienili się filiżankami. - Co widzisz w mojej?
  - Rozmokłe, brązowe fusy - mruknął sennie Harry. - Co mamy następne? Historię Magii? Bo po tych zajęciach to nawet Hermiona zaśnie.
  Ron zerknął na plan lekcji.
  - Niestety, następna lekcja całkowicie cię rozbudzi - jęknął.
  - A jaka to? - spytał Harry.
  - Otwórzcie swoje wewnętrzne oko! - zawołała profesor Trelawney.
  - No właśnie, Harry - oznajmił Ron. - Jest Wróżbiarstwo, otwórz swoje wewnętrzne oko czy coś tam jeszcze i przepowiedz mi moją najbliższą przyszłość.
  Harry spojrzał do kubka. Jakiś kształt, podejrzanie przypominający trolla...
  - Dostaniesz Trolla na Transfiguracji? - zgadł.
  Usta Rona otworzyły się szeroko.
  - Skąd...?
  - A jaka lekcja może bardziej rozbudzić? - Harry wzruszył ramionami. - Zresztą masz Trolla w kubku.
  Ron wyrwał mu filiżankę i zaczął się jej przyglądać pod różnymi kątami.
  - Następna jest Transfiguracja? - jęknął siedzący obok Kristin. - A miałem nadzieję na przyjemny sen z monotonnym głosem pana Binnsa jako kołysankę...
  - Masz owcę w kubku - powiedział Dean. - A to oznacza sen, więc może...
  - Mam nadzieję - mruknął Kristin.
  Nieco dalej Ray i Hermiona się o coś kłóciły.
  - To jest strzała! - upierała się Jerks.
  - Niemożliwe! - odpowiedziała ze złością Hermiona.
  Harry sprawdził w podręczniku, co oznacza strzała. Złamane serce...
  - Dobra, niech ci będzie - poddał się w końcu Ron. - W twoim kubku jest... coś na kształt kapelusz z dziurami, może Parszywek ci pogryzie tiarę? I jeszcze jakieś 'W'... Dostaniesz 'Wybitny'? Lepiej niż ja... A tutaj... jakiś osioł? Może jednak z tym ' Wybitnym' tak łatwo nie będzie...
  - Hej, Ron, musisz sobie zrobić okulary na wewnętrzne oko - powiedział Harry, z trudem nie wybuchając śmiechem.
  Kristin, Dean i Ron nie potrafili się powstrzymać. Ryknęli śmiechem.
  - Co jest? - spytała Rayïle.
  - Ron... musi sobie... kupić... okulary... by poprawić... swój wewnętrzny... wzrok - wydusił Kristin.
  Pozostali Gryfoni również parsknęli śmiechem, jedynie nauczycielka nie wyglądała na rozbawioną.
  - Czyj żart to był? - spytała.
  - Harry'ego... - wydusił Dean. - Au!
  Profesor Trelawney spojrzała na chłopca.
  - Na twoim miejscu nie żartowałabym sobie z takich rzeczy. Pokaż - zarządała, wyrywając Ronowi filiżankę. - Sokół... Masz śmiertelnego nieprzyjaciela...


  - Myślałem, że to ' Wybitny' - mruknął Ron, wywołując kolejną salwę śmiechu.
  - Czaszka... Niebezpieczeństwo na twojej drodze...
  - Myślałem, że to przedziurawiona tiara...
  - Myślałeś, że czaszka oznacza, że twój szczur przegryzie mi tiarę - sprostował Harry.
  - Ron... ty... naprawdę... potrzebujesz... okularów... na swoje... wewnętrzne... oko! - wydusił Seamus, dusząc się ze śmiechu.
  Profesor Trelawney najwyraźniej uznała, że tylko jedno może przywrócić ciszę w klasie. Odwróciła filiżankę i... krzyknęła.
  Zadziałało... Na krótką chwilę.
  - Co się stało?
  - Co pani zobaczyła?
  - Co to znaczy?
  - Co jest w kubku Harry'ego?
  - To jest filiżanka, panno Jerks! - wykrzyknęła Trelawney.
  Zamilkli.
  - To chyba nie może być takie złe, skoro od razu otrząsnęła się z szoku, gdy Raylïe nazwała kubek kubkiem - uznał Kristin.
  Trelawney zamilkła. Może rzeczywiście zareagowała zbyt gwałtownie...
  - Zobaczyłam... - zawiesiła na chwilę głos, tak dla lepszego efektu - ...ponuraka... - wyszeptała.
  - Co? - spytał Harry.
  - Och, to nic takiego - Ray machnęła niedbale ręką. - To po prostu duży, czarny pies nawiedzający cmentarze. Jest uważany za omen śmierci, no ale...
  - Nic specjalnego?! - jęknął Harry. - Omen śmierci i nic specjalnego?!
  Ray ponownie wzruszyła ramionami.
  - Gravy jest słodki - powiedziała.
  - Gravy? - zdziwił się Harry.
  - Och, to tylko mój pies ponurak.
  - Yy... Masz psa, który jest omenem śmierci i nazywa się Gravy?
  - Dokładnie - przytaknęła Ray.
  - To nie może być ponurak! - wykrzyknął Ron. - Gdyby był, dawnk byłabyś już martwa!
  - Taki niemiły chłopiec z podstawówki rzeczywiście umarł, gdy go zobaczył, ale to może to dlatego, że Gravy go ugryzł w dość bolesne miejsce... Współczułam mu nawet...
  Wtedy profesor Trelawney poczuła, że straciła kontrolę nad klasą.
  - Koniec lekcji! - zawołała.

poniedziałek, 23 lutego 2015

8. Dowcip i jego skutki

Harry usiadł na pilnowanym dla niego przez Rona miejscu na kilka sekund przed Hermioną.
  - O co chodziło? - spytał Ron.
  - O dementora - odparł Harry, jednak myślami był już gdzie indziej.
  - O mój plan lekcji - powiedziała Hermiona. - Harry, dobrze się czujesz? Wyglądasz, jakbyś był chory.
  - Nic mi nie jest - odpowiedział Harry, nagle się prostując.
  Profesor McGongall wprowadziła do Wielkiej Sali pierwszoroczniaków. Postawiła Tiarę Przydziału na stołku i odsunęła się nieco.
  - Coo...? - zaczął Ron, ale Harry uciszył go gestem ręki.



  Tiara rozwarła swój szew, z którego wydobyła się srebrzysta mgła, po czym znów go zamknęła i otworzyła. A następnie zaczęła śpiewać:

- Drodzy uczniowie,
Witajcie w Hogwarcie,
Wspaniały rok was tu czeka.
Są tutaj trzy domy,
A gdzie wy traficie,
O tym już ja wam powiem.
Jest tu Griffindor,
Najlepszy ze wszystkich,
Gdzie odważni szkołę sławią.
Jest również Ravenclaw,
Gdzie mądrzy mieszkają
I księgi słynne piszą.
Jest także Huffelpuff,
Gdzie sprawiedliwich
I prawych odnajdziesz.
A jeśliś sprytny, ambitny i chamski,
Do Slytherinu wnet trafisz.
Tam ci, co głupi i niemili.
Opiekunem tam jest
Głupi Mistrz Eliksirów.
Zwie się on Smarkerus Snape.

Tiara zamilkła na chwilę, a następnie dokończyła:

Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam powiem, gdzie zamieszkacie.

Wielka Sala trzęsła się ze śmiechu, tylko Ślizgoni nie wyglądali na zadowolonych, a pierwszoroczniacy rozglądali się wokół zdezorientowani. Harry zobaczył, jak profesor Snape wpatruje się w Tiarę Przydziału z taką samą miną, z jaką zawsze wpatrywał się w Harry'ego. Chłopiec uznał, że Tiara to trochę dziwny przedmiot nienawiści.
  Profesor McGongall wpatrywała się w Tiarę z zszokowaną miną i otwartymi ustami, jak zresztą większość nauczycieli oprócz profesora Snape'a i Lupina, który wyglądał, jakby sam ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Napotkał wzrok Harry'ego i mrugnął do niego. Harry był pewien, że tyko on sam i nauczyciel Obrony wiedzą, kto wymyśił tę piosenkę.
  - Cisza! - krzyknął profesor Dumbledore, wstając z miejsca. - Cisza! - dopiero za drugim razem odniosło to jakiś skutek, choć większość Gryfonów nadal chichotała. - Chciałbym wiedzieć, kto to zrobił, bo jestem pewien, że Tiara Przydziału nie wymyśliła tegorocznej piosenki - jego wzrok zatrzymał się na profesorze Lupinie, który pokręcił głową przecząco. - Może tym nie zachęcam, ale ta osoba dostanie szlaban na cały miesiąc, a od jej domu zostaną odjęte punkty.
  Zapadło milczenie.
  Dumbledore westchnął.
  - Państwo Weasley? - spytał.
  - Skądże - zaprotestował George Weasley.
  - Ale chętnie się dowiemy - dodał Fred Weasley.
  George spojrzał na brata podejrzliwie.
  - Chyba nie chcesz mu wstawić szlabanu? - spytał.
  - Coś ty! - wykrzyknął Fred. - Chcę mu dać całe oszczędności, żeby tak robił częściej!
  Dumbledore pokręcił z niedowierzaniem głową.
  - A ja go mianowałem prefektem - westchnął z rezygnacją, z następnie rozejrzał się po sali. - Jordan?
  - Nie ja, zresztą zrobiłbym to z Fredem i George'm - odpowiedział przyjaciel rudowłosych bliźniaków, Lee Jordan.
  - To ja już naprawdę nie wiem, kto - Dumbledore pokręcił z niedowierzaniem głową.
  - Dyrektorze, jeśli mogę coś zasugerować - powiedział nagle Snape. - Zaczarowanie Tiary Przydziału potrzebowało bardzo poważnego i zaawansowanego zaklęcia...
  Nieprawda, pomyślał Harry, wystarczyło jedno proste i trochę koncentracji... i jeszcze  Zeszyt Zaklęć.
  - ... więc wątpię, by jakikolwiek uczeń mógłby to zrobić - kontynuował Snape. - Sądzę, że...
  - ... zrobił to jakiś nauczyciel? - dokończył za niego Dumbledore, a Mistrz Eliksirów przytaknął. - A wiesz, kto mógłby zaczarować Tiarę?
  - Mam wskazać palcem? - spytał ze złością Snape, zerkając na Lupina.
  Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią westchnął.
  - Naprawdę, Severusie, przypominam ci, że to nie ja wiecznie ci dokuczałem - powiedział. - Może kilka razy podczas całej naszej nauki w Hogwarcie, podczas kiedy ty...
  - Ach tak? - Snape wstał z krzesła. - A ty i twoi, ach, przyjaciele?
  - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja w większości nie brałem udziału. Uczestniczyłem w kilku naszych dowcipach na Ślizgonach, ale to oni rzucali na ciebie zaklęcia. Natomiast ty chciałeś nas wyrzucić z Hogwartu, co zresztą prawie ci się udało. Dlaczego właściwie tak bardzo nienawidziłaś Jamesa? Byłeś zazdrosny o Lily?
  - Remusie, Severusie, wystarczy - przerwał im Dumbledore. - W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Severusie - dyrektor odwrócił się do Snape'a. - usiądź proszę. ...A was - Dumbledore odwrócił się do pierwszoroczniaków - przepraszam za zamieszanie. Profesor McGongall wyczyta wasze imiona, a wy podejdzecie do stołka i nałożycie Tiarę Przydziału na głowę. I nie bójcie się tak. Jak widzicie nawet z dementorami za oknem może być zabawnie, oczywiście jeśli nie należysz do Slytherinu lub nie jesteś Severusem Snape'm - powiedział Dumbledore z uśmiechem.

☆★☆

Po sortowaniu, Dumbledore zaklaskał w dłonie, by uciszyć  salę.
  - Chciałbym was poinformować o kilku sprawach, nim napchacie sobie brzuchy jedzeniem - powiedział. - Jedna z tych spraw jest bardzo ważna, więc wolałbym, gdybyście wszyscy słuchali. Jak zapewne wiecie, wasz pociąg został przeszukany przez dementorów z Azkabanu. Dla waszego bezpieczeństwa będą oni rozstawieni przy każdym wejściu do szkoły, by szukać Blacka i Lestrage. Dlatego postarajcie się nie opiszczać terenu szkoły bez pozwolenia. Nic nie zmyli dementorów. Żadne przebrania, czy nawet peleryny-niewidki. A dementorzy nie znają litości.
  Po tych słowach zapadła cisza. Nikt już nie chichotał.
  - No, a teraz weselsze wieści - powiedział Dumbeledore, uśmiechając się. - Chciałbym was poinformować, że w tym roku nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią zostanie, jak już się może zorientowaliście, profesor Remus Lupin.
  Lupin wstał, ale oklaski nie były zbyt serdeczne. Klaskali oczywiście ci, co podróżowali z nim w jednym przedziale oraz ci, których przekonał do niego sposób, w jaki Lupin rozmawiał ze Snape'm oraz to, że został posądzony o zaczarowanie Tiary Przydziału. Harry spostrzegł, że nikt ze Slytherinu nie klaszcze, a Malfoy wyglądał, jakby ze swoimi znajomymi naśmiewał się z profesora.
  - Z przykrością muszę również oznajmić, że profesor Kettleburn, nauczyciel Opieki nad Magicznymi Zwierzętami, odszedł na zasłużoną emeryturę. Na szczęście jego stanowisko zgodził się objąć Rubeus Hagrid.
  Oklaski były o wiele głośniejsze niż dla profesora Lupina.
  - Mogliśmy się domyślić! - wrzasnął Ron. - Kto inny dałby nam takie podręczniki?!
  Wspomnienia Harry'ego dotyczące 'Potwornej księgi potworów' były dość bolesne. Książka próbowała odgryźć mu ręce na przywitanie, gdy tylko ją dostał.
  - To tyle ogłoszeń - oznajmił Dumbledore radośnie, gdy oklaski ucichły. - Ucztę czas zacząć!
  Harry, Ron i Hermiona napchali sobie brzuchy, wszystkim, do czego zdołali sięgnąć, a potem, gdy zaspokoili głód, zaczęli z niecierpliwością oczekiwać końca uczty. Gdy ten nadszedł, przyjaciele pobiegli w stronę długiego stołu nauczycielskiego, gdzie na boku Snape kłócił się z Lupinem, a Dumbledore próbował ich uspokoić. Jednak Harry, Ron i Hermiona podeszli do przeciwnego końca stołu, gdzie siedział  Hagrid.
  - Gratulacje! - zawołała Hermiona.
  Gajowy Hogwartu i nowo mianowany nauczyciel otarł łzy serwetkę.
  - To wszystko przez waszą trójkę, łobuzy! - zawołał. - Dumbledore sam przyszedł do mojej chatki, gdy profesor Kettleburn zrezygnował...
  Po tych słowach Hagrid głośno wydmuchał nos w serwetkę, a siedząca obok profesor McGongall dała im znak ręką, by odeszli.
  Trzecioklasiści szli korytarzem w kierunku wierzy Griffindoru, kiedy za sobą usłyszeli głos:
  - Harry? Mogę porozmawiać?
  Za nimi stał profesor Lupin, uśmiechając się wesoło.
  - Jasne - powiedział Harry, a następnie dodał do Rona i Hermiony. - Poczekajcie na mnie przed portretem Grubej Damy, nie znam hasła.
  Po tych słowach Harry, prowadzony przez Lupina, poszedł w kierunku gabinetu nauczyciela Obrony przed Czarną Magią.
  - Harry, nie przeczę, że tegoroczna piosenka Tiary Przydziału była o wiele ciekawsza niż zwykle, ale zastanawiam się, po co zbierać szlabany już pierwszego dnia, jeszcze przed rozpoczęciem lekcji? - spytał Lupin.
  Harry uśmiechnął się.
  - Nie wiem, o czym pan mówi, panie profesorze - powiedział.
  Lupin spojrzał na niego ciężko.
  - Harry, rozmawiasz z najlepszym przyjacielem Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. I ty myślisz, że nie zgadnę, kto zrobił jakiś dowcip?
  - Miałem nadzieję - przyznał Harry.
  - Pytam więc jeszcze raz: po co?
  - Przecież nikt się nie dowie. Nikt mnie nie podejrzewa - powiedział beztrosko Harry, ale widząc minę Lupina, zawachał się. - Prawda?
  Profesor pokręcił głową.
  - Snape już cię podejrzewa, Harry - powiedział. - A niedługo będzie wiedział.
  Harry zawachał się.
  - Ale nie ja mu to powiem, nie martw się -uspokoił go Lupin. - Zrobisz to ty sam.
  - Ja mu nie powiem - zaprotestował Harry.
  - Nie będziesz potrzebował - oznajmił spokojnie nauczyciel. - Wiesz, co to jest legilimencja? - Harry pokręcił przecząco głową, więc Lupin dodał: - To czytanie w myślach. A Snape umie to robić bardzo dobrze.
  - Wiedziałem - mruknął trzynastolatek.
  Lupin pokiwał głową.
  - Można się przed tym obronić? - nalegał Harry.
  Profesor spojrzał na niego niepewnie.
  - Jest - powiedział powoli. - Nazywa się to okulumencja, ale wymaga dużo praktyki i z pewnością nie nauczysz się jej w jedną noc.
  - Nauczy mnie pan? - poprosił Harry. - Nie żeby ukryć, kto zaczarował Tiarę, ale żeby Snape nie dowiedział się ode mnie więcej niż powinien.
  Lupin przyjrzał mu się w zamyśleniu. Jak bardzo przypominał Jamesa! Tak samo uparty, tak samo nie przejmujący się skutkami swoich dowcipów, nawet tak bardzo nienawidzący Snape'a. I tak bardzo starający się ukryć tajemnice przyjaciół.
  - Dobrze - zgodził się w końcu. - Ale nie teraz. Przyjdź do mnie jutro po zajęciach. Wtedy cię nauczę. A,i jeszcze jedno - zawołał za nim, widząc, że Harry zmierza do drzwi. - Będę musiał powiadomić o tym twoich rodziców i, jeśli będziesz miał szczęście, Lily cię nie zabiję.

☆★☆

Przy portrecie Grubej Damy, strzegącej wejścia do wieży Griffindoru, czekali na Harry'ego Ron i Hermiona.
  - Nowe hasło to Fortuna Major - powiedział Ron.
  - Harry, ukrywasz coś przed nami - wypaliła bez żadnych wstępów Hermiona.
  - A może takie 'cześć' na przywitanie przyjaciela, co, Hermiona? - spytał Harry.
  Hermiona otworzyła usta, ale żaden dźwięk się nie wydostał, natomiast Ron parsknął, ale chwilę później spoważniał.
  - Cześć, Harry i wiesz, że cię lubię, ale Hermiona ma rację - powiedział rudzielec. - O czym nam nie mówisz?
  Harry otwierał usta, by odpowiedzieć, ale przeszkodziła mu profesor McGongall w towarzystwie Snape'a i Malfoy'a, którzy uśmiechali się złośliwie.
  - Potter! - krzyknęła opiekunka Gryfonów. - Co to za zachowanie?! Atakowanie pana Malfoy'a w pociągu?! Miałeś szczęście, że żaden nauczyciel tego nie widział! I jeszcze zaczarowanie Tiary Przydziału! Co to ma znaczyć?!
  - Że jednak zgubiłem drogę do Wielkiej Sali z panie gabinetu? - zaproponował Harry, po czym zwrócił się do  Rona i Hermiony, którzy wpatrywali się w Harry'ego z otwartymi ustami. - O tym właśnie nie zdążyłem wam powiedzieć.
  - Potter! - wrzasnęła McGongall. - Do mojego gabinetu, ustalić szlaban!
  Po czym nie czekając na niego, ruszyła w kierunku swojego gabinetu.
  Harry napotkał spojrzenie Malfoy'a. Ślizgon uśmiechał się szyderczo. Zetrę mu ten głupi uśmieszek z twarzy, pomyślał Gryfon, zapłacisz mi za to, Malfoy.
  Po czym ruszył za McGongall.

☆★☆


Potter. Wy-jaś-nie-nie.
  Harry spojrzał na nią. Jeszcze nigdy nie widział jej tak rozwścieczonej. Nozdrza jej drgały, twarz zrobiła się czerwona z gniewu, a usta były wąsko ściśnięte. Profesor McGongall wyglądała, jakby połknęła bombę, która to miała w każdej chwili wybuchnąć.
- Nie spotkałam się z takim zachowaniem od czasów... - zaczęła, ale Harry jej przerwał.
  - Od czasów mojego ojca? - spytał, nim zdołał się powstrzymać.
  - Tak, dokładnie, od czasów Jamesa Pottera i jego bandy... - do profesor McGongall najwyraźniej właśnie dotarło, że Harry nie powinien o tym wiedzieć. - Skąd to wiesz, Potter?
  Przyglądała mu się badawczo i Harry miał nadzieję, że nie zna tej legilimencji, o której wspomniał profesor Lupin.
  - Nieważne - powiedział Harry. - To jaki mam szlaban?
Nauczycielka transmutacji nadal patrzyła na niego podejrzliwie, ale nie naciskała.
- Potter, w ramach szlabanu wyczyścisz wszystkie łazienki w zamku - powiedziała McGongall i widząc, że Harry chce zaprotestować, dodała: - Również tą damską. Przyjdziesz do mojego gabinetu jutro o 18. Do widzenia.
  Harry wyszedł z gabinetu i jęknął.
  Ze wszystkiego, co mógł zrobić, akurat to? I damska łazienka... O, nie...
  Jęcząca Marto, przybywam.

piątek, 20 lutego 2015

7. Wspaniałości profesora Lupina

- Harry! 
  - Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
  - Ale dlaczego zemdlał?
  Harry otworzył oczy.
  Pochylało się nad nim siedem głów. Światła już działały, a wibracje podłogi wskazywały na to, że pociąg już ruszył. 
  - Coo...? - wyjąkał Harry, siadając na podłodze i poprawiając okulary na nosie. 
  - Harry!
  - Harry, wszystko w porządku? - spytał profesor Lupin.
  - Tak - odpowiedział Harry wspierając się na łokciu. - Co się stało? 
  - No, Malfoy uciekł, co chyba jeszcze widziałeś... - powiedział Fred.
  - ... i przyszła taka zakapturzona postać... - kontynuował George.
  - ... i zrobiło się nagle strasznie zimno... - ciągnął Ron.
  - ... i poczułem się, jakbym już nigdy nie miał być szczęśliwy... - mówił dalej Neville.
  - ... i zemdlałeś, Harry... - kontynuowała Hermiona.
  - ... i wtedy profesor Lupin kazał temu odejść... - ciągnęła Ginny.
  - ... ale 'to' się nie posłuchało, więc je wygoniłem - dokończył profesor Lupin.
  - Ale nikt z was nie zemdlał? - upewnił się Harry.
  Pokręcili głową. 
  - Harry, to nie ma nic ze słabością - powiedział Lupin, jakby czytając jego myśli. - To był jeden z dementorów z Azkabanu...
  - Wiedziałem - mruknął Harry.
  - ... a one wysyłają z człowieka całe szczęście - kontynuował Lupin. - zostawiając tylko najgorsze wspomnienia. A twoje najgorsze wspomnienia mogą sprawić, że ktokolwiek zemdleje. 
  Harry poczuł się trochę lepiej. 
  - Masz, zjedz - Lupin wręczył mu czekoladę, którą następnie podzielił dla pozostałych. - Na pocieszenie mogę dodać, że gdyby dementor zbliżył się do młodego pana Malfoy'a, jestem pewien, że on by zobaczył, lub usłyszał, ciebie rzucającego na niego zaklęcia i to właśnie przed tym uciekał. 
  Przedział zatrząsł się ze śmiechu. 
  - A no właśnie - Lupin spojrzał po uczniach. - Mam nadzieję, że będziecie na tyle mili, by zapomnieć o tym incydencie z Malfoy'em. 
  - A dlaczego pan nie dał Harry'emu szlabanu? - spytała niepewnie Hermiona. - Oczywiście to dobrze, że pan tego nie zrobił, ale...
  Lupin uśmiechnął się. 
  - Sam robiłem podobnie z moimi przyjaciółmi, gdy byłem jeszcze w szkole - wyjaśnił z uśmiechem. 
  - Sam pan... - George i Fred spojrzeli na niego z podziwem.
  - Sam wymyśliłem Zaklęcie Mydlące - przyznał Lupin.
  - Łał - powiedzieli bezgłośnie bliźniacy.
  - Levicorpus było bardzo popularne w naszych czasach - wyliczał Lupin, - a Zaklęcie Nietrwałego Przylepca było znane już wcześniej - przez twarz profesora przeleciał uśmiech. - Jeden z moich przyjaciół pochodził z rodziny czystej krwi, gdzie wszyscy trafiali do Slytherinu... Ale on był w Griffindorze - dodał szybko, widząc krzywe miny Weasley'ów, Neville'a i Hermiony. - Jego rodzinie się to nie podobało, matka wysłała mu Wyjca, gdy się dowiedziała, więc musiał przyklejać Gryfońskie dekoracje Zaklęciem Trwałego Przylepca. Gdy kiedyś dowiedział się, że jego mama przykleiła tam herb Slytherinu tym zaklęciem, wymyślił przeciwzaklęcie i zmienił nazwę Zaklęcia Trwałego Przylepca na Zaklęcie Nietrwałego Przylepca. 
  - Ale to musiało być bardzo trudne! - zawołała Hermiona.
  - Nie takie rzeczy wymyślaliśmy - Lupin wzruszył ramionami. - A teraz wybaczcie, muszę porozmawiać z konduktorem. 
  Profesor opuścił przedział.
  - Fajny jest, nie? - powiedział Ron.
  - Fajny? - zdziwił się Fred.
  - Trochę szacunku, Ron - powiedział George. 
  - Gość jest wspaniały!  - oznajmił zachwycony Fred.
  Hermiona przechyliła w zamyśleniu głowę. 
  - No ale... Rozrabiał, gdy był w szkole... - powiedziała niepewnie. - Nie sądzicie, że mimo wszystko powinien wstawić Harry'emu szlaban? 
  Harry pokręcił z niedowierzaniem głową. 
  - Hermiona, naprawdę chcesz, żebym spędził kolejny miesiąc na szlabanach? - spytał. 
  Hermiona spojrzała na niego.
  - Chodzi mi tylko o to, że to nauczyciel! - wybuchła. - Nie powinien tolerować złego zachowania! Co, jeśli następnym razem to będzie Malfoy, to jemu odpuści?! Co, jeśli jakiś uczeń kogoś zrani, a on powie, że... że mu 'się należało'?!
  - No wiesz, Hermiona - usłyszeli głos Lupina. - Nikomu nic się tym razem nie stało, więc po co się tak złościć? A co do tolerowania złego zachowania... - Lupin mrugnął do Harry'ego. - Nie wiem, o czym mówisz. 
  Hermiona zrobiła się cała czerwona.
  - A na Snape'a nigdy się tak nie denerwowałaś - zauważył Ron. - On zawsze odpuszcza Ślizgonom.
  - Snape? - zdziwił się Lupin i poruszył się nieznacznie. 
  - Uczy Eliksirów - wyjaśnił Neville. - I jest okropny.
  - Zwłaszcza dla Neville'a i Harry'ego - dodał Ron.
  Lupin spojrzał na Longbottoma. 
  - A dlaczego jest dla ciebie okropny? - spytał zaskoczony.
  - Źle się uczę - przyznał Neville. 
  Lupin pokiwała ze zrozumieniem głową. 
  - Łatwiej się nad tobą znęcać - powiedział. - Typowe.
  - Znał pan Snape'a? - spytała nieśmiało Ginny.
  - Tak... - Lupin przechylił w zamyśleniu głowę. - Znaliśmy się bardzo dobrze. Zwłaszcza nasze słabe punkty, w końcu to w nie uderzaliśmy...
  - To znaczy? - spytał Fred.
  - Nienawidziliśmy siebie nawzajem, co zresztą jest powodem, dla którego Harry teraz cierpi na Eliksirach. 
  - Jak to? - spytała Ginny.
  - Jednym z moich przyjaciół, o których wam wspominałem był James Potter.
  Wszyscy, oprócz samego Harry'ego, wytrzeszczyli na niego oczy.
  - Jak to...? - wyjąkał Neville, siadając na miejscu.
  Pokój wypełnił się gęstą, śmierdzącą, żółtą mgłą.
  - Neville! - krzyknęli jednocześnie Fred i George. - Usiadłeś na naszych Łajnobombach!
  - A musieliście je tutaj kłaść?! - krzyknęła Ginny z pretensją.
  Nagle mgła zaczęła znikać, a oczom uczniów ukazał się machający różdżką profesor Lupin.
  - Gotowe - oznajmił, gdy smród zniknął. 
  - Jak pan...? - wyjąkał Fred
  - Przecież smrodu Łajnobomb nie da się usunąć! - wykrzyknął George.
  - Wynalazek twojego ojca, Harry - odparł Lupin z uśmiechem. - Łajnobomby wybuchały w naszym dormitorium mniej więcej raz na tydzień, więc nie dziwcie się, że odczuliśmy potrzebę, by ten smród w jakiś sposób usunąć.
  - Łał - powtórzyli bezgłośnie bliźniacy.
  Lupin uśmiechnął się do nich.
  - Idź, skonfiskuj kilka - powiedział, wskazując na odznakę prefekta na piersi Freda. - Też tak robiłem, chociaż to bardziej na zlecenie niż z własnej woli.
  - Jasne! - wykrzyknął Fred. - Chodź, George, ty podłożysz kilka pod przedział tego Malfoy'a...
  Rudowłosi bliźniacy opuścili przedział.
  - Więc... - zaczął niepewnie Neville. - Czego pan uczy, panie profesorze?
  - Obrony przed Czarną Magią - odpowiedział Lupin.
  - Och... - powiedziała Hermiona. - A... Jak panu na imię?
  - Remus, Remus Lupin - odparł nauczyciel.
  Ron i Hermiona spojrzeli na Harry'ego. 
  - Skąd wiedziałeś? - spytali bezgłośnie. 
  Harry tylko się uśmiechnął. Na razie jeszcze nie miał zamiaru nikomu mówić, co wiedział o swoich rodzicach i Syriuszu.
  - Jeszcze jakieś pytania? - spytał Lupin z uśmiechem.
  - Dlaczego pan... To znaczy... Dlaczego ty tu pracujesz? - wypalił Ron.
  - Trudno jest znaleźć pracę - przyznał profesor. - A profesor Dumbledore był na tyle miły, że zgodził się dać mi posadę... Więc ją przyjąłem. A teraz - dodał, spoglądając na zegarek - przebierzcie się, za chwilę dojedziemy.


☆★☆


Niedługo potem pociąg zatrzymał się na stacji i wylał się z niego tłum uczniów. Harry, Hermiona, Ron i Neville ruszyli w kierunku powozów mających ich zawieść do Hogwartu. Ginny natomiast zarumieniła się, patrząc na Harry'ego i bąknęła, że musi iść, a następnie pobiegła do swoich koleżanek.
  - Jak tam, wy troje! - wykrzyknął Hagrid, machając do nich wielką dłonią. - O, hej, Remus! - dodał, widząc nauczyciela.
  Harry, Ron i Hermiona odmachali, ale nie zatrzymali się, by porozmawiać, bo tłum uczniów popchał ich w kierunku powozów.
  Czwórka trzecioklasistów usiadła razem.
  - Mam nadzieję, że często będziemy mieli Obronę - powiedział Ron, rozsiadając się na siedzeniu.
  - Ja też - odparł Harry. - A teraz przesuń się, Ron, bo zajmujesz dwa miejsca.
  Rudzielec posłusznie się przesunął.
  - Mnie bardziej zastanawia, co takiego profesor Lupin, tata Harry'ego i ich przyjaciele robili Snape'owi, skoro on teraz tak nienawidzi Harry'ego - powiedziała Hermiona.
  Harry wyszczerzył zęby.
  - Nie chcesz wiedzieć - powiedział z uśmiechem.
  Ron, Hermiona i Neville przyjrzeli mu się uważnie.
  - Harry, skąd ty to wiesz? - spytał Neville. - Zachowujesz się, jakbyś... Niedawno rozmawiał ze swoimi rodzicami.
  - No właśnie - zgodziła się Hermiona. - Wcześniej uważnie słuchłeś wszystkiego, co mówiono o twoich rodzicach, a teraz, gdy dowiedziałeś się, że Lupin przyjaźnił się z twoim ojcem, jako jedyny nie byłeś zdziwiony, a tym bardziej zaciekawiony!
  - I wiedziałeś o Lupinie dużo - dodał Ron, - zupełnie jakby już ktoś ci o nim mówił.
  Harry westchnął. Został poproszony, by nikomu nie mówił, że jego rodzice żyją, zresztą uznał, że nawet gdyby powiedział, prędzej uznano by go za wariata, niż mu uwierzono.
  - Nieważne - powiedział. - Kiedy indziej wam wyjaśnię.
  - Czyli kiedy? - spytała Hermiona.
  Może nigdy, pomyślał, ale powiedział wymijająco:
  - Zobaczę.
  Powóz zatrzymał się, a czwórka uczniów zeskoczyła na ziemię.
  - Harry, to 'zobaczę' może długo potrwać - naciskała Hermiona. - Powiedz teraz, po co odkładać?
  - Ej, Potter, naprawdę zemdlałeś? - krzyknął w ich kierunku Malfoy.
  Harry nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy, widząc Ślizgona. W myślach zanotował sobie, że musi pamiętać, by nie zachowywać się, jakby więcej wiedział.
  - No wiesz, Malfoy, ja przynajmniej nie uciekłem z krzykiem na widok jednego dementora - powiedział chłodno.
  Malfoy, tym razem w asyscie swoich dwóch goryli, Crabbe'a i Goyle'a, podszedł bliżej.
  - Zastanawiałem się właśnie, czy nie powiedzieć profesorowi Snape'owi o tym 'incydencie' z pociągu - wysyczał.
  - To świetnie - oznajmił Harry spokojnie, chociaż tak naprawdę bał się, że Ślizgon wykona swoją groźbę i pójdzie akurat do Snape'a. - Szukałem osoby, na której mógłbym wypróbować kilka zaklęć, z czego około połowa jest niebezpieczna. Chętnie skorzystam z twojej propozycji, a obawiam się, że w obronie twoi goryle ci nie pomogą, bo choć mają wielkie ciało, to małe móżdżki.
Oczy Malfoy'a zwęziły się w szparki.
  - Więc lepiej nic nie mów, bo dla mnie to się skończy rocznym szlabanem, a dla ciebie całożyciowym pobytem w Szpitalu Św. Munga - dokończył spokojnie Harry.
  Ślizgoni zacisnęli pięści.
  - Niech ci będzie - wysyczał w końcu Malfoy, a następnie odwrócił się i odszedł.
  - I obyło się bez różdżek. Gratulacje, Harry.
  Trzecioklasiści odwrócili się. Za nimi stał Lupin.
  - Myślę, że twój ojciec mógłby się od ciebie sporo nauczyć - oznajmił w zamyśleniu. - Chociaż nie, na Snape'a takie groźby by nie podziałały. W przeciwieństwie do pana Malfoy'a, Snape znał całkiem sporo zaklęć, a towarzystwo, z którym się zadawał, z pewnością nie miało aż tak małych móżdżków, chociaż muszę przyznać, że śmierciożercy nie grzeszą bystrością...
  - Snape był śmierciożercą?! - wykrzyknęła Hermiona.
  - Nie tak głośno, Hermiona, bo jeszcze cię usłyszy - uspokoił ją Lupin. - Ale z tego co wiem, to tak. Ale teraz pospieszcie się, bo uczta nie poczeka - nauczyciel ruszył w kierunku zamku.
  - To chyba dla niego typowe - mruknął Ron, gdy wchodzili po zamkowych schodach. - Zasypywać nas szokującymi informacjami, a potem odchodzić.
  W odpowiedzi przytaknęli.
  - Potter, Granger!
  Odwrócili się.
  - Nie znowu... - zaczął Ron, ale gdy zobaczył, kto ich wołał, natychmiast zamilkł. - Dzień dobry, profesor McGongall!
  - Witaj, Weasley - odparła chłodno opiekunka Gryffindoru. - Idź z panem Longbottomem na ucztę, was nie wołałam. Potter, nie rób takiej miny. Z tego, co wiem, to nic jeszcze nie nabroiłeś, chociaż znając ciebie, do końca rokj szkolnego zdążysz złamać ze sto zasad, ratując przy okazji Hogwart przed kolejnym wcieleniem Sam-Wiesz-Kogo. A teraz, Potter, chodź ze mną i ty, Granger, też.
  McGongall zaprowadziła ich do swojego gabinetu.
  - Siadać - powiedziała. - Potter, słyszałam, że zasłabłeś w pociągu.
  Harry zarumienił się. Nienawidził, gdy wszyscy zajmowali się jego osobą.
  - Ja nie...
  Do gabinetu weszła szkolna pielęgniarka, pani Pomfrey.
  - Och, to znowu ty - oznajmiła, gdy zobaczyła Harry'ego. - Znowu szukałeś guza?
  - To był dementor, Poppy - poinformowała ją łagodnie McGongall.
  Wymieniły spojrzenia.
  - W tyn roku jeszcze wiele zasłabnie - zacmokała pani Pomfrey. - Dementorzy są okropni, a dla osób, które są delikatne...
  - Profesor Lupin powiedział, że to nie ma nic ze słabością! - wykrzyknął Harry. - Powiedział, że dementory wysysają z człowieka wszystkie wesołe wspomnienia, i że moje najgorsze wspomnienia mogą sprawić, że ktokolwiek zemdleje!
  Pani Pomfrey i McGongall spojrzały na niego z zaskoczeniem.
  - Skąd...? - zaczęła opiekunka Griffindoru.
  - Już mówiłem, profesor Lupin nam powiedział - odparł Harry.
  - Powinieneś przynajmniej zjeść trochę czekolady - powiedziała niepewnie pani Pomfrey.
  - Profesor Lupin mi dał. Dał nam wszystkim.
  - No, w końcu jakiś nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, który zna się na rzeczy - ucieszyła się pani Pomfrey. - Cóż, myślę, że to tyle.
  - Dobrze - McGongall skinęła głową, a pielęgniarka opuściła gabinet. - Potter, mam nadzieję, że sam trafisz do Wielkiej Sali?
  - Jasne, pani profesor - powiedział Harry, po czym opuścił gabinet.
  Gdy upewnił się, że nikogo nie ma na korytarzu, wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów.
  - Uroczyście przysięgam, że nie planuję nic dobrego - wymamrotał, oddalając się od gabinetu wicedyrektorki.
  Harry przeleciał wzrokiem po narysowanej na Mapie Wielkiej Sali. Pierwszoroczniacy czekali jeszcze w holu, więc Tiara Przydziału nie została jeszcze najprawdopodobniej zabrana z gabinetu dyrektora.
  Harry ruszył w kierunku pokoju Dumbledore'a. Doszedł do strzegącego wejścia feniksa, za pomocą Mapy upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu, a dyrektor jest w Wielkiej Sali, po czym wypowiedział hasło zdobyte dzięki Mapie i wszedł do środka.
  Podszedł do leżącej na biurku Tiary Przydziału. Wyciągnął różdżkę i wymamrotał zaklęcie. Tiarę otoczyła srebrna poświata, która następnie znikła między szwami Tiary, używanej przez nią jako usta.
  Plan zadziałał.

czwartek, 19 lutego 2015

6. W pociągu

Na Kings' Cross odwiozły ich samochody z Ministerstwa. Harry, Ron i Hermiona poszli na koniec pociągu i tam znaleźli prawie pusty przedział, jeśli nie liczyć śpiącego w kącie mężczyzny. 
  - Jak sądzicie, kto to może być? - spytał Ron.
  - Profesor R. J. Lupin - wyrecytowała Hermiona.
  R. J. Lupin... Harry przypomniał sobie swoją korespondencję z rodzicami i Syriuszem.
  - Dlaczego ty zawsze wszystko musisz wiedzieć? - spytał Ron.
  Hermiona wskazała na półkę nad mężczyzną. Znajdowała się tam walizka z napisem: Profesor R. J. Lupin.
  - A dlaczego ty zawsze jesteś ślepy? - spytała Hermiona
  - Remus Lupin - powiedział Harry.
  Ron i Hermiona spojrzeli na niego z zaskoczeniem. 
  - Skąd... - zaczął rudzielec.
  - Słyszałem, że będzie uczyć w Hogwarcie - wyjaśnił szybko Harry, jednak widział, że ich to nie przekonało.
  - Jak sądzicie, czego naucza? - spytał Ron, przyglądając się krytycznie połatanym szatom profesora.
  - Jest przecież tylko jedno wolne miejsce - zauważyła Hermiona. - Obrona przed Czarną Magią. 
  - Wygląda, jakby jedno zaklęcie mogło go wykończyć - uznał rudzielec. 
  - Nie sądzę - mruknął Harry.
  Ron przyjrzał mu się uważnie. 
  - Harry, co się stało w te wakacje? Dlaczego ty wszystko wiesz? - spytał. 
  - Wcieliłem się w Hermionę i teraz ja też wiem wszystko - odparł Harry.
  Ron parsknął śmiechem. 
  - Herm, chciałaś nam coś powiedzieć - przypomniał sobie Harry.
  Dziewczyna nabrała powietrza, a następnie wypaliła:
  - Syriusz Black chce cię zabić.
  Jej przyjaciele wytrzeszczyli na nią oczy.
  - Skąd..? - wykrztusił Harry.
  - Podsłuchałam rozmowę państwa Weasley'ów - wyjaśniła Hermiona.
  Zapadło milczenie. 
  - Harry... Na trzecim roku uczniowie mogą iść do Hogsmeade, no wiesz... - zaczęła niepewnie Hermiona.
  - Wiem - powiedział Harry.
  - No i... Chyba nie powinieneś tam iść.
  - Nie iść do Hogsmeade?! - Ron prawie spadł z siedzenia. - Jak można nie pójść do Hogsmeade?!
  - Nie martw się, Ron, nie mam formularzu, ale i tak pójdę - pocieszył go Harry.
  - Ale nie można iść bez formularzu i nie możesz opuszczać Hogwartu póki Black i Lestrage  na wolności! - zaprotestowała Hermiona.
  - Całą radość z życia chcesz mi odebrać? - oburzył się Harry. - Przecież mam pelerynę-niewidkę i Lestrage o tym nie wie!
  - I lepiej żeby on też nie wiedział - Hermiona wskazała na śpiącego profesora Lupina. 
  - Jak sądzisz, Harry, jak najłatwiej będzie się dostać do Hogsmeade? - zastanowił się Ron. - Znasz jakieś tajne przejście? 
  I to dużo pomyślał Harry, przypominając sobie o Mapie Huncwotów. 
  - Ktoś tu wspominał o tajnych przejściach? - spytał Fred, wkładając głowę do ich przedziału. - Avery, konfiskuję te Łajnobomby! - dodał, zabierając paczkę jakiemuś czwartoklasiście.
  - Od kiedy to konfiskujesz Łajnobomby? - zdziwiła się Hermiona.
  - Oszczędzamy - wyjaśnił George, stając obok brata. - Prawdę mówiąc, nie mamy za dużo pieniędzy...
  - ... więc ja wszystko konfiskuję - dokończył Fred, a następnie pochylił się ku przyjaciołom i dodał głośnym szeptem. - Ten Avery znajdzie swoje Łajnobomby pod poduszką...
  Harry uśmiechnął się. 
  - Dacie mi trochę? - poprosił. 
  Hermiona spojrzała na niego z oburzeniem. 
  - Harry!
  - Ciszej, Hermiona! - uspokoił ją kolega. - Obudzisz profesora Lupina.
  - Kogo? - spytał zdezorientowany George.
  Ron wskazał na profesora.
  - Ups... - powiedzieli bezgłośnie bliźniacy.
  - Co to za zbiegowisko? - rozległ się zimny głos. 
  Draco Malfoy odepchnął Freda i George'a. 
  - O, Łasiczka i Bliznowaty! - zawołał, gdy dostrzegł Harry'ego i Rona.
  - Spadaj, Malfoy - warknął Ron.
  - A co, rzucisz na mnie jakieś zaklęcie? - prychnął Ślizgon. - O ile umiesz, oczywiście. 
  Harry zobaczył, że Fred i George zgodnie sięgają do kieszeni.
  - Malfoy, spadaj, chyba że chcesz zobaczyć, czego się nauczyłem przez te wakacje - powiedział chłodno. 
  Ślizgon w odpowiedzi tylko prychnął, a następnie zwrócił się do Rona.
  - Słyszałem, że dostaliście forsę w te wakacje - powiedział. - Twoja mama dostała zawału? 
  Tego było za wiele dla bliźniaków i Rona. Wstali i wymierzyli różdżkami w Malfoy'a. 
  - Ostrzegam cię, Malfoy - wysyczał Fred przez zaciśnięte zęby - jeszcze jedno słowo...
  - Zostawcie go - przerwał mu Harry. 
  Weasley'owie opuścili różdżki, przypominając sobie groźbę Harry'ego. 
  - Levicorpus - wymamrotał Harry, mierząc różdżką w Malfoy'a. 
  Gdy zaklęcie zadziałało, z gardeł Weasley'ów wydobył się ryk śmiechu, a pogardliwy uśmieszek natychmiast zniknął z twarzy Ślizgona.
  - Coo...? - wyjęczał Malfoy, gdy zawisł do góry nogami w powietrzu.
  - Ostrzegałem, Malfoy - powiedział spokojnie Harry.
  - Harry! - zawołała Hermiona.
  - Och, Hermiona, nie psuj nam tej chwili triumfu! - jęknęli zgodnie Weasley'owie.
  Harry przyjrzał się Malfoy'owi z uwagą. 
  - A może tak...
  Wymamrotał kolejne zaklęcie. Malfoy zaklął głośno, gdy niewidzialna siła przykleiła go do ściany. 
  - Potter! - warknął Ślizgon.
  Następnie Malfoy nazwał Harry'ego bardzo brzydko. 
  Weasley'owie i Hermiona wstrzymali oddech, zastanawiając się, jak Harry zareaguje.
  - Uważaj na słowa - poradził mu Harry i wymamrotał kolejne zaklęcie. 
  Usta Malfoy'a wypełniły się mydlinami. 
  - Yyuu! - wyjęczał Ślizgon. 
  Teraz nawet Hermiona dusiła się ze śmiechu. Harry zobaczył, że profesor Lupin się obudził, ale mrugnął do chłopca i udawał, że dalej śpi.
  Nagle pogasły światła. Pociąg się zatrzymał i zrobiło się strasznie zimno. 
  - Coo...? - wykrztusił Ron.
  Harry wyjrzał z przedziału. Nic nie widział, nawet swoich przyjaciół w przedziale. 
  - Harry...? - spytała niepewnie Hermiona. - To ty...?
  - Nie - powiedział Harry. - To nie ja.
  Chłopiec przypomniał sobie listy Syriusza, jeszcze z Azkabanu. To dziwne zimno...
  - To nie ja - powtórzył Harry powoli. - Ale chyba wiem, kto, albo chyba raczej co.
  - Czyli? - spytał głos Rona.
  - Nie chcesz wiedzieć.
  - Nie depresjonuj go, Harry - poradził głos jednego z bliźniaków. George'a... Freda... Albo może jednak George'a...
  Nagle do przedziału wpadły dwie osoby, przewracając Harry'ego. 
  - Co się dzieje? 
  - Neville? Siedzisz na mnie!
  - Kto tu jest?
  - Ginny?
  - Hermiona?
  - Au! Neville, to moja stopa!
  - Sorry, Ron.
  - Siadajcie. Tylko nie na mnie!
  - Ej, to nasza kolekcja Łajnobomb!
  - Czy ktoś może zapalić światło?
  - Yyuu!
  - Cisza!
  W przedziale pojawiło się światło wydobywające się z różdżki profesora Lupina, który teraz stał przy oknie.
  - Spokojnie, usiądźcie - poradził Lupin.
  - Yyuu! - Malfoy przypomniał wszystkim o swojej obecności.
  Lupin spojrzał na Ślizgona chłodno. 
  - Należało ci się - powiedział. - Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o nie wspominaniu o tym wydarzeniu żadnemu profesorowi, bo jestem pewien, że Harry zna jeszcze sporo zaklęć. A ty - Lupin zwrócił się do Harry'ego - mam nadzieję, że nauczyłeś się też przeciwzaklęć? 
  Harry skinął głową i wymamrotał kilka słów. Malfoy spadł na podłogę pociągu. 
  - Przesuńcie się - poprosił Lupin i ruszył w kierunku drzwi, jednak nim tam doszedł, Malfoy wydał z siebie krzyk i uciekł.



  Do przedziału wpłynęła czarna, zakapturzona postać. Harry poczuł straszliwe zimno. Postać wyciągnęła swoją dłoń w stronę chłopca. Harry usłyszał kobiecy krzyk... Jak przez mgłę dochodziły do niego odgłosy z przedziału... Słowa Lupina... W głowie Harry'ego rozległ się straszliwy, wysoki śmiech... Śmiech, który Harry słyszał w najgorszych koszmarach...
  Harry zobaczył jeszcze świecący srebrny kształt nim wszystko zrobiło się czarne.